czwartek, 5 marca 2015

8. When someone wants to say one word, others use words to hurt and kill.




To wszystko była wina Alexa.
Kurde, albo ten facet ma jakiś problem, albo ma do mnie stały uraz psychiczny. Ewentualnie mógł paść ofiarą Bardala i jego czarnej magii, co przysłoniło mu mózgownicę. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że wystawił do drużyny Swensena zamiast mnie? I oczywiście przez tę otyłą dupę straciliśmy zwycięstwo. Ba, nawet podium. I czyja to jest wina? Na pewno nie Vegarda, on wcale nie pałał entuzjazmem na myśl o reprezentowaniu Norge-Team.
Hilde, który niemal pobił rekord skoczni i przez to, pusząc się jak paw, był pewny zwycięstwa, nie był nigdy wybredny w słowach i w gestach. Nie omieszkał się drzeć tak, że słyszało go całe Kuusamo, i zamaszyście wystawić środkowego palca do pleców Alexa. Trener nie miał szans tego zauważyć… gdyby akurat kamera nie była właśnie wtedy skierowana prosto na wkurzonego Toma.
Teraz na Alexowej liście „do odstrzału” figurowały już nazwiska trzech ofiar: Hildeły, Skletta i oczywiście moje. Ale z powodu wręcz okropnego humoru Stöckla, potencjalną ofiarą mógł stać się każdy, dlatego też wszyscy jak najszybciej zabarykadowali się w pokojach i nie wytknęli nosa na korytarz.
Tego wieczoru nie udało się rozegrać pokera. Każdy tkwił schowany w łóżku, a Sklett podobno zamknął się w łazience. (Prawdopodobnie Rune właśnie odmawiał za to koronki dziękczynne.)
Nawet Anja bała się trenera i zdążyła tylko chyłkiem przemknąć się na minutkę lub dwie i, słysząc znajomy trzask drzwi do pokoju numer 80, uciekła do siebie.
- Alex powinien spać w pokoju 66 – odezwałem się.
- Czyli Skletta trzeba zamknąć pod numerem 69? – zripostował Hilde bez chwili namysłu. – A ciebie w siódemce.
- Dlaczego akurat siódemce?
- Podobno siódemka przynosi szczęście. A zwłaszcza szczęście w miłości. A propos… nie mam zamiaru znosić Alexa. Chyba muszę pomyśleć nad jakimś alternatywnym zakwaterowaniem na tę noc…



- Sybi, do cholery, weź to przełącz – zasugerowałam niezwykle uprzejmie po godzinie słuchania w kółko heavy-metalu i techno.
- JEEEEEEAAAAAAAHHHHHH! – ryknęła Sybilla, próbując naśladować tego okropnie drącego się faceta. – FUUUUUUUCKING AWESOOOOOOOOME!
- Nie możemy posłuchać czegoś, co chociaż trochę nadaje się do słuchania?! – starałam się przekrzyczeć okropny ryk.
- ROOOOOAAAARRR!!! – usłyszałam w odpowiedzi.
Zrezygnowana trzasnęłam drzwiami, i ignorując potencjalne niebezpieczeństwo, udałam się do hallu. Pochodziłam sobie w kółko, szukając tematu do rozmyślań. Ostatnio, za sprawą odmiany życia, lubiłam rozmyślać. Chyba dlatego, że teraz przemyślenia dotyczyły szczęścia. Ale szczęścia, które miałam, nie zaś tego, które było nieosiągalne.
Stanęłam pod oknem i opierając się o parapet, patrzyłam na zewnątrz. Było już ciemno. Zupełnie tak, jak w mojej duszy jeszcze bardzo niedawno. Pojedyncze światełka jaśniały w mroku, niczym gwiazdy na niebie. Pokochałam ten widok. Pokochałam go już dawniej, wtedy, na tarasie. Zapisał się w moim sercu jako koniec wszystkiego, co złe i początek wszystkiego, co dobre. Jako koniec przynależenia do wszystkich, a zarazem do nikogo; koniec bycia jednakową dla każdego i każdego jednakowego dla mnie…
Poczułam czyjeś ręce na swoich biodrach. Nie był to Fannemel. Jego dotyk był ciepły i przyjemny, a od tego przeszły mnie nieprzyjemne dreszcze.
Nie jesteś już obojętna na innych. Nie jesteś dla wszystkich. Jesteś tylko dla Fannemela, dla nikogo innego.
Czym prędzej strząsnęłam z siebie niechciane dłonie i obróciłam się.
To był Swensen.
Od razu obudziła się moja czujność. Lubiłam Swensena, podobnie jak Stjernena czy Bardala, ale moja percepcja przyjaźni była bardzo uboga i dzieliła się na dwie grupy:
Fannemel = jesteś dla mnie wszystkim
nie jesteś Fannemelem = won ode mnie, trzymaj się na dystans
Vegard, rzecz jasna, nie był Fannemelem, więc nie mogłam pozwolić, żeby za bardzo się do mnie zbliżał.
- Co tam, Anju? – spytał nienaturalnie ciepłym głosem. – Dlaczego nie pozwalasz się dotknąć?
- Od tyłu to nie po bożemu. A poza tym nie jesteś tą osobą, którą chciałabym, żeby mnie dotykała – odparłam zimno, doskonale widząc, że nie podoba mu się moja odpowiedź.
- Dlaczego?
- Bo nie. Bo jest nią ktoś inny.
- Fannemel – westchnął Vegard.
- Coś ci się nie podoba?
- Skąd, to wasze życie, tylko… sama nie wiesz, w co się pchasz, Anju. Owszem, Fannis to dobry chłopiec, ale… dobry tylko na chwilę, na ten jeden raz; jest zepsuty do cna, zmienny i porywczy. Jak dziecko. Myślisz, że czemu nie miał jeszcze jako takiej prawdziwej dziewczyny? Bo nie potrafi żyć w stałym związku, przez co żadna go nie chciała na dłużej. Przysięgam, nie kłamię – spytaj kogo chcesz.
Milczałam, starając się zatrzymać neuroprzekaźniki, które z uszu dążyły do mojego mózgu i odbijały się huczącym echem w mojej głowie. A każde słowo powodowało ból, jak od policzkowania.
- On cię nie kocha – Swensen przysunął się bliżej i zaczął sączyć słowa prosto w moje ucho. – Nie umie kochać. Jeszcze do tego nie dojrzał. Uwierz mi, Anju, znam go trochę dłużej niż ty. On się nigdy nie zmieni.
- Nie wiem, po co mi to mówisz – odezwałam się sztucznie twardym głosem. – Nie mam pojęcia, jaki cel ci przyświeca. Ale wiem i czuję swoje, i Fannis też. Przecież on by tego nie zrobił. A nawet jeśli będę musiała kiedyś… zapłacić za szczęście, to… wcale nie żałuję. I nigdy nie będę żałować, nawet jeśli… nawet jeśli do końca życia… będę przez to cierpieć. Nie zamieniłabym tych szczęśliwych chwil na święty spokój do końca życia. Bo człowiek powinien żyć chwilą, a właśnie dzięki Fannisowi mogę powiedzieć, że chwile mojego życia są szczęśliwe!
Ostatnie zdanie prawie wykrzyczałam Swensenowi w twarz.
Paru skoczków siedzących w bufecie przyglądało się nam z zaciekawieniem, zapewne oczekując sensacji. Wśród nich śmiejący się na całe gardło Wiewiór i … Prevc. Nawet Hilde, w pośpiechu wybiegający z hotelu, przyjrzał się nam mimochodem.
- Żyć chwilą? – powtórzył Swensen, dostrzegając widocznie jakąś korzyść dla siebie w tym dwusłownym zdaniu. – To poczuj tę chwilę – schylił się, próbując dosięgnąć moich ust, ale otrzymał ode mnie tylko siarczysty policzek.
Doskonale wymierzony, nie sądziłam, że aż tak bardzo plaśnie. Pod wpływem uderzenia głowa Swensena odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni, co wykorzystałam, żeby obrócić się na pięcie i zbiec w głąb hotelu.
Wpadłam do pokoju całkowicie zdezorientowana. Byłam wstrząśnięta, jak Norwegowie potrafią być podli wobec siebie. A wydawało mi się, że to tacy mili i, hmmm, kulturalni? ludzie.
Hehehehe, taaaaa…
Nie chciałam jednak nikomu opowiadać o scenie, którą urządził mi Swensen, więc skupiłam się na udawaniu, że nic się nie wydarzyło, co wyszło mi tak sobie, ale przez lata nauczyłam się robić dobrą minę do złej gry. Różnie to przecież bywało…
Znacznie gorzej poszło Swensenowi, bo gdy na wieczornym zebraniu Stöckl zauważył czerwone pręgi na jego policzku, ten zaczął tłumaczyć się drobną bójką ze Stjernenem. Najlepsze w tym wszystkim było to, że Andreas w ogóle nie wiedział, o co chodzi… Jednak wszyscy skupili się raczej na Hilde, który mimo wszystko postanowił dać drapaka, więc nikt nie zwrócił uwagi na najbardziej beznadziejną wymówkę na świecie.
Alex burknął kilka słów na temat niesubordynacji kadry norweskiej, uparcie świdrując wzrokiem biednego Fannemela i kazał nam się rozejść, machnąwszy ręką z rezygnacją.
Sybilla położyła się spać wyjątkowo wcześnie, jak na nią. Była niezwykle podniecona, co trochę irytowało, bo Zografski, po wielu jej prośbach, błaganiach i usilnych staraniach, zgodził się przejść się z nią z samego rana na spacer. Wydaje mi się, że zrobił to bardziej z litości, ale kto go tam wie? W każdym razie nikt rozważny nie zamierzał psuć radości Sybi.
Za to ja, w przeciwieństwie do niej, wcale nie byłam radosna i daleko było mi do przejścia do trybu „spanie”. Długo nie mogłam zasnąć.
Ba, w ogóle nie mogłam zasnąć.
Sybilla już dawno chrapała, gdy ja leżałam niespokojnie na wznak z otwartymi oczami. Bez przerwy, wbrew swojej woli, rozmyślałam nad słowami Swensena. Nie wierzyłam mu, nie chciałam mu wierzyć. Ale Vegard dobrze wiedział gdzie uderzyć, by mnie znokautować.
Próbowałam nakazać sobie przestać myśleć. Przecież teoretycznie wiedziałam, po dwóch latach psychologii, że powiedział to tylko po to, żebym się zadręczyła, zamyśliła na śmierć.
To tyle teorii.
A wszyscy doskonale wiedzą, jak wielka jest przepaść, między teorią, a praktyką.
Przestań, STOP, nie wolno ci o tym myśleć. To są bzdury, wiesz o tym.
To wszystko przecież nie ma sensu… przecież gdyby Fannemel… rzeczywiście mnie nie kochał to… nie zachowywałby się w ten sposób. Przecież to wszystko nie mogło być… udawane, prawda?
Wszystko kotłowało się we mnie i huczało. Odbijało się echem i wracało. Moja dusza drżała. Moje mięśnie były napięte. A serce waliło jak młotem.
W końcu nie wytrzymałam.
Impulsywnie zerwałam się z łóżka i wyszłam na korytarz. Trzy razy zatoczyłam kilkumetrowe koło, chcąc się trochę uspokoić. Ale nie pomagało. Podkradłam się pod pokój 95 i weszłam do środka.
Na palcach podeszłam do łóżka Fannemela, nie chcąc go obudzić.
Jak to: nie chcąc? Przecież po to tu przyszłaś.
Ale on usłyszał cichy szmer. Podniósł się i, oparłszy się łokciem na poduszce, zapalił lampkę nocną. Spojrzał na mnie, mrużąc oczy pod światło.
- … Anja? – spytał sennym głosem. – … Coś się stało?
- No bo ja… bo ty… to znaczy yyy… - teraz zupełnie straciłam wątek i zastanawiałam się co w ogóle i jak chcę mu to powiedzieć. W końcu wybuchłam jakimś wprost uroczym spazmem. – Bo ty mnie kochasz, prawda? A nie tak, jak mówi Swensen…? Bo on to tak jakoś… Że nie jesteś ze mną tylko dlatego, że akurat jestem… pod ręką? Ani nie robisz tego z litości, jak Vladi? Ani nie jestem tylko… zdobyczą? I ty mnie naprawdę kochasz…? Fannis, ja nie wiem…
Chyba dotarł do niego ogólny sens tego, co w trochę bałaganiczny sposób starałam się mu powiedzieć. Usiadł na łóżku, a ja między jego kolanami, kładąc głowę tam, gdzie zawsze.
- Przecież sama dobrze wiesz – odezwał się Fannemel. – I przestań brać do serca wszystkiego co mówią, bo ty tylko woda na młyn dla takich kretynów jak Swensen. Proste zestawienie: wierzysz mi czy jemu?
Pokiwałam głową z przekonaniem. A niech to szlag! Dałam się urobić Swensenowi dokładnie tak jak tego chciał…!
- Boże, jaka ze mnie kretynka – westchnęłam z pogardą dla samej siebie. – Przyjmuję wszystko to, co mówią ludzie. Ty… zasługujesz na kogoś lepszego, a nie taką mątwę jak ja.
- Sranie w banie. Po pierwsze: wcale nie jesteś mątwą – zresztą do końca nie jestem pewny czy wiem co to takiego… Po drugie: to Swensen tak uważa, nie ja. I po trzecie, najważniejsze: nie chcę zasługiwać na nikogo innego, nawet jeśli byłaby to królowa Anglii w postaci Jennifer Lopez, którą, nawiasem mówiąc, uwielbiam od podstawówki i ma zarąbisty tyłek. Ale ja mam ciebie i z nikim innym nie będę szczęśliwszy. Także sugeruję, żebyśmy zapomnieli o wszystkim złym i zastosowali system-olew, który sprawdza się najlepiej. Jutro policzę się z tym idiotą Swensenem, ale póki co; chodźmy może spać.
Fannemel pozbył się mojej koszulki i cisnął ją w kąt. Położyłam się i przykryłam ciepłą kołdrą. Anders owinął mnie ręką i przyciągnął do siebie. Zamknął szczelnie w swoich ramionach; moim małym azylu, gdzie mogłam czuć się bezpiecznie i dobrze. Tym razem sen przyszedł szybko, gdy czułam przy sobie ciepłe ciało Fannemela i jego oddech na mojej szyi.




Z samego rana Hildeła przekradła się po cichu pod pokój, nie chcąc napotkać na swojej drodze trenera. Drżał na samą myśl, że mógłby na niego wpaść, zwłaszcza, że Alex raczej nie pochwaliłby jego poczynań. Bo żaden trener raczej nie jest zadowolony, jak połowa ekipy, po kolei, codziennie gdzieś znika, przepada i ucieka.
Tom, ku swojemu zdziwieniu, zastał drzwi zamknięte na klucz. Dziwne, Fannis nigdy nie pozwalał zamknąć drzwi z myślą, że Anja może przyjść w każdej chwili. Hilde w panice rozglądnął się wokół, uważając czy nie zbliża się jakieś potencjalne zagrożenie, po czym zaczął walić pięścią w drzwi.
- Fannis, cholerny kurduplu, otwieraj!
Zgrzytnął zamek i na progu stanęła Anja, z rozcapierzonymi włosami, ubrana w za dużą na nią koszulkę Fannemela.
- Yyy… siemson – odezwał się Hilde, przyglądając się jej z zaciekawieniem. Jego mózg, skryty pod strzechą czegoś, co on sam nazywał włosami, nagle zaczął pracować na najwyższych obrotach, produkując różne fantazje. – Pozwolisz mi wejść? – wskazał ręką wnętrze pokoju.
Anja odsunęła się z przejścia i wpuściła lokatora do środka, po czym z powrotem usiadła na łóżku.
- A wy znowu razem? – spytał Hilde wesoło, rzucając na szafkę swój podkoszulek i szukając jakiegoś nowego. – Spuścić was na chwilę z oka… Wiecie, co; chyba muszę częściej wychodzić. A propos: jak wam było, hm?
- Zajebiście – uśmiechnął się Fannemel, wykonując jakieś dziwne akrobacje brwiami, chyba tylko po to, by sprowokować Hildełę do spontanicznych komentarzy. – A ty co ciekawego robiłeś przez całą nockę, hm?
- No cóż – Hilde zaśmiał się w charakterystyczny sobie sposób. – Mówiłem, że muszę znaleźć przyjemniejsze miejsce na nocleg…
- Taaa… - mruknął przeciągle Anders. – Na przykład u niejakiej Lilly Thomson…
Można było zaobserwować zmianę w wyrazie twarzy Toma Hilde.
- Nie mam pojęcia, o co ci chodzi… - bronił się słabo.
- Nie? Naprawdę? Pozwól, że trochę rozjaśnię ci w głowie – Fannemel sięgnął po jego telefon i kilkoma kliknięciami zalogował się na skrzynkę pocztową.
Przeleciał wzrokiem wiadomości i otworzył jedną z nich i zaczął czytać ze śmiechem.
- Cześć, Lilly – Hilde w końcu zorientował się, o co chodzi i rzucił się na Fannemela, ale ten niezrażony czytał dalej, śmiejąc się coraz bardziej. – Nie wiem, czy jeszcze pamiętasz nasze spotkanie, bo ja owszem. Długo nad tym myślałem i doszedłem do wniosku, że naprawdę wyglądasz jak lilia, od której pochodzi Twoje imię. Mmm, mrałłłłł…!
Anja zaczęła chichotać, ukrywając twarz w dłoniach i zerkając na reakcję Toma.
- Więc choć naszego spotkania nie minęło wiele czasu, ja już nie mogę się doczekać następnego – Fannemel oddzielał każde słowo spazmatycznym śmiechem. Hilde założył mu nelsona, ale to nie powstrzymało Andersa. – Chciałbym Cię poznać jeszcze bliżej, bo wydaje mi się, że nasza znajomość może być niezwykle owocna. Łohohoho! Nie wiem, jak Ty uważasz… W każdym razie odpisz, proszę, jak najszybciej, bo będę czekał z niecierpliwością. Oby do usłyszenia. Tom. Hehehe… Naprawdę dała się nabrać na ten stary bajer, który wymyśliłem z pięć lat temu?... Chociaż ten kawałek z lilią mogłeś sobie darować… O, co my tu jeszcze mamy…? Witam. Cieszę się, że myślisz o mnie, bo ja z wzajemnością, też…
Na mailu od Lilly, Fannemel poddał się. Już nie wytrzymywał rozsadzającego go śmiechu. Oddał telefon właścicielowi, rzucając go w jego kierunku.
Hildełowi wcale nie było wesoło tak, jak reszcie.
- Grzebiesz mi w rzeczach osobistych? – spytał z urazą.
- Tym razem to naprawdę nie ja! – Fannemel uspokoił się nieco. – To Sklett ostatnio to znalazł. Wiesz, gdzie choćby trochę wieje miłością…
- Tam Sklett wpierdzieli się z pewnością – dokończył Tom, uśmiechając się diabelsko (bo w końcu trzeba chwalić się swoimi osiągnięciami) a Vegard Haukoe Sklett, tudzież Atle Pedersen Rønsen, są najlepszymi roznosicielami różnorakich informacji.
Rozległo się śmiałe pukanie do drzwi i do pokoju zawitał… Stöckl.
- Za godzinę lecimy do Enngelbergu – oznajmił. Jego wzrok przeleciał przez Hilde i Fannemela, i zatrzymał się na Anji. – A ty co tu robisz w koszulce Andersa? – spytał podejrzliwie.
- Spałam tutaj – odparła dziewczyna, wyraźnie podkreślając oba słowa. – Tutaj jest przyjemniej i cieplej niż u nas w pokoju…
- Powiem Sybilli, że ma zamykać na noc okno – oświadczył Alex.
- Ale mi nie chodziło o  t a k i e  ciepło – mruknęła Anja, jednak trener jej nie usłyszał.
- Radzę wam się przygotować i to jak najszybciej – rzekł zniecierpliwionym głosem. – I tak to jest najpóźniejszy samolot, ale przez  n i e k t ó r y c h  nie dało się zdążyć na ten wcześniejszy – dorzucił miażdżąc wzrokiem Hilde, który skulił się w sobie.
Po czym Stöckl ogarnął wzrokiem ogólny bałagan w pokoju, którego Rønsen nie omieszkałby nazwać burdelem, i wyszedł z niesmakiem kręcąc głową.
Przez godzinę przygotowań nic szczególnego się nie działo; Anja, spokojna, spakowała się dość szybko, niezbyt interesując się zamętem, który wybuchł, gdy zatkał się klop w pokoju Bardala i Stjernena. Swensen zdawał się czekać na opóźniony zapłon, jak na razie bezskutecznie. Starał się nie okazywać po sobie myśli „to jeszcze nie koniec, tak łatwo się nie poddam”. Ale Fannemel i tak wiedział, że musi Vegardowi przemówić do rozsądku. I to bynajmniej nie słowami. Następnym razem pomyśli dwukrotnie, zanim zacznie gnębić Anję…





W samolocie czas podzieliłam na dwie części: niespokojne drzemanie, oparta na ramieniu Andersa i rozpaczliwe próby utrzymania żołądka na swoim miejscu. Kilka razy kanapki firmy
„Air-made” znajdowały wyjście ewakuacyjne z mojego brzucha i musiałam biegać do łazienki. Zarzuciłam stewardessie, że ich kanapki mają zły wpływ na mój organizm, jednak ta usiłowała wmówić mi, że były całkowicie zjadliwe…
Zastanawiałam się nad losem ludzi, na których spadły moje wymiociny, chociaż Velta, siedzący po mojej prawej stronie, zapewniał mnie, że rzeczy spadające z dużej wysokości ulegają samorozkładowi. Ciekawe, skąd to wiedział. Sprawdzał, czy jak?
Podczas piątego sprintu do toalety (zanotowałam nowy rekord: dobiegłam tam w pół minuty!) i trochę wolniejszego powrotu, kiedy to kurczowo trzymałam się oparć foteli, wyjrzałam przez okno.
Zakręciło mi się w głowie i niemal rzuciłam się na fotel, chyba mój, ale pewności nie miałam.
A tak, jednak mój: Fannemel siedział obok.
Przestałam zastanawiać się nad samodestrukcją spadających wymiocin, a moje myśli skupiły się nad tym, jak daleko w dole została ziemia. Koszmar… Tak wysoko… zaczęłam sobie przypominać wszystkie katastrofy lotnicze słyszane ostatnio w radio albo oglądane w telewizji; wszystkie błędy pilotów, ataki terrorystyczne, podłożenia bomb…
Air force one…
- Ja pierniczę… - jęknęłam, próbując zignorować fakt, że podczas lądowania mój żołądek usiłował spaść szybciej niż ten cały cholerny samolot.
Głos stewardessy, oznajmiający, że wylądowaliśmy, był jak zbawienie.
Alleluja!
Odetchnęłam z ulgą i rozluźniłam dłoń; dopiero teraz zorientowałam się, że ściskałam nią rękę Fannemela, jak imadłem.
- Dobrze się czujesz? – spytał Anders z uśmiechem. – Jakoś tak blado wyglądasz, wiesz?
Odwróciłam głowę w jego kierunku, nadal z szeroko otwartymi oczami.
- Żartujesz sobie? – spytałam. – To przez ten lot…
Wysiadłam z samolotu na miękkich nogach, odrzucając ze wzgardą pomocną dłoń zaoferowaną przez Swensena. Zresztą jak tu mówić o pomocy, gdy ktoś chce ci rozwalić psychikę? To ja za taką pomoc podziękuję.
Och, ziemio najsłodsza, ukochana! Tyś jest jak zdrowie! Jak można cię kochać – ten tylko się dowie, co… latał samolotem.


Konkurs miał odbyć się jutro, więc po kwalifikacjach mieliśmy czas do osobistej dyspozycji, co gdy Alex nam obiecywał, nie omieszkał się przeżegnać.
Krzyki Velty na korytarzu sugerowały, że Rune odmówił dalszej współpracy w kwestii dzielenia kwatery z „tym cuchnącym skunksem”.
- Uważaj, Żółwiu, kogo nazywasz skunksem! – darł się Sklett, celując sierpowym w Veltę.
- Ho ho! niezły zwierzyniec! – odezwał się Bardal, odwracając uwagę kłócących się od Hilde i Fannemela, którzy majstrowali przy drzwiach ich pokoju, najwyraźniej coś na nich przyklejając.
Gdy się odsunęli, można było podziwiać dzieło.
Kartka formatu A2 z kolorowym, łaciatym i pstrokatym napisem: WELCOME TO ZOO i amatorskimi rysunkami żółwia, powoli uciekającego przed pierdzącym skunksem.
- To za Bajkolandię! – wrzasnął Fannemel ze śmiechem, uciekając w stronę łazienek przed wielce wkurzonymi Veltą i Sklettem.
Uśmiechnęłam się na widok tych afiszów na drzwiach, jak również na widok biegnących skoczków.
Poza tym było w miarę spokojnie, skoro Sybilla zamknęła się w pokoju.
Prawdziwy cyrk zaczął się dopiero wieczorem.




Koło dziewiątej wieczorem paru skoczków kadry norweskiej razem z Anją wybrało się na wieczorny spacer dla odetchnięcia świeżym enngelberskim powietrzem.
- Dokąd idziemy? – spytała dziewczyna, trzymając Fannemela za rękę. Od lekkiego mrozu na jej policzkach wykwitły rumieńce, które dodawały jej jeszcze świeżości i uroku.
- Odwiedzić starych ziomków, wiesz; Niemców, Szwajcarów, Polaczków… - uśmiechnął się Anders wesoło, wyczuwając jakąś aferę. – Może natrafimy na jakiś przypał…?
Skoczkowie poszli do bufetu po drinka, a Anja usiadła na ławeczce obserwując, co ciekawego się dzieje. Z hotelu zaczęli do Norków wychodzić lokatorzy. Wśród nich Wiewiór, Freitag i Simon Ammann z jakąś młodziutką dziewczyną. Anja mimowolnie zaczęła się zastanawiać, kim jest ta dziewczyna; na pewno nie są parą, w końcu Ammann ma żonę, ale też na pewno nie są sobie obcy. W dodatku przyjaciółka Simona wyglądała na inną niż dziewczyny w jej wieku. I te jej nienaturalnie mocne gesty…
- Nadal mi nie wierzysz – odezwał się Swensen, usiadłszy koło Anji z kpiąco-pobłażliwym uśmieszkiem.
Dziewczyna chciała odejść, ale Vegard przytrzymał ją.
- Nie będę cię słuchać – oznajmiła Anja płaczliwie, nie chcąc powtórki z rozrywki.
Jej obawy wcale nie były płonne.
- Nie zajmę ci dużo czasu. Chcę cię tylko poinformować, że przy  n i m  nie będziesz szczęśliwa.
- O n  ma imię.
- Tak, ale zobaczysz, że jak tylko przyuważy gdzieś jakąś atrakcyjną laskę, zostawi cię. A wówczas to imię będzie tylko odłamkiem szkła w otwartej ranie.
Widać było wyraźnie, iż jego celem jest zrażenie dziewczyny do Fannemela, jednak ingerencja Vegarda w psychikę Anji odniosła zgoła inny rezultat. W jej oczach zajaśniały dwie małe łezki, pociekły po jej policzkach i skapały z brody.
Nagle Swensenem zarzuciło do przodu i zgiął się wpół. Był to Fannemel, który, usłyszawszy wszystko i ujrzawszy twarz Anji, niezbyt honorowo zaatakował od tyłu. Opinią Vegarda bynajmniej się nie przejmował, ale nie mógł patrzeć obojętne na krzywdę, którą ten chciał wyrządzić jego dziewczynie.
- Jak ty tak możesz, pierdolony egoisto?! – spytał Anders, wrzeszcząc na całe gardło, ściągając tym samym uwagę publiczności. – Co ci strzeliło do tego jebanie zakutego łba?!
- Spoko, chłopie, luz… - mruknął Swensen, ugodowo unosząc w górę dłonie, ale Fannis nie dał się tak łatwo udobruchać.
Zadał Swensenowi parę energicznych ciosów, z których Vegard odparł tylko kilka. Fannemel był naprawdę wściekły. Doprowadziwszy Swensena do pozycji, w której mógł z nim zrobić, co chciał, wykręcił jego głowę w kierunku Anji.
- Tak, krzywdź ją sobie, krzywdź; przecież to takie, kurwa, zabawne! – ryknął, potrząsając przerażonym w tamtej chwili Vegardem.
Następnie obrócił Swensenowy łeb o 180 stopni.
- A teraz patrz dobrze – wskazał dziewczynę towarzyszącą Ammanowi, która zaniepokojona chowała twarz za plecami skoczka. – To Sylvia, jest niemową. Dałby Hofer, żebyś przez chwilę znalazł się na jej miejscu!
Fannemel i Swensen wdali się w ostrą bójkę, która zakończyła się interwencją policji. Wszyscy stali w oszołomieniu, próbując przetrawić to, co właśnie się wydarzyło, a jedynym szczęśliwym był Sklett, zadowolony, że tym razem wyjątkowo gliny nie zwinęły jego.





To wszystko wydarzyło się tak szybko.
Emocje, które towarzyszyły temu wszystkiemu buzowały we mnie jak onegdajszej nocy. Niepokój i zdenerwowanie. I znowu ten  s t r a c h .
Po jakimś czasie pogubiłam się i już zupełnie nie wiedziałam, co dzieje się dookoła. Ktoś podjął nieudaną próbę odprowadzenia mnie do hotelu. Słyszałam głosy; śmiech Żyły, nawoływanie Hildego, jakieś słowa wypowiadane przez Ammana – ale wszystko jakby z oddali, z nierzeczywistego świata. Tak jak i obrazy; widziałam zakłopotanego Freitaga, rechoczącego Rønsena, gdzieś mignęła mi sylwetka Krausa – ale wszystko było takie odległe i… jakby cienie, odbicia iluzji.
Oprzytomniałam dopiero po dłuższej chwili. Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, ale sądząc po pustce i ciszy, chyba sporo. Wszyscy dawno się rozeszli.
… a nie, nie wszyscy; na ławce, w pewnej odległości ode mnie, siedziała Sylvia. Rysowała coś zawzięcie ołówkiem, zerkając od czasu do czasu przyjaźnie w moją stronę.
Co powiedział o niej Fannemel? Że jest niemową?
To straszne, nie móc nigdy się odezwać, nic powiedzieć.
- Co to? – spytałam życzliwie, chcąc z nią porozmawiać… w miarę możliwości. – Mogę zobaczyć?
Uśmiechnęła się blado i odsłoniła kartki.
Moim oczom ukazały się czarno-białe szkice. Dziewczyna naprawdę miała niebagatelne zdolności; obrazy wyglądały niemal jak żywe. A było tam wszystko: od karykatur – po portrety, pejzaże i martwą naturę. Jeden z rysunków przedstawiał zamyślonego Ammana, inny suszącego zęby tego Morgen…sterna, a jeszcze inny karykaturę Prevca z szufladą zamiast żuchwy, z której wystawały skarpety.
Sylvia, widząc widocznie mój szczery zachwyt nad jej pracami, pokazała mi tę, którą właśnie kończyła: kolejne ujęcie Ammana, tym razem cieszącego się ze zwycięstwa.
- Lubisz go, prawda? – spytałam. – Widać, bo często go rysujesz. Kim jest Simon dla ciebie?
Na to pytanie dziewczyna podpisała pracę „mój przyjaciel i jego zwycięstwo”. Następnie podrapała się po głowie, wyciągnęła z niemal nabożną czcią jedną z kartek i nabazgrała na niej: „A dla ciebie Fannis? J
- … Całym światem – odparłam lekko zamyślona. – Narysuj mi go kiedyś, dobrze?
Sylvia przytaknęła ochoczo, z wesołym uśmiechem.
- Długo już tak… milczysz? – spytałam ostrożnie, z czystej, przyjacielskiej ciekawości.
Skinęła głową. Dłonią złapała się za szyję.
Rak krtani…?
Kościelny zegar wydzwonił północ. To już aż tak późno? Minęły trzy godziny? No ładnie. Mam nadzieję, że Alex zignorował moją nieobecność…
- Muszę już wracać – oznajmiłam Sylvii.
Skinęła głową, uściskała mnie i wysłała całuska na dobranoc. Odchodząc odwracałam się kilkakrotnie w jej stronę. Stała na chodniku u odprowadzała mnie wzrokiem, po czym pozbierała swoje prace i weszła do budynku.
Wróciłam do hotelu i chyłkiem przemknęłam się do pokoju, nie chcąc tłumaczyć się Stöcklowi ani nikomu innemu.
- Zogu… - mruczała Sybilla przez sen, pochrapując z lekka.
Położyłam się spać, chcąc szybko zasnąć i zapomnieć o wydarzeniach dzisiejszego dnia i pozwolić snowi ukoić poszarpane nerwy.




Przywieźli nas na posterunek poobtłukanych i posiniaczonych. Zajął się nami jakiś zrzęda, przynudzający staruszek i wcale atrakcyjna asystentka. Testowaliśmy ze Swensenem jej odporność na nasze norweskie wdzięki, posyłając jej uwodzicielskie uśmieszki i powalające spojrzenia. (Może i byliśmy aktualnie poprztykani, ale do pewnych spraw mężczyźni, a zwłaszcza Norwegowie, zawsze się jednoczą.)
- Kurde, głupio wyszło – odezwał się Vegard po półtorej godzinie wywodów starego nudziarza. – Serio mi teraz głupio. Kicha, głupia sprawa – podrapał się po głowie. – Sorka, Fannis.
- Było myśleć wcześniej – burknąłem.
- No sorka, nie fochaj się już, plis. Ja… po prostu tęsknię za tym dawnym Fannisem. Tym, z którym można się zabawić bez myślenia o konsekwencjach.
- Co cię tak nagle wzięło, stary? – spytałem, oburzając się z miejsca.
- No, zmieniłeś się, Fannisku. To już nie ten sam Król Norweskiego Zła, co kiedyś. Teraz musimy poszukać sobie innego kumpla do zabawy…
Że co? Czy Vegard Swensen ma właśnie czelność sugerować, że ja, Anders Fannemel, Król Norweskiego Zła (choć nie używam przy Anji tegoż tytułu), nie potrafię się już dobrze bawić? Co za herezja! Kiedyś przypłaci to głową, już ja o to zadbam! Nikt nie będzie mi wmawiał, że kiepski ze mnie kumpel do rozrywki. N i k t . To prawda, mam Anję, zmieniłem się dla niej, nie latam za dziwkami z wywieszonym jęzorem jak Hildeła, ale chyba to nie eliminuje mnie z gry, prawda? Bycie w związku nie musi być równoznaczne z abstynencją od jakiejkolwiek zabawy.
- Pierdzielisz bez sensu.
- …To jak będzie? Graba na zgodę? – Swensen wyciągnął rękę w moim kierunku.
Zmarszczyłem brwi, mierząc go wzrokiem, po czym skinąłem ostatecznie głową, ściskając jego dłoń.
- Ale masz ją przeprosić.
- Się rozumie.
Staruch dał nam po upomnieniu i nałożył na nas karę grzywny. Po sto pięćdziesiąt euro od łebka!
Co on kurwa myśli, że pieniądze na drzewach rosną? Może w Szwajcarii, ale nie w Norwegii.
Machnął na nas ręką i poszedł, a jego asystentka uśmiechnęła się wyrozumiale i zalotnie odrzuciła do tyłu brązową grzywkę. Stara sztuczka. Ale efektywna i efektowna. Ach, jakże zachciało mi się nagle rzucić jakimś uwodzicielskim tekstem… Ale Anja… i zanim zdążyłem się na to zdecydować, Swensen mnie uprzedził.
Gdy wróciliśmy do hotelu było już dobrze po północy. Alex już spał, ale wiedzieliśmy, że jutro czekają nas ciężkie chwile.
A zwłaszcza mnie…
Szybko udaliśmy się do swoich pokojów. Miałem nadzieję, że Anja nie przeżyła tego tak mocno. Przez chwilę chciałem pójść do niej, ale słysząc trzaskanie drzwi na korytarzu i pomyślawszy o gniewie Stöckla lub Sybilli, zaniechałem tego przedsięwzięcia.
Przecież Anja pewnie sama już śpi.
Pójdę tam z rana.





- … Tak więc strasznie cię przepraszam, Anju – tymi słowami Swensen zakończył swój monolog. – Mogę liczyć na wybaczenie?
Dziewczyna myślała nad odpowiedzią.
- Wybaczyć ci mogę, ale czy zapomnę – nie obiecuję – rzekła w końcu.
- Rozumiem – pokiwał głową Vegard i odszedł w swoim kierunku.
Wczorajsza bitka Fannemela i Swensena z pewnością nie uszłaby im na sucho, gdyby inna, nowa wpadka nie zaprzątnęła myśli trenera. Otóż z samego rana w hotelu zjawił się… Stjernen pijany w trupa; chwiejnym krokiem, przypominającym polkę, przemierzał korytarze, gadając sam do siebie. Wpadł do Bajkolandii, gdzie jak zwykle przesiadywała większa część towarzystwa.
- Andreas, a tobie co? – odezwał się Bardal.
- Gdzie są moje Cini-chrupki? – dopytywał się bełkotliwie Stjernen, rzucając spojrzenie na Swensena, chrupiącego płatki prosto z opakowania.
- Gdzie to się bywało? – spytał Hilde z głupawym uśmieszkiem. – Pewno z Żyłą na kielichu…?
- Żyła… żyła o imieniu… Żyła. Jak w tej Żyle… pękła żyła to ta Żyła już… nie żyła. Hehehe – wyrecytował Stjernen, przerywając co chwila na czknięcie.
- Dlaczego się tak uchlałeś?
- Dlaczego? – powtórzył Andreas. – Briggie mnie rzuciła – burknął ponuro. – Była dla mnie wszystkim… Czemu, ach czemu…?! I wiecie… poszło się do baru na kielicha, gdzieś ten ból udupić. I ten… Jedno piwo, drugie piwo, potem whisky… I jakoś tak… samo poszło. Nikt mnie nie kocha! Bridget mnie zostawiła, whisky się skończyło, nawet zżarli mi moje Cini-chrupki… hep!
Stjernen wyszedł, zataczając się na ściany, wpadając na wkurzonego trenera, widokiem swojego stanu rozsierdzając go jeszcze bardziej.
To był bez wątpienia bardzo ciężki dzień dla norweskich skoczków. W ogóle dla norweskiej kadry, bo przecież nie można powiedzieć, by Alexowi było lekko. W dodatku na tablicy korkowej Alexa, niebywale wielkim potworze, wiszącym nieopodal jego pokoju, Rønsen znalazł ciekawą kolorową kartkę – zabazgraną ledwie, ale wystarczająco, czytelnym pismem –  i jako namolny plotkarz, taki norweski Fettner, od razu poleciał tam, gdzie większość drużyny spiskowała i knuła, planując kogo udupić tym razem.
Ale ich plan, jeśli takowy mieli, nie doszedł do skutku. Norwegowie, choć przeczytawszy wiersz, brechtali jak szaleńcy, zaczęli w swoich wypaczonych umysłach wymyślać różne podejrzenia i teorie spisku. Wszyscy zaprzeczali, jakoby było to ich dzieło. I przez to postanowili nafochać się na siebie nawzajem, (a nawet na samych siebie, na wypadek, gdyby zrobili to nieświadomie). I teraz Velta zamknął się w pokoju i szlochał ostentacyjnie, dając wyraz dezaprobaty do wymyślania tak paskudnych kłamstw na jego temat, Fannis hejcił wszystkich swoimi najjadowitszymi spojrzeniami, Sybilla, w ramach protestu, puściła heavy-metal na cały hotel, a Hilde rzucał w ludzi swoimi kosmetykami. I na nic zdały się próby Anji, by pojednać tych norweskich popaprańców. Na nic zdały się grupowe sesje terapeutyczne, indywidualne rozmowy, a nawet groźby i szantaże.
Bo na co zdają się słowa, gdy nawet Czesi nie mają respektu dla Norwegów Wspaniałych?



A oto treść kartki:

Wiersz o norweskich posrańcach:

Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najlepsi w negliżu są NORWEGOWIE!
Wszyscy z nich chcą robić wielką karierę,
Lecz w łepetynach nie mają za wiele…
Skaczą do wody, tańcują do rana,
Piją wódeczkę, piwko i szampana.
Raz jest impreza, a raz jest zabawa;
W tych kręgach rządzi seks, wódka i sława.
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najlepsze przypały mają NORWEGOWIE!
Raz sobie po prostu grają w pokera,
A tu wpada Sybi, wściekła jak cholera.
Coś tam przeklina, coś tam narzeka,
Że Vegard Haukoe Sklett prawie nago ucieka.
Innego razu wódki nie było wcale,
Za to się Swensen poprztykał z Krasnalem.
Przez Fannisa dziewczynę tak się pobili,
Że w konsekwencji na policji skończyli.
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najlepsze pomysły mają NORWEGOWIE!
Alkohol, dziewczyny, niepamiętne noce,
Ręczniki, kołdry, poduszki i koce…
Densing czy konkurs – nie potrzeba wiele,
By z czegokolwiek zrobić aferę.
To ich natura – stado dzikich koni
- i nie ma na świecie drugich takich jak oni.
Polacy, Ruski, Niemcy – każdy to powie:
Najbardziej zryte banie mają NORWEGOWIE!

***
Okay, nie jest dobrze.
Jutro finał "biolimpiady" a ja utopiłam dzisiaj swoją legitymację (wyprałam ją w spodniach do jazdy na nartach ... ^^) Ale przypał....... ;-; No nic, jak mnie nie wpuszczą to podam się za Andersa Fannemela i mogą mi skoczyć ;3
Nevermind.
Ten rozdział to takie trochę gadanie o niczym, (a wiersz napisałam jak się obudziłam o 3 w nocy) ale musicie jakoś to znieść, jeszcze przyjdzie czas na rozwój akcji ;) Aha i ułożyłam sobie w głowie cały wątek i wyszło mi w sumie około 20 rozdziałów, więc mam nadzieję że wytrzymacie ;D
Kończąc: nawet w obliczy biologicznej masakry, na kółku także myślimy o skokach.
Oto dzieło Juliet - specjalistki od konserwantów i hartowania organizmu - Dimirti Vassiliev lvl hard bo z gałki ocznej xD
Pozdrawiam ;*


13 komentarzy:

  1. Zacytuje Wiewióra ,, Hehehehe " :D Ten rozdział nie dość że jest zajebisty, cudowny, słodki, zabawny, świetny, genialny, nienormalny, szalony i FANNEMENALNY to jeszcze czytając go obudziłam tatę który dosłownie spadł z łóżka xd A wszystko przez mój śmiech :D Czekam na kolejny BUZIAKI <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Myśle, że Fannisowi cieżko bedzie poskromić swoją natyre. Oby tylko nie zrobił nic głupiego. Dużo spieć jest miedzy Norwegami i niejasnych sytuacji z trenerem :D po co oni sie ta wymykają, hm? :D
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyno, jesteś genialna ^^ Miałam uśmiech od ucha do ucha, kiedy czytałam ten wierszyk, a na dodatek jeszcze ten rysunek na końcu xD
    Oj, żeby przypadkiem Fannis czegoś nie wykombinował, bo jakoś tak ostatnio go chyba lekko nosi ^^ Za dużo sprzeczek z trenerem, ale mam nadzieję, że niedługo chłopaki się uspokoją :)
    Wytrzymamy te 20 rozdziałów, nie przejmuj się ^^
    Buziaki i zapraszam na jedynkę :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Tym razem to po prostu przeszłaś samą siebie :D Najgenialniejszy rozdział, jaki kiedykolwiek miałam okazję przeczytać ♥
    Jeżeli bym chciała napisać wszystko, co mi się podobało, to by komentarza nie starczyło, ale zaszaleję i wypiszę wszystko, co aktualnie mam w głowie ;)
    • Alexowe fochy, chociaż są fochami, ubawiły mnie jak nie wiem :D
    • Sybi słuchająca heavy-metalu również pozbawiła mnie na chwilę normalnego myślenia ;)
    • Hildełowe romanse na boku jak najbardziej na miejscu :D Dobre to było, dobre :D
    • Gnojka Swensena, chociaż głupi jak but, to i tak nie przestanę lubić :)
    • Żołądkowe rewolucje w samolocie i Delta znawca spadających rzeczy kolejnym dowodem na to, jak banały mogą ubawić człowieka :D
    • Plakat na drzwiach, prawda, należał się :D
    • Sylvia rysująca milion Ammannów - jestem na tak, bardzo zdecydowane tak :P
    • Za wiersz to normalnie przyznaję mojego prywatnego oficjalnego literackiego Nobla (chociaż może powinnam powiedzieć Nowka, byłoby poprawnej) :D
    • Vassilio z oka jak dla mnie perfecto! Następnym razem poproszę Prevca z szuflady (może tym razem z ucha???) :*
    • Rozdział jak dla mnie bezprecedensowo wygrał Stjernen i Cini-chrupki. Noty za styl - same dwudziestki, a i to za mało ;)
    • Sformułowań, na których punkcie oszalałam, wymieniać już nie będę, bo serio się nie pomieszczę. Ale chcę, żebyś wiedziała, że były nie mniej nie więcej tylko fenomenalne ♥♥♥
    Wystarałam się wymienić jak najwięcej, bo wszystkiego nie dałoby rady (pewnie jak opublikuję komentarz, to jeszcze że 100 rzeczy innych mi się przypomni) ;) Żałuję tego bardzo, bo wiem jak to jest, kiedy jakiś tekst wychodzi nam idealnie, jesteśmy z niego dumni jak pawie, a potem jak już przychodzi co do czego to nikt go nie raczy zauważyć ;)
    Wybacz tą totalną nieskładność komentarza, ale jak się jest w takim stopniu naćpanym optymizmem jak ja po tym rozdziale, to wiesz... ;)
    Pozdrawiam i gratuluję tego cuda powyżej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Ojejku jejku", na taki komentarz to aż nie wypada mi nie odpowiedzieć ;)
      Jak to czytam, siedzę już sobie w kuchni w piżamie (mimo że jest dopiero szósta) i popijam herbatę. Przez ciebie poplułam cały ekran (zwłaszcza przez tę część z rysunkiem Prevca - no cóż, Paulina jakiegoś zrobiła, ale z tą szufladą zobaczymy co da się zrobić... xD ) Poprawiałam ten rozdział chyba z dziesięć razy, żeby w ogóle jakoś się to dało czytać, bo te pierwsze wersje były nie do przyjęcia. I cieszę się, że ktoś docenia starania włożone w wymyślanie "idealnych tekstów" c(:
      Tak mi się robi miło, dziękuję za tyyyyyyyle pozytywnych słów i gratuluję - przebiłaś Paulę w długości komentarza ;D
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Wiersz najlepszy! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. 1. Wierszyk mnie powalił ahahahah ♥
    2. Konkrety: Fannis coś nie umie swojej ciemnej natury poskromić mimo wszystko. Niby jest z Anją i wierzę w jego szczere intencje (naiwnie?), ale nie do końca można określić, co on rozumie przez słowo "zabawa" i tu jest chyba wszystko pogrzebane - trochę się obawiam, że Anders straci w końcu nad sobą kontrolę, bo skoro potrafił się rzucić na kolegę (nieważne za co), to wystarczający dowód na to, że jest porywczy i absolutnie nie myśli racjonalnie.
    Ale poza tym urzeka w swojej trosce o Anję.
    Pozdrawiam i przepraszam za średnio składny komentarz :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko, uwielbiam te twoje długie, wspaniałe rozdziały. Mimo, że zawiesiłam aska, to czytam i komentuje :)/ @dwiedyszki

    OdpowiedzUsuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ekhem ekhem WITAM :D Wiem ,że czekasz tylko i wyłącznie na mnie ale co ja poradzę ,że albo śpię albo jem albo się uczę xD Tak jak to dzisiaj genialnie zrobiłam xD Nie ma to jak robić zadania z matmy do 2 w nocy i zaspać sobie na matmę xD A więc :D Nie zaczyna się zdania od ,,a więc'' ale nie istotne xD Swensen MA SIĘ TRZYMAĆ Z DALA OD ANJI ZROZUMIANO ??!! Dostał za swoje mogła mocniej żeby było widać przez miesiąc ! Fannis - Król Norweskiego Zła się zmienił specjalnie dla Anji i jak ją skrzywdzi to nie ręczę za siebie ! xD Nie byłabym sobą gdybym nie wspomniała o Sybii :D TAK SIĘ SŁUCHA MUZYKI ,JAK SŁUCHAĆ TO NA CAŁĄ POSIADŁOŚĆ ! I ona serio nie ma nic ze mną wspólnego ??? Dziwny zbieg okoliczności ! Spacerek rano :D Ja bym się nawet n takie coś nie poświęciła xD Przez niego ona cały czas myśli ,wiem doskonale jak to irytuje ,ty chcesz spać ,a ten piepszony mózg nie chce ZAMKNĄĆ MORDY ! I ta jadaczka nie zamyka się do rana ,a kiedy już zamknie ten swój ryj to trzeba wstać ! xD TO TAKIE SŁODKIE ,ŻE FANNIS NIE ZAMYKA DRZWI SPECJALNIE DLA ANJI ♥ Wiem co sobie pomyślał Hilde :D To normalne xD W ogóle to przecież u nich normalne ! CIEPEŁKO FANNISA ♥ ,, nawet jeśli byłaby to królowa Anglii w postaci Jennifer Lopez, którą, nawiasem mówiąc, uwielbiam od podstawówki i ma zarąbisty tyłek" mówisz xD ?? No no ciekawe rzeczy się dowiadujemy ♥ Kocham ♥ ,,Och, ziemio najsłodsza, ukochana! Tyś jest jak zdrowie! Jak można cię kochać – ten tylko się dowie, co… latał samolotem'' Nie latałam :C Ale wierzę xD Nie wiem czemu tak sobie pomyślałam ,,Pan Tadeusz" - ,,Pani (lub Panna) Weronika" xD Późno piszę ten komentarz to się nie dziw xD WELCOME TO ZOO ♥ BAJKOLANDIA ♥ Ahh ci Norwegowie ♥ Anji się nie udało się ich ogarnąć ale trzeba sobie zadać podstawowe pytanie ,które jest najistotniejsze najważniejsze itd itd ♥ ,,CZY KOMUKOLWIEK NA TYM ŚWIECIE ,WSZECHŚWIECIE I POZA NASZYM WYMIAREM UDAŁO SIĘ OGARNĄĆ NORWEGÓW" Właśnie odpowiedź sama nachodzi na język xD BITKA BITKA BITKA ! JAK ON MÓGŁ ! NIE BAWIĘ SIĘ TAK xD Policja huhu no to była zabawa xD Sylvia ♥ Matko biedactwo ♥ Ale ten talent ♥ TY MI NARYSUJESZ FANNISA ! TAK ? PUBLICZNA PROŚBA ! I PAMIĘTAJ ,ŻE MIAŁAŚ MI KWIOTKA NARYSOWAĆ :D
    Norweskie nawyki łączą ludzi ♥ Tych człowieczków kochanych ♥ Anja KOBITA Z KRWI I KOŚCI ! Wybaczy ale nie zapomni ! HA ! słyszałam to o ŻYLE ! Stjernen pewnie spotkał Polaków xD No ,bo z kim innym można tak pić jak nie z POLAKAMI xD ♥ Ahh wierszyk cudowny ♥ Bo najwięcej weny ma się w nocy xD Co potwierdzam ja ,wyjątek ,pisząc ten komentarz w nocy xD WSZYSCY TO POWIEDZĄ ♥ Oczywiście muszę ♥ PS NIKT MNIE NIE PRZEBIJE ALEKSANDRA PISAŁA Z ENTEREM ,A JA NIE BUHAHAHA ! Pozdrawiam serdecznie Aleksandrę ,bo dzięki takim ludzikom Wera ma wenę i pisze mi te rozdziały :D Pozdrawiam także naszą Juliet ♥ BTW MASZ WYGRAĆ BIOLOGIĘ xD ♥ A skoro już wszystkich pozdrawiam xD Pozdrawiam cieplutko i serdecznie wszystkich czytelników ,Werę mą KOCHANĄ ♥ Kółko biologiczne ♥ No i jeszcze tak sobie może pozdrowię Kondzioła ♥ Bo i tak tego nie przeczyta xD Skoro już tak szaleję to pozdrawiam całą naszą kochaną ,nienormalną gimbazę do której chodzą 3 najlepsze klasy EVER ♥ 2B ,3B i jakże wspaniała 3C xD ♥ Muszę się nauczyć pisać PS xD Całusy :* Do zobaczenia jutro ♥ Czekam na rozdział ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak mogłam znów zapomnieć xD Po długości chyba się domyślisz xD Ale tak xD ♥ UPS /Paula

      Usuń
  10. Boże KOCHAM! <3 Pisz częściej, twoje opowiadania są genialne! Nie mogę się doczekać kolejnego posta <3
    MASZ TALENT, NIE MARNUJ GO! :)
    Pozdrawiam! ^_^

    OdpowiedzUsuń