8. When someone wants to say one word, others use
words to hurt and kill.
To wszystko była wina Alexa.
Kurde, albo ten facet ma jakiś
problem, albo ma do mnie stały uraz psychiczny. Ewentualnie mógł paść ofiarą
Bardala i jego czarnej magii, co przysłoniło mu mózgownicę. Bo jak inaczej
wytłumaczyć to, że wystawił do drużyny Swensena zamiast mnie? I oczywiście
przez tę otyłą dupę straciliśmy zwycięstwo. Ba, nawet podium. I czyja to jest
wina? Na pewno nie Vegarda, on wcale nie pałał entuzjazmem na myśl o
reprezentowaniu Norge-Team.
Hilde, który niemal pobił rekord
skoczni i przez to, pusząc się jak paw, był pewny zwycięstwa, nie był nigdy
wybredny w słowach i w gestach. Nie omieszkał się drzeć tak, że słyszało go
całe Kuusamo, i zamaszyście wystawić środkowego palca do pleców Alexa. Trener
nie miał szans tego zauważyć… gdyby akurat kamera nie była właśnie wtedy
skierowana prosto na wkurzonego Toma.
Teraz na Alexowej liście „do
odstrzału” figurowały już nazwiska trzech ofiar: Hildeły, Skletta i oczywiście
moje. Ale z powodu wręcz okropnego humoru Stöckla, potencjalną ofiarą mógł stać
się każdy, dlatego też wszyscy jak najszybciej zabarykadowali się w pokojach i
nie wytknęli nosa na korytarz.
Tego wieczoru nie udało się
rozegrać pokera. Każdy tkwił schowany w łóżku, a Sklett podobno zamknął się w
łazience. (Prawdopodobnie Rune właśnie odmawiał za to koronki dziękczynne.)
Nawet Anja bała się trenera i
zdążyła tylko chyłkiem przemknąć się na minutkę lub dwie i, słysząc znajomy
trzask drzwi do pokoju numer 80, uciekła do siebie.
- Alex powinien spać w pokoju 66
– odezwałem się.
- Czyli Skletta trzeba zamknąć
pod numerem 69? – zripostował Hilde bez chwili namysłu. – A ciebie w siódemce.
- Dlaczego akurat siódemce?
- Podobno siódemka przynosi
szczęście. A zwłaszcza szczęście w miłości. A propos… nie mam zamiaru znosić
Alexa. Chyba muszę pomyśleć nad jakimś alternatywnym zakwaterowaniem na tę noc…
- Sybi, do cholery, weź to
przełącz – zasugerowałam niezwykle uprzejmie po godzinie słuchania w kółko heavy-metalu
i techno.
- JEEEEEEAAAAAAAHHHHHH! – ryknęła
Sybilla, próbując naśladować tego okropnie drącego się faceta. – FUUUUUUUCKING
AWESOOOOOOOOME!
- Nie możemy posłuchać czegoś, co
chociaż trochę nadaje się do słuchania?! – starałam się przekrzyczeć okropny
ryk.
- ROOOOOAAAARRR!!! – usłyszałam w
odpowiedzi.
Zrezygnowana trzasnęłam drzwiami,
i ignorując potencjalne niebezpieczeństwo, udałam się do hallu. Pochodziłam
sobie w kółko, szukając tematu do rozmyślań. Ostatnio, za sprawą odmiany życia,
lubiłam rozmyślać. Chyba dlatego, że teraz przemyślenia dotyczyły szczęścia.
Ale szczęścia, które miałam, nie zaś tego, które było nieosiągalne.
Stanęłam pod oknem i opierając
się o parapet, patrzyłam na zewnątrz. Było już ciemno. Zupełnie tak, jak w
mojej duszy jeszcze bardzo niedawno. Pojedyncze światełka jaśniały w mroku,
niczym gwiazdy na niebie. Pokochałam ten widok. Pokochałam go już dawniej,
wtedy, na tarasie. Zapisał się w moim sercu jako koniec wszystkiego, co złe i
początek wszystkiego, co dobre. Jako koniec przynależenia do wszystkich, a
zarazem do nikogo; koniec bycia jednakową dla każdego i każdego jednakowego dla
mnie…
Poczułam czyjeś ręce na swoich
biodrach. Nie był to Fannemel. Jego dotyk był ciepły i przyjemny, a od tego
przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
Nie jesteś już obojętna na innych. Nie jesteś dla wszystkich. Jesteś
tylko dla Fannemela, dla nikogo innego.
Czym prędzej strząsnęłam z siebie
niechciane dłonie i obróciłam się.
To był Swensen.
Od razu obudziła się moja
czujność. Lubiłam Swensena, podobnie jak Stjernena czy Bardala, ale moja
percepcja przyjaźni była bardzo uboga i dzieliła się na dwie grupy:
Fannemel = jesteś dla mnie wszystkim
nie jesteś Fannemelem = won ode mnie, trzymaj się na dystans
Vegard, rzecz jasna, nie był
Fannemelem, więc nie mogłam pozwolić, żeby za bardzo się do mnie zbliżał.
- Co tam, Anju? – spytał nienaturalnie
ciepłym głosem. – Dlaczego nie pozwalasz się dotknąć?
- Od tyłu to nie po bożemu. A
poza tym nie jesteś tą osobą, którą chciałabym, żeby mnie dotykała – odparłam
zimno, doskonale widząc, że nie podoba mu się moja odpowiedź.
- Dlaczego?
- Bo nie. Bo jest nią ktoś inny.
- Fannemel – westchnął Vegard.
- Coś ci się nie podoba?
- Skąd, to wasze życie, tylko…
sama nie wiesz, w co się pchasz, Anju. Owszem, Fannis to dobry chłopiec, ale…
dobry tylko na chwilę, na ten jeden raz; jest zepsuty do cna, zmienny i
porywczy. Jak dziecko. Myślisz, że czemu nie miał jeszcze jako takiej
prawdziwej dziewczyny? Bo nie potrafi żyć w stałym związku, przez co żadna go
nie chciała na dłużej. Przysięgam, nie kłamię – spytaj kogo chcesz.
Milczałam, starając się zatrzymać
neuroprzekaźniki, które z uszu dążyły do mojego mózgu i odbijały się huczącym
echem w mojej głowie. A każde słowo powodowało ból, jak od policzkowania.
- On cię nie kocha – Swensen
przysunął się bliżej i zaczął sączyć słowa prosto w moje ucho. – Nie umie
kochać. Jeszcze do tego nie dojrzał. Uwierz mi, Anju, znam go trochę dłużej niż
ty. On się nigdy nie zmieni.
- Nie wiem, po co mi to mówisz –
odezwałam się sztucznie twardym głosem. – Nie mam pojęcia, jaki cel ci
przyświeca. Ale wiem i czuję swoje, i Fannis też. Przecież on by tego nie
zrobił. A nawet jeśli będę musiała kiedyś… zapłacić za szczęście, to… wcale nie
żałuję. I nigdy nie będę żałować, nawet jeśli… nawet jeśli do końca życia… będę
przez to cierpieć. Nie zamieniłabym tych szczęśliwych chwil na święty spokój do
końca życia. Bo człowiek powinien żyć chwilą, a właśnie dzięki Fannisowi mogę
powiedzieć, że chwile mojego życia są szczęśliwe!
Ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam
Swensenowi w twarz.
Paru skoczków siedzących w
bufecie przyglądało się nam z zaciekawieniem, zapewne oczekując sensacji. Wśród
nich śmiejący się na całe gardło Wiewiór i … Prevc. Nawet Hilde, w pośpiechu
wybiegający z hotelu, przyjrzał się nam mimochodem.
- Żyć chwilą? – powtórzył
Swensen, dostrzegając widocznie jakąś korzyść dla siebie w tym dwusłownym
zdaniu. – To poczuj tę chwilę – schylił się, próbując dosięgnąć moich ust, ale
otrzymał ode mnie tylko siarczysty policzek.
Doskonale wymierzony, nie
sądziłam, że aż tak bardzo plaśnie. Pod wpływem uderzenia głowa Swensena
odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni, co wykorzystałam, żeby obrócić się na
pięcie i zbiec w głąb hotelu.
Wpadłam do pokoju całkowicie
zdezorientowana. Byłam wstrząśnięta, jak Norwegowie potrafią być podli wobec
siebie. A wydawało mi się, że to tacy mili i, hmmm, kulturalni? ludzie.
Hehehehe, taaaaa…
Nie chciałam jednak nikomu
opowiadać o scenie, którą urządził mi Swensen, więc skupiłam się na udawaniu,
że nic się nie wydarzyło, co wyszło mi tak sobie, ale przez lata nauczyłam się
robić dobrą minę do złej gry. Różnie to przecież bywało…
Znacznie gorzej poszło
Swensenowi, bo gdy na wieczornym zebraniu Stöckl zauważył czerwone pręgi na
jego policzku, ten zaczął tłumaczyć się drobną bójką ze Stjernenem. Najlepsze w
tym wszystkim było to, że Andreas w ogóle nie wiedział, o co chodzi… Jednak
wszyscy skupili się raczej na Hilde, który mimo wszystko postanowił dać
drapaka, więc nikt nie zwrócił uwagi na najbardziej beznadziejną wymówkę na
świecie.
Alex burknął kilka słów na temat
niesubordynacji kadry norweskiej, uparcie świdrując wzrokiem biednego Fannemela
i kazał nam się rozejść, machnąwszy ręką z rezygnacją.
Sybilla położyła się spać
wyjątkowo wcześnie, jak na nią. Była niezwykle podniecona, co trochę irytowało,
bo Zografski, po wielu jej prośbach, błaganiach i usilnych staraniach, zgodził
się przejść się z nią z samego rana na spacer. Wydaje mi się, że zrobił to
bardziej z litości, ale kto go tam wie? W każdym razie nikt rozważny nie zamierzał
psuć radości Sybi.
Za to ja, w przeciwieństwie do
niej, wcale nie byłam radosna i daleko było mi do przejścia do trybu „spanie”.
Długo nie mogłam zasnąć.
Ba, w ogóle nie mogłam zasnąć.
Sybilla już dawno chrapała, gdy
ja leżałam niespokojnie na wznak z otwartymi oczami. Bez przerwy, wbrew swojej
woli, rozmyślałam nad słowami Swensena. Nie wierzyłam mu, nie chciałam mu
wierzyć. Ale Vegard dobrze wiedział gdzie uderzyć, by mnie znokautować.
Próbowałam nakazać sobie przestać
myśleć. Przecież teoretycznie wiedziałam, po dwóch latach psychologii, że
powiedział to tylko po to, żebym się zadręczyła, zamyśliła na śmierć.
To tyle teorii.
A wszyscy doskonale wiedzą, jak
wielka jest przepaść, między teorią, a praktyką.
Przestań, STOP, nie wolno ci o tym myśleć. To są bzdury, wiesz o tym.
To wszystko przecież nie ma
sensu… przecież gdyby Fannemel… rzeczywiście mnie nie kochał to… nie
zachowywałby się w ten sposób. Przecież to wszystko nie mogło być… udawane,
prawda?
Wszystko kotłowało się we mnie i
huczało. Odbijało się echem i wracało. Moja dusza drżała. Moje mięśnie były
napięte. A serce waliło jak młotem.
W końcu nie wytrzymałam.
Impulsywnie zerwałam się z łóżka
i wyszłam na korytarz. Trzy razy zatoczyłam kilkumetrowe koło, chcąc się trochę
uspokoić. Ale nie pomagało. Podkradłam się pod pokój 95 i weszłam do środka.
Na palcach podeszłam do łóżka
Fannemela, nie chcąc go obudzić.
Jak to: nie chcąc? Przecież po to tu przyszłaś.
Ale on usłyszał cichy szmer.
Podniósł się i, oparłszy się łokciem na poduszce, zapalił lampkę nocną.
Spojrzał na mnie, mrużąc oczy pod światło.
- … Anja? – spytał sennym głosem.
– … Coś się stało?
- No bo ja… bo ty… to znaczy yyy…
- teraz zupełnie straciłam wątek i zastanawiałam się co w ogóle i jak chcę mu
to powiedzieć. W końcu wybuchłam jakimś wprost uroczym spazmem. – Bo ty mnie
kochasz, prawda? A nie tak, jak mówi Swensen…? Bo on to tak jakoś… Że nie
jesteś ze mną tylko dlatego, że akurat jestem… pod ręką? Ani nie robisz tego z
litości, jak Vladi? Ani nie jestem tylko… zdobyczą? I ty mnie naprawdę
kochasz…? Fannis, ja nie wiem…
Chyba dotarł do niego ogólny sens
tego, co w trochę bałaganiczny sposób starałam się mu powiedzieć. Usiadł na
łóżku, a ja między jego kolanami, kładąc głowę tam, gdzie zawsze.
- Przecież sama dobrze wiesz –
odezwał się Fannemel. – I przestań brać do serca wszystkiego co mówią, bo ty
tylko woda na młyn dla takich kretynów jak Swensen. Proste zestawienie:
wierzysz mi czy jemu?
Pokiwałam głową z przekonaniem. A
niech to szlag! Dałam się urobić Swensenowi dokładnie tak jak tego chciał…!
- Boże, jaka ze mnie kretynka –
westchnęłam z pogardą dla samej siebie. – Przyjmuję wszystko to, co mówią
ludzie. Ty… zasługujesz na kogoś lepszego, a nie taką mątwę jak ja.
- Sranie w banie. Po pierwsze:
wcale nie jesteś mątwą – zresztą do końca nie jestem pewny czy wiem co to
takiego… Po drugie: to Swensen tak uważa, nie ja. I po trzecie, najważniejsze:
nie chcę zasługiwać na nikogo innego, nawet jeśli byłaby to królowa Anglii w
postaci Jennifer Lopez, którą, nawiasem mówiąc, uwielbiam od podstawówki i ma
zarąbisty tyłek. Ale ja mam ciebie i z nikim innym nie będę szczęśliwszy. Także
sugeruję, żebyśmy zapomnieli o wszystkim złym i zastosowali system-olew, który
sprawdza się najlepiej. Jutro policzę się z tym idiotą Swensenem, ale póki co;
chodźmy może spać.
Fannemel pozbył się mojej
koszulki i cisnął ją w kąt. Położyłam się i przykryłam ciepłą kołdrą. Anders
owinął mnie ręką i przyciągnął do siebie. Zamknął szczelnie w swoich ramionach;
moim małym azylu, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie i dobrze. Tym razem sen
przyszedł szybko, gdy czułam przy sobie ciepłe ciało Fannemela i jego oddech na
mojej szyi.
Z samego rana Hildeła przekradła
się po cichu pod pokój, nie chcąc napotkać na swojej drodze trenera. Drżał na
samą myśl, że mógłby na niego wpaść, zwłaszcza, że Alex raczej nie pochwaliłby
jego poczynań. Bo żaden trener raczej nie jest zadowolony, jak połowa ekipy, po
kolei, codziennie gdzieś znika, przepada i ucieka.
Tom, ku swojemu zdziwieniu,
zastał drzwi zamknięte na klucz. Dziwne, Fannis nigdy nie pozwalał zamknąć
drzwi z myślą, że Anja może przyjść w każdej chwili. Hilde w panice rozglądnął
się wokół, uważając czy nie zbliża się jakieś potencjalne zagrożenie, po czym
zaczął walić pięścią w drzwi.
- Fannis, cholerny kurduplu,
otwieraj!
Zgrzytnął zamek i na progu
stanęła Anja, z rozcapierzonymi włosami, ubrana w za dużą na nią koszulkę
Fannemela.
- Yyy… siemson – odezwał się
Hilde, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Jego mózg, skryty pod strzechą
czegoś, co on sam nazywał włosami, nagle zaczął pracować na najwyższych
obrotach, produkując różne fantazje. – Pozwolisz mi wejść? – wskazał ręką
wnętrze pokoju.
Anja odsunęła się z przejścia i
wpuściła lokatora do środka, po czym z powrotem usiadła na łóżku.
- A wy znowu razem? – spytał
Hilde wesoło, rzucając na szafkę swój podkoszulek i szukając jakiegoś nowego. –
Spuścić was na chwilę z oka… Wiecie, co; chyba muszę częściej wychodzić. A propos:
jak wam było, hm?
- Zajebiście – uśmiechnął się
Fannemel, wykonując jakieś dziwne akrobacje brwiami, chyba tylko po to, by
sprowokować Hildełę do spontanicznych komentarzy. – A ty co ciekawego robiłeś
przez całą nockę, hm?
- No cóż – Hilde zaśmiał się w
charakterystyczny sobie sposób. – Mówiłem, że muszę znaleźć przyjemniejsze
miejsce na nocleg…
- Taaa… - mruknął przeciągle
Anders. – Na przykład u niejakiej Lilly Thomson…
Można było zaobserwować zmianę w
wyrazie twarzy Toma Hilde.
- Nie mam pojęcia, o co ci
chodzi… - bronił się słabo.
- Nie? Naprawdę? Pozwól, że
trochę rozjaśnię ci w głowie – Fannemel sięgnął po jego telefon i kilkoma
kliknięciami zalogował się na skrzynkę pocztową.
Przeleciał wzrokiem wiadomości i
otworzył jedną z nich i zaczął czytać
ze śmiechem.
- Cześć, Lilly – Hilde w końcu zorientował się, o co chodzi i
rzucił się na Fannemela, ale ten niezrażony czytał dalej, śmiejąc się coraz
bardziej. – Nie wiem, czy jeszcze
pamiętasz nasze spotkanie, bo ja owszem. Długo nad tym myślałem i doszedłem do
wniosku, że naprawdę wyglądasz jak lilia, od której pochodzi Twoje imię. Mmm,
mrałłłłł…!
Anja zaczęła chichotać, ukrywając
twarz w dłoniach i zerkając na reakcję Toma.
- Więc choć naszego spotkania nie minęło wiele czasu, ja już nie mogę się
doczekać następnego – Fannemel oddzielał każde słowo spazmatycznym
śmiechem. Hilde założył mu nelsona, ale to nie powstrzymało Andersa. – Chciałbym Cię poznać jeszcze bliżej, bo
wydaje mi się, że nasza znajomość może być niezwykle owocna. Łohohoho! Nie wiem, jak Ty uważasz… W każdym razie
odpisz, proszę, jak najszybciej, bo będę czekał z niecierpliwością. Oby do
usłyszenia. Tom. Hehehe… Naprawdę
dała się nabrać na ten stary bajer, który wymyśliłem z pięć lat temu?... Chociaż
ten kawałek z lilią mogłeś sobie darować… O, co my tu jeszcze mamy…? Witam. Cieszę się, że myślisz o mnie, bo ja
z wzajemnością, też…
Na mailu od Lilly, Fannemel
poddał się. Już nie wytrzymywał rozsadzającego go śmiechu. Oddał telefon
właścicielowi, rzucając go w jego kierunku.
Hildełowi wcale nie było wesoło
tak, jak reszcie.
- Grzebiesz mi w rzeczach
osobistych? – spytał z urazą.
- Tym razem to naprawdę nie ja! –
Fannemel uspokoił się nieco. – To Sklett ostatnio to znalazł. Wiesz, gdzie
choćby trochę wieje miłością…
- Tam Sklett wpierdzieli się z pewnością
– dokończył Tom, uśmiechając się diabelsko (bo w końcu trzeba chwalić się
swoimi osiągnięciami) a Vegard Haukoe Sklett, tudzież Atle Pedersen Rønsen, są najlepszymi
roznosicielami różnorakich informacji.
Rozległo się śmiałe pukanie do drzwi
i do pokoju zawitał… Stöckl.
- Za godzinę lecimy do
Enngelbergu – oznajmił. Jego wzrok przeleciał przez Hilde i Fannemela, i
zatrzymał się na Anji. – A ty co tu robisz w koszulce Andersa? – spytał
podejrzliwie.
- Spałam tutaj – odparła
dziewczyna, wyraźnie podkreślając oba słowa. – Tutaj jest przyjemniej i cieplej
niż u nas w pokoju…
- Powiem Sybilli, że ma zamykać
na noc okno – oświadczył Alex.
- Ale mi nie chodziło o t a k i e
ciepło – mruknęła Anja, jednak trener jej nie usłyszał.
- Radzę wam się przygotować i to
jak najszybciej – rzekł zniecierpliwionym głosem. – I tak to jest najpóźniejszy
samolot, ale przez n i e k t ó r y c
h nie dało się zdążyć na ten
wcześniejszy – dorzucił miażdżąc wzrokiem Hilde, który skulił się w sobie.
Po czym Stöckl ogarnął wzrokiem
ogólny bałagan w pokoju, którego Rønsen
nie omieszkałby nazwać burdelem, i wyszedł z niesmakiem kręcąc głową.
Przez godzinę przygotowań nic
szczególnego się nie działo; Anja, spokojna, spakowała się dość szybko, niezbyt
interesując się zamętem, który wybuchł, gdy zatkał się klop w pokoju Bardala i
Stjernena. Swensen zdawał się czekać na opóźniony zapłon, jak na razie
bezskutecznie. Starał się nie okazywać po sobie myśli „to jeszcze nie koniec,
tak łatwo się nie poddam”. Ale Fannemel i tak wiedział, że musi Vegardowi
przemówić do rozsądku. I to bynajmniej nie słowami. Następnym razem pomyśli
dwukrotnie, zanim zacznie gnębić Anję…
W samolocie czas podzieliłam na
dwie części: niespokojne drzemanie, oparta na ramieniu Andersa i rozpaczliwe
próby utrzymania żołądka na swoim miejscu. Kilka razy kanapki firmy
„Air-made” znajdowały wyjście ewakuacyjne z mojego brzucha i musiałam biegać do łazienki. Zarzuciłam stewardessie, że ich kanapki mają zły wpływ na mój organizm, jednak ta usiłowała wmówić mi, że były całkowicie zjadliwe…
„Air-made” znajdowały wyjście ewakuacyjne z mojego brzucha i musiałam biegać do łazienki. Zarzuciłam stewardessie, że ich kanapki mają zły wpływ na mój organizm, jednak ta usiłowała wmówić mi, że były całkowicie zjadliwe…
Zastanawiałam się nad losem
ludzi, na których spadły moje wymiociny, chociaż Velta, siedzący po mojej
prawej stronie, zapewniał mnie, że rzeczy spadające z dużej wysokości ulegają
samorozkładowi. Ciekawe, skąd to wiedział. Sprawdzał, czy jak?
Podczas piątego sprintu do
toalety (zanotowałam nowy rekord: dobiegłam tam w pół minuty!) i trochę
wolniejszego powrotu, kiedy to kurczowo trzymałam się oparć foteli, wyjrzałam
przez okno.
Zakręciło mi się w głowie i
niemal rzuciłam się na fotel, chyba mój, ale pewności nie miałam.
A tak, jednak mój: Fannemel siedział obok.
Przestałam zastanawiać się nad
samodestrukcją spadających wymiocin, a moje myśli skupiły się nad tym, jak
daleko w dole została ziemia. Koszmar… Tak wysoko… zaczęłam sobie przypominać
wszystkie katastrofy lotnicze słyszane ostatnio w radio albo oglądane w
telewizji; wszystkie błędy pilotów, ataki terrorystyczne, podłożenia bomb…
Air force one…
- Ja pierniczę… - jęknęłam,
próbując zignorować fakt, że podczas lądowania mój żołądek usiłował spaść
szybciej niż ten cały cholerny samolot.
Głos stewardessy, oznajmiający,
że wylądowaliśmy, był jak zbawienie.
Alleluja!
Odetchnęłam z ulgą i rozluźniłam
dłoń; dopiero teraz zorientowałam się, że ściskałam nią rękę Fannemela, jak
imadłem.
- Dobrze się czujesz? – spytał
Anders z uśmiechem. – Jakoś tak blado wyglądasz, wiesz?
Odwróciłam głowę w jego kierunku,
nadal z szeroko otwartymi oczami.
- Żartujesz sobie? – spytałam. –
To przez ten lot…
Wysiadłam z samolotu na miękkich
nogach, odrzucając ze wzgardą pomocną dłoń zaoferowaną przez Swensena. Zresztą
jak tu mówić o pomocy, gdy ktoś chce ci rozwalić psychikę? To ja za taką pomoc
podziękuję.
Och, ziemio najsłodsza, ukochana! Tyś jest
jak zdrowie! Jak można cię kochać – ten tylko się dowie, co… latał samolotem.
Konkurs miał odbyć się jutro,
więc po kwalifikacjach mieliśmy czas do osobistej dyspozycji, co gdy Alex nam
obiecywał, nie omieszkał się przeżegnać.
Krzyki Velty na korytarzu
sugerowały, że Rune odmówił dalszej współpracy w kwestii dzielenia kwatery z
„tym cuchnącym skunksem”.
- Uważaj, Żółwiu, kogo nazywasz
skunksem! – darł się Sklett, celując sierpowym w Veltę.
- Ho ho! niezły zwierzyniec! –
odezwał się Bardal, odwracając uwagę kłócących się od Hilde i Fannemela, którzy
majstrowali przy drzwiach ich pokoju, najwyraźniej coś na nich przyklejając.
Gdy się odsunęli, można było
podziwiać dzieło.
Kartka formatu A2 z kolorowym,
łaciatym i pstrokatym napisem: WELCOME TO ZOO i amatorskimi rysunkami żółwia,
powoli uciekającego przed pierdzącym skunksem.
- To za Bajkolandię! – wrzasnął
Fannemel ze śmiechem, uciekając w stronę łazienek przed wielce wkurzonymi Veltą
i Sklettem.
Uśmiechnęłam się na widok tych
afiszów na drzwiach, jak również na widok biegnących skoczków.
Poza tym było w miarę spokojnie,
skoro Sybilla zamknęła się w pokoju.
Prawdziwy cyrk zaczął się dopiero
wieczorem.
Koło dziewiątej wieczorem paru
skoczków kadry norweskiej razem z Anją wybrało się na wieczorny spacer dla
odetchnięcia świeżym enngelberskim powietrzem.
- Dokąd idziemy? – spytała
dziewczyna, trzymając Fannemela za rękę. Od lekkiego mrozu na jej policzkach
wykwitły rumieńce, które dodawały jej jeszcze świeżości i uroku.
- Odwiedzić starych ziomków,
wiesz; Niemców, Szwajcarów, Polaczków… - uśmiechnął się Anders wesoło,
wyczuwając jakąś aferę. – Może natrafimy na jakiś przypał…?
Skoczkowie poszli do bufetu po
drinka, a Anja usiadła na ławeczce obserwując, co ciekawego się dzieje. Z
hotelu zaczęli do Norków wychodzić lokatorzy. Wśród nich Wiewiór, Freitag i
Simon Ammann z jakąś młodziutką dziewczyną. Anja mimowolnie zaczęła się
zastanawiać, kim jest ta dziewczyna; na pewno nie są parą, w końcu Ammann ma
żonę, ale też na pewno nie są sobie obcy. W dodatku przyjaciółka Simona
wyglądała na inną niż dziewczyny w jej wieku. I te jej nienaturalnie mocne
gesty…
- Nadal mi nie wierzysz – odezwał
się Swensen, usiadłszy koło Anji z kpiąco-pobłażliwym uśmieszkiem.
Dziewczyna chciała odejść, ale
Vegard przytrzymał ją.
- Nie będę cię słuchać –
oznajmiła Anja płaczliwie, nie chcąc powtórki z rozrywki.
Jej obawy wcale nie były płonne.
- Nie zajmę ci dużo czasu. Chcę
cię tylko poinformować, że przy n i
m nie będziesz szczęśliwa.
- O n ma imię.
- Tak, ale zobaczysz, że jak
tylko przyuważy gdzieś jakąś atrakcyjną laskę, zostawi cię. A wówczas to imię
będzie tylko odłamkiem szkła w otwartej ranie.
Widać było wyraźnie, iż jego
celem jest zrażenie dziewczyny do Fannemela, jednak ingerencja Vegarda w
psychikę Anji odniosła zgoła inny rezultat. W jej oczach zajaśniały dwie małe
łezki, pociekły po jej policzkach i skapały z brody.
Nagle Swensenem zarzuciło do
przodu i zgiął się wpół. Był to Fannemel, który, usłyszawszy wszystko i
ujrzawszy twarz Anji, niezbyt honorowo zaatakował od tyłu. Opinią Vegarda
bynajmniej się nie przejmował, ale nie mógł patrzeć obojętne na krzywdę, którą
ten chciał wyrządzić jego dziewczynie.
- Jak ty tak możesz, pierdolony
egoisto?! – spytał Anders, wrzeszcząc na całe gardło, ściągając tym samym uwagę
publiczności. – Co ci strzeliło do tego jebanie zakutego łba?!
- Spoko, chłopie, luz… - mruknął
Swensen, ugodowo unosząc w górę dłonie, ale Fannis nie dał się tak łatwo
udobruchać.
Zadał Swensenowi parę
energicznych ciosów, z których Vegard odparł tylko kilka. Fannemel był naprawdę
wściekły. Doprowadziwszy Swensena do pozycji, w której mógł z nim zrobić, co
chciał, wykręcił jego głowę w kierunku Anji.
- Tak, krzywdź ją sobie, krzywdź;
przecież to takie, kurwa, zabawne! – ryknął, potrząsając przerażonym w tamtej
chwili Vegardem.
Następnie obrócił Swensenowy łeb
o 180 stopni.
- A teraz patrz dobrze – wskazał
dziewczynę towarzyszącą Ammanowi, która zaniepokojona chowała twarz za plecami
skoczka. – To Sylvia, jest niemową. Dałby Hofer, żebyś przez chwilę znalazł się
na jej miejscu!
Fannemel i Swensen wdali się w
ostrą bójkę, która zakończyła się interwencją policji. Wszyscy stali w
oszołomieniu, próbując przetrawić to, co właśnie się wydarzyło, a jedynym
szczęśliwym był Sklett, zadowolony, że tym razem wyjątkowo gliny nie zwinęły
jego.
To wszystko wydarzyło się tak
szybko.
Emocje, które towarzyszyły temu
wszystkiemu buzowały we mnie jak onegdajszej nocy. Niepokój i zdenerwowanie. I
znowu ten s t r a c h .
Po jakimś czasie pogubiłam się i
już zupełnie nie wiedziałam, co dzieje się dookoła. Ktoś podjął nieudaną próbę
odprowadzenia mnie do hotelu. Słyszałam głosy; śmiech Żyły, nawoływanie Hildego,
jakieś słowa wypowiadane przez Ammana – ale wszystko jakby z oddali, z
nierzeczywistego świata. Tak jak i obrazy; widziałam zakłopotanego Freitaga,
rechoczącego Rønsena,
gdzieś mignęła mi sylwetka Krausa – ale wszystko było takie odległe i… jakby
cienie, odbicia iluzji.
Oprzytomniałam dopiero po
dłuższej chwili. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, ale sądząc po pustce i
ciszy, chyba sporo. Wszyscy dawno się rozeszli.
… a nie, nie wszyscy; na ławce, w
pewnej odległości ode mnie, siedziała Sylvia. Rysowała coś zawzięcie ołówkiem,
zerkając od czasu do czasu przyjaźnie w moją stronę.
Co powiedział o niej Fannemel? Że
jest niemową?
To straszne, nie móc nigdy się
odezwać, nic powiedzieć.
- Co to? – spytałam życzliwie,
chcąc z nią porozmawiać… w miarę możliwości. – Mogę zobaczyć?
Uśmiechnęła się blado i odsłoniła
kartki.
Moim oczom ukazały się
czarno-białe szkice. Dziewczyna naprawdę miała niebagatelne zdolności; obrazy
wyglądały niemal jak żywe. A było tam wszystko: od karykatur – po portrety,
pejzaże i martwą naturę. Jeden z rysunków przedstawiał zamyślonego Ammana, inny
suszącego zęby tego Morgen…sterna, a jeszcze inny karykaturę Prevca z szufladą
zamiast żuchwy, z której wystawały skarpety.
Sylvia, widząc widocznie mój
szczery zachwyt nad jej pracami, pokazała mi tę, którą właśnie kończyła:
kolejne ujęcie Ammana, tym razem cieszącego się ze zwycięstwa.
- Lubisz go, prawda? – spytałam.
– Widać, bo często go rysujesz. Kim jest Simon dla ciebie?
Na to pytanie dziewczyna
podpisała pracę „mój przyjaciel i jego zwycięstwo”. Następnie podrapała się po
głowie, wyciągnęła z niemal nabożną czcią jedną z kartek i nabazgrała na niej:
„A dla ciebie Fannis? J”
- … Całym światem – odparłam
lekko zamyślona. – Narysuj mi go kiedyś, dobrze?
Sylvia przytaknęła ochoczo, z
wesołym uśmiechem.
- Długo już tak… milczysz? –
spytałam ostrożnie, z czystej, przyjacielskiej ciekawości.
Skinęła głową. Dłonią złapała się
za szyję.
Rak krtani…?
Kościelny zegar wydzwonił północ.
To już aż tak późno? Minęły trzy godziny? No ładnie. Mam nadzieję, że Alex
zignorował moją nieobecność…
- Muszę już wracać – oznajmiłam
Sylvii.
Skinęła głową, uściskała mnie i
wysłała całuska na dobranoc. Odchodząc odwracałam się kilkakrotnie w jej stronę.
Stała na chodniku u odprowadzała mnie wzrokiem, po czym pozbierała swoje prace
i weszła do budynku.
Wróciłam do hotelu i chyłkiem
przemknęłam się do pokoju, nie chcąc tłumaczyć się Stöcklowi ani nikomu innemu.
- Zogu… - mruczała Sybilla przez
sen, pochrapując z lekka.
Położyłam się spać, chcąc szybko
zasnąć i zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia i pozwolić snowi ukoić
poszarpane nerwy.
Przywieźli nas na posterunek
poobtłukanych i posiniaczonych. Zajął się nami jakiś zrzęda, przynudzający staruszek
i wcale atrakcyjna asystentka. Testowaliśmy ze Swensenem jej odporność na nasze
norweskie wdzięki, posyłając jej uwodzicielskie uśmieszki i powalające
spojrzenia. (Może i byliśmy aktualnie poprztykani, ale do pewnych spraw
mężczyźni, a zwłaszcza Norwegowie, zawsze się jednoczą.)
- Kurde, głupio wyszło – odezwał
się Vegard po półtorej godzinie wywodów starego nudziarza. – Serio mi teraz
głupio. Kicha, głupia sprawa – podrapał się po głowie. – Sorka, Fannis.
- Było myśleć wcześniej –
burknąłem.
- No sorka, nie fochaj się już,
plis. Ja… po prostu tęsknię za tym dawnym Fannisem. Tym, z którym można się
zabawić bez myślenia o konsekwencjach.
- Co cię tak nagle wzięło, stary?
– spytałem, oburzając się z miejsca.
- No, zmieniłeś się, Fannisku. To
już nie ten sam Król Norweskiego Zła, co kiedyś. Teraz musimy poszukać sobie
innego kumpla do zabawy…
Że co? Czy Vegard Swensen ma
właśnie czelność sugerować, że ja, Anders Fannemel, Król Norweskiego Zła (choć
nie używam przy Anji tegoż tytułu), nie potrafię się już dobrze bawić? Co za
herezja! Kiedyś przypłaci to głową, już ja o to zadbam! Nikt nie będzie mi
wmawiał, że kiepski ze mnie kumpel do rozrywki. N i k t . To prawda, mam Anję,
zmieniłem się dla niej, nie latam za dziwkami z wywieszonym jęzorem jak Hildeła,
ale chyba to nie eliminuje mnie z gry, prawda? Bycie w związku nie musi być
równoznaczne z abstynencją od jakiejkolwiek zabawy.
- Pierdzielisz bez sensu.
- …To jak będzie? Graba na zgodę?
– Swensen wyciągnął rękę w moim kierunku.
Zmarszczyłem brwi, mierząc go
wzrokiem, po czym skinąłem ostatecznie głową, ściskając jego dłoń.
- Ale masz ją przeprosić.
- Się rozumie.
Staruch dał nam po upomnieniu i
nałożył na nas karę grzywny. Po sto pięćdziesiąt euro od łebka!
Co on kurwa myśli, że pieniądze na drzewach rosną? Może w Szwajcarii,
ale nie w Norwegii.
Machnął na nas ręką i poszedł, a
jego asystentka uśmiechnęła się wyrozumiale i zalotnie odrzuciła do tyłu
brązową grzywkę. Stara sztuczka. Ale efektywna i efektowna. Ach, jakże
zachciało mi się nagle rzucić jakimś uwodzicielskim tekstem… Ale Anja… i zanim
zdążyłem się na to zdecydować, Swensen mnie uprzedził.
Gdy wróciliśmy do hotelu było już
dobrze po północy. Alex już spał, ale wiedzieliśmy, że jutro czekają nas
ciężkie chwile.
A zwłaszcza mnie…
Szybko udaliśmy się do swoich
pokojów. Miałem nadzieję, że Anja nie przeżyła tego tak mocno. Przez chwilę
chciałem pójść do niej, ale słysząc trzaskanie drzwi na korytarzu i pomyślawszy
o gniewie Stöckla lub Sybilli, zaniechałem tego przedsięwzięcia.
Przecież Anja pewnie sama już śpi.
Pójdę tam z rana.
- … Tak więc strasznie cię
przepraszam, Anju – tymi słowami Swensen zakończył swój monolog. – Mogę liczyć
na wybaczenie?
Dziewczyna myślała nad
odpowiedzią.
- Wybaczyć ci mogę, ale czy
zapomnę – nie obiecuję – rzekła w końcu.
- Rozumiem – pokiwał głową Vegard
i odszedł w swoim kierunku.
Wczorajsza bitka Fannemela i
Swensena z pewnością nie uszłaby im na sucho, gdyby inna, nowa wpadka nie
zaprzątnęła myśli trenera. Otóż z samego rana w hotelu zjawił się… Stjernen
pijany w trupa; chwiejnym krokiem, przypominającym polkę, przemierzał
korytarze, gadając sam do siebie. Wpadł do Bajkolandii, gdzie jak zwykle
przesiadywała większa część towarzystwa.
- Andreas, a tobie co? – odezwał się
Bardal.
- Gdzie są moje Cini-chrupki? – dopytywał
się bełkotliwie Stjernen, rzucając spojrzenie na Swensena, chrupiącego płatki
prosto z opakowania.
- Gdzie to się bywało? – spytał
Hilde z głupawym uśmieszkiem. – Pewno z Żyłą na kielichu…?
- Żyła… żyła o imieniu… Żyła. Jak
w tej Żyle… pękła żyła to ta Żyła już… nie żyła. Hehehe – wyrecytował Stjernen,
przerywając co chwila na czknięcie.
- Dlaczego się tak uchlałeś?
- Dlaczego? – powtórzył Andreas.
– Briggie mnie rzuciła – burknął ponuro. – Była dla mnie wszystkim… Czemu, ach
czemu…?! I wiecie… poszło się do baru na kielicha, gdzieś ten ból udupić. I
ten… Jedno piwo, drugie piwo, potem whisky… I jakoś tak… samo poszło. Nikt mnie
nie kocha! Bridget mnie zostawiła, whisky się skończyło, nawet zżarli mi moje
Cini-chrupki… hep!
Stjernen wyszedł, zataczając się
na ściany, wpadając na wkurzonego trenera, widokiem swojego stanu rozsierdzając
go jeszcze bardziej.
To był bez wątpienia bardzo
ciężki dzień dla norweskich skoczków. W ogóle dla norweskiej kadry, bo przecież
nie można powiedzieć, by Alexowi było lekko. W dodatku na tablicy korkowej
Alexa, niebywale wielkim potworze, wiszącym nieopodal jego pokoju, Rønsen znalazł ciekawą
kolorową kartkę – zabazgraną ledwie, ale wystarczająco, czytelnym pismem – i jako namolny plotkarz, taki norweski
Fettner, od razu poleciał tam, gdzie większość drużyny spiskowała i knuła,
planując kogo udupić tym razem.
Ale ich plan, jeśli takowy mieli,
nie doszedł do skutku. Norwegowie, choć przeczytawszy wiersz, brechtali jak
szaleńcy, zaczęli w swoich wypaczonych umysłach wymyślać różne podejrzenia i
teorie spisku. Wszyscy zaprzeczali, jakoby było to ich dzieło. I przez to
postanowili nafochać się na siebie nawzajem, (a nawet na samych siebie, na
wypadek, gdyby zrobili to nieświadomie). I teraz Velta zamknął się w pokoju i
szlochał ostentacyjnie, dając wyraz dezaprobaty do wymyślania tak paskudnych
kłamstw na jego temat, Fannis hejcił wszystkich swoimi najjadowitszymi
spojrzeniami, Sybilla, w ramach protestu, puściła heavy-metal na cały hotel, a
Hilde rzucał w ludzi swoimi kosmetykami. I na nic zdały się próby Anji, by
pojednać tych norweskich popaprańców. Na nic zdały się grupowe sesje
terapeutyczne, indywidualne rozmowy, a nawet groźby i szantaże.
Bo na co zdają się słowa, gdy
nawet Czesi nie mają respektu dla Norwegów Wspaniałych?
A oto treść kartki:
Wiersz o
norweskich posrańcach:
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najlepsi w negliżu są NORWEGOWIE!
Wszyscy z nich chcą robić wielką karierę,
Lecz w łepetynach nie mają za wiele…
Skaczą do wody, tańcują do rana,
Piją wódeczkę, piwko i szampana.
Raz jest impreza, a raz jest zabawa;
W tych kręgach rządzi seks, wódka i sława.
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najlepsze przypały mają NORWEGOWIE!
Raz sobie po prostu grają w pokera,
A tu wpada Sybi, wściekła jak cholera.
Coś tam przeklina, coś tam narzeka,
Że Vegard Haukoe Sklett prawie nago ucieka.
Innego razu wódki nie było wcale,
Za to się Swensen poprztykał z Krasnalem.
Przez Fannisa dziewczynę tak się pobili,
Że w konsekwencji na policji skończyli.
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najlepsze pomysły mają NORWEGOWIE!
Alkohol, dziewczyny, niepamiętne noce,
Ręczniki, kołdry, poduszki i koce…
Densing czy konkurs – nie potrzeba wiele,
By z czegokolwiek zrobić aferę.
To ich natura – stado dzikich koni
- i nie ma na świecie drugich takich jak
oni.
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najbardziej zryte banie mają NORWEGOWIE!
***
Okay, nie jest dobrze.
Jutro finał "biolimpiady" a ja utopiłam dzisiaj swoją legitymację (wyprałam ją w spodniach do jazdy na nartach ... ^^) Ale przypał....... ;-; No nic, jak mnie nie wpuszczą to podam się za Andersa Fannemela i mogą mi skoczyć ;3
Nevermind.
Ten rozdział to takie trochę gadanie o niczym, (a wiersz napisałam jak się obudziłam o 3 w nocy) ale musicie jakoś to znieść, jeszcze przyjdzie czas na rozwój akcji ;) Aha i ułożyłam sobie w głowie cały wątek i wyszło mi w sumie około 20 rozdziałów, więc mam nadzieję że wytrzymacie ;D
Kończąc: nawet w obliczy biologicznej masakry, na kółku także myślimy o skokach.
Oto dzieło Juliet - specjalistki od konserwantów i hartowania organizmu - Dimirti Vassiliev lvl hard bo z gałki ocznej xD
Pozdrawiam ;*
Zacytuje Wiewióra ,, Hehehehe " :D Ten rozdział nie dość że jest zajebisty, cudowny, słodki, zabawny, świetny, genialny, nienormalny, szalony i FANNEMENALNY to jeszcze czytając go obudziłam tatę który dosłownie spadł z łóżka xd A wszystko przez mój śmiech :D Czekam na kolejny BUZIAKI <3
OdpowiedzUsuńMyśle, że Fannisowi cieżko bedzie poskromić swoją natyre. Oby tylko nie zrobił nic głupiego. Dużo spieć jest miedzy Norwegami i niejasnych sytuacji z trenerem :D po co oni sie ta wymykają, hm? :D
OdpowiedzUsuńM.
Dziewczyno, jesteś genialna ^^ Miałam uśmiech od ucha do ucha, kiedy czytałam ten wierszyk, a na dodatek jeszcze ten rysunek na końcu xD
OdpowiedzUsuńOj, żeby przypadkiem Fannis czegoś nie wykombinował, bo jakoś tak ostatnio go chyba lekko nosi ^^ Za dużo sprzeczek z trenerem, ale mam nadzieję, że niedługo chłopaki się uspokoją :)
Wytrzymamy te 20 rozdziałów, nie przejmuj się ^^
Buziaki i zapraszam na jedynkę :**
Tym razem to po prostu przeszłaś samą siebie :D Najgenialniejszy rozdział, jaki kiedykolwiek miałam okazję przeczytać ♥
OdpowiedzUsuńJeżeli bym chciała napisać wszystko, co mi się podobało, to by komentarza nie starczyło, ale zaszaleję i wypiszę wszystko, co aktualnie mam w głowie ;)
• Alexowe fochy, chociaż są fochami, ubawiły mnie jak nie wiem :D
• Sybi słuchająca heavy-metalu również pozbawiła mnie na chwilę normalnego myślenia ;)
• Hildełowe romanse na boku jak najbardziej na miejscu :D Dobre to było, dobre :D
• Gnojka Swensena, chociaż głupi jak but, to i tak nie przestanę lubić :)
• Żołądkowe rewolucje w samolocie i Delta znawca spadających rzeczy kolejnym dowodem na to, jak banały mogą ubawić człowieka :D
• Plakat na drzwiach, prawda, należał się :D
• Sylvia rysująca milion Ammannów - jestem na tak, bardzo zdecydowane tak :P
• Za wiersz to normalnie przyznaję mojego prywatnego oficjalnego literackiego Nobla (chociaż może powinnam powiedzieć Nowka, byłoby poprawnej) :D
• Vassilio z oka jak dla mnie perfecto! Następnym razem poproszę Prevca z szuflady (może tym razem z ucha???) :*
• Rozdział jak dla mnie bezprecedensowo wygrał Stjernen i Cini-chrupki. Noty za styl - same dwudziestki, a i to za mało ;)
• Sformułowań, na których punkcie oszalałam, wymieniać już nie będę, bo serio się nie pomieszczę. Ale chcę, żebyś wiedziała, że były nie mniej nie więcej tylko fenomenalne ♥♥♥
Wystarałam się wymienić jak najwięcej, bo wszystkiego nie dałoby rady (pewnie jak opublikuję komentarz, to jeszcze że 100 rzeczy innych mi się przypomni) ;) Żałuję tego bardzo, bo wiem jak to jest, kiedy jakiś tekst wychodzi nam idealnie, jesteśmy z niego dumni jak pawie, a potem jak już przychodzi co do czego to nikt go nie raczy zauważyć ;)
Wybacz tą totalną nieskładność komentarza, ale jak się jest w takim stopniu naćpanym optymizmem jak ja po tym rozdziale, to wiesz... ;)
Pozdrawiam i gratuluję tego cuda powyżej :D
"Ojejku jejku", na taki komentarz to aż nie wypada mi nie odpowiedzieć ;)
UsuńJak to czytam, siedzę już sobie w kuchni w piżamie (mimo że jest dopiero szósta) i popijam herbatę. Przez ciebie poplułam cały ekran (zwłaszcza przez tę część z rysunkiem Prevca - no cóż, Paulina jakiegoś zrobiła, ale z tą szufladą zobaczymy co da się zrobić... xD ) Poprawiałam ten rozdział chyba z dziesięć razy, żeby w ogóle jakoś się to dało czytać, bo te pierwsze wersje były nie do przyjęcia. I cieszę się, że ktoś docenia starania włożone w wymyślanie "idealnych tekstów" c(:
Tak mi się robi miło, dziękuję za tyyyyyyyle pozytywnych słów i gratuluję - przebiłaś Paulę w długości komentarza ;D
Pozdrawiam :)
Wiersz najlepszy! <3
OdpowiedzUsuń1. Wierszyk mnie powalił ahahahah ♥
OdpowiedzUsuń2. Konkrety: Fannis coś nie umie swojej ciemnej natury poskromić mimo wszystko. Niby jest z Anją i wierzę w jego szczere intencje (naiwnie?), ale nie do końca można określić, co on rozumie przez słowo "zabawa" i tu jest chyba wszystko pogrzebane - trochę się obawiam, że Anders straci w końcu nad sobą kontrolę, bo skoro potrafił się rzucić na kolegę (nieważne za co), to wystarczający dowód na to, że jest porywczy i absolutnie nie myśli racjonalnie.
Ale poza tym urzeka w swojej trosce o Anję.
Pozdrawiam i przepraszam za średnio składny komentarz :D
O matko, uwielbiam te twoje długie, wspaniałe rozdziały. Mimo, że zawiesiłam aska, to czytam i komentuje :)/ @dwiedyszki
OdpowiedzUsuń<3
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńEkhem ekhem WITAM :D Wiem ,że czekasz tylko i wyłącznie na mnie ale co ja poradzę ,że albo śpię albo jem albo się uczę xD Tak jak to dzisiaj genialnie zrobiłam xD Nie ma to jak robić zadania z matmy do 2 w nocy i zaspać sobie na matmę xD A więc :D Nie zaczyna się zdania od ,,a więc'' ale nie istotne xD Swensen MA SIĘ TRZYMAĆ Z DALA OD ANJI ZROZUMIANO ??!! Dostał za swoje mogła mocniej żeby było widać przez miesiąc ! Fannis - Król Norweskiego Zła się zmienił specjalnie dla Anji i jak ją skrzywdzi to nie ręczę za siebie ! xD Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o Sybii :D TAK SIĘ SŁUCHA MUZYKI ,JAK SŁUCHAĆ TO NA CAŁĄ POSIADŁOŚĆ ! I ona serio nie ma nic ze mną wspólnego ??? Dziwny zbieg okoliczności ! Spacerek rano :D Ja bym się nawet n takie coś nie poświęciła xD Przez niego ona cały czas myśli ,wiem doskonale jak to irytuje ,ty chcesz spać ,a ten piepszony mózg nie chce ZAMKNĄĆ MORDY ! I ta jadaczka nie zamyka się do rana ,a kiedy już zamknie ten swój ryj to trzeba wstać ! xD TO TAKIE SŁODKIE ,ŻE FANNIS NIE ZAMYKA DRZWI SPECJALNIE DLA ANJI ♥ Wiem co sobie pomyślał Hilde :D To normalne xD W ogóle to przecież u nich normalne ! CIEPEŁKO FANNISA ♥ ,, nawet jeśli byłaby to królowa Anglii w postaci Jennifer Lopez, którą, nawiasem mówiąc, uwielbiam od podstawówki i ma zarąbisty tyłek" mówisz xD ?? No no ciekawe rzeczy się dowiadujemy ♥ Kocham ♥ ,,Och, ziemio najsłodsza, ukochana! Tyś jest jak zdrowie! Jak można cię kochać – ten tylko się dowie, co… latał samolotem'' Nie latałam :C Ale wierzę xD Nie wiem czemu tak sobie pomyślałam ,,Pan Tadeusz" - ,,Pani (lub Panna) Weronika" xD Późno piszę ten komentarz to się nie dziw xD WELCOME TO ZOO ♥ BAJKOLANDIA ♥ Ahh ci Norwegowie ♥ Anji się nie udało się ich ogarnąć ale trzeba sobie zadać podstawowe pytanie ,które jest najistotniejsze najważniejsze itd itd ♥ ,,CZY KOMUKOLWIEK NA TYM ŚWIECIE ,WSZECHŚWIECIE I POZA NASZYM WYMIAREM UDAŁO SIĘ OGARNĄĆ NORWEGÓW" Właśnie odpowiedź sama nachodzi na język xD BITKA BITKA BITKA ! JAK ON MÓGŁ ! NIE BAWIĘ SIĘ TAK xD Policja huhu no to była zabawa xD Sylvia ♥ Matko biedactwo ♥ Ale ten talent ♥ TY MI NARYSUJESZ FANNISA ! TAK ? PUBLICZNA PROŚBA ! I PAMIĘTAJ ,ŻE MIAŁAŚ MI KWIOTKA NARYSOWAĆ :D
OdpowiedzUsuńNorweskie nawyki łączą ludzi ♥ Tych człowieczków kochanych ♥ Anja KOBITA Z KRWI I KOŚCI ! Wybaczy ale nie zapomni ! HA ! słyszałam to o ŻYLE ! Stjernen pewnie spotkał Polaków xD No ,bo z kim innym można tak pić jak nie z POLAKAMI xD ♥ Ahh wierszyk cudowny ♥ Bo najwięcej weny ma się w nocy xD Co potwierdzam ja ,wyjątek ,pisząc ten komentarz w nocy xD WSZYSCY TO POWIEDZĄ ♥ Oczywiście muszę ♥ PS NIKT MNIE NIE PRZEBIJE ALEKSANDRA PISAŁA Z ENTEREM ,A JA NIE BUHAHAHA ! Pozdrawiam serdecznie Aleksandrę ,bo dzięki takim ludzikom Wera ma wenę i pisze mi te rozdziały :D Pozdrawiam także naszą Juliet ♥ BTW MASZ WYGRAĆ BIOLOGIĘ xD ♥ A skoro już wszystkich pozdrawiam xD Pozdrawiam cieplutko i serdecznie wszystkich czytelników ,Werę mą KOCHANĄ ♥ Kółko biologiczne ♥ No i jeszcze tak sobie może pozdrowię Kondzioła ♥ Bo i tak tego nie przeczyta xD Skoro już tak szaleję to pozdrawiam całą naszą kochaną ,nienormalną gimbazę do której chodzą 3 najlepsze klasy EVER ♥ 2B ,3B i jakże wspaniała 3C xD ♥ Muszę się nauczyć pisać PS xD Całusy :* Do zobaczenia jutro ♥ Czekam na rozdział ♥
Jak mogłam znów zapomnieć xD Po długości chyba się domyślisz xD Ale tak xD ♥ UPS /Paula
UsuńBoże KOCHAM! <3 Pisz częściej, twoje opowiadania są genialne! Nie mogę się doczekać kolejnego posta <3
OdpowiedzUsuńMASZ TALENT, NIE MARNUJ GO! :)
Pozdrawiam! ^_^