piątek, 27 lutego 2015

7. When everything is perfect, someone has to appear.




Obudziłem się z uczuciem, że coś mam. Coś nowego, bardzo wartościowego.
Anja leżała na moim ramieniu, wgniatając mi się w obojczyk. To bolało. Ale w życiu nie poskarżyłbym się na ten przyjemny ból.
Nie chciałem drgnąć, by jej nie obudzić. Gdy spała, wyglądała na szczęśliwą. Gdzieś na jej ustach igrał przelotny uśmiech, niekiedy ujawniając swoją obecność. Czasami dziewczyna poruszała ręką lub głową, łaskocząc mnie włosami w szyję.
Leżałem, odwrócony na wznak, z otwartymi oczami i uśmiechem na ustach. Długo czekałem, aż nadejdzie taka chwila, gdy będę mógł powiedzieć, że Anja jest moja.
Tak, MOJA.
Jak cudownie to brzmiało.
Niech Hilde się schowa z tymi swoimi gumami i komentarzami, żeby zabawić się w Skletta, mówiący, że nigdy nie wydarzy się to, co się właśnie dzieje. Ciekawe, jak teraz wyjdzie z tego z twarzą… Niech schowają się dziwki i inne takie lasencje, z którymi budziłem się dotychczas.
MOJA ANJA.
Pogładziłem ją po dłoni. Długo leżeliśmy bez słowa, czując szczęście, tak wyraźne, że jeszcze trochę i można byłoby je ucieleśnić.
Ach, te podwójne znaczenia…
Ale… może coś w tym jest?
- Jak tam, Anju? – spytałem. – Jest okay?
- Mhm…
Oparła się na łokciu i zbliżyła do mojej twarzy. Pocałowała mnie w policzek. I w usta, wkładając w to odrobinę namiętności. Widząc, że nie mam nic przeciwko, zrobiła się trochę śmielsza. Jedną dłonią poczochrała mi włosy, a drugą oparła się o mój mostek. Moja ręka powędrowała ku jej plecom…


Łup! Łup! Łup! Łup!
- ANKAAAA!!! – łup! – OTWÓRZ – łup! – TE – łup! – CHOLERNE DRZWIIII!!! – rozległ się głośny wrzask i pukanie, pardon,  ł o m o t a n i e  do drzwi pokoju.
Momentalnie czar chwili prysł.
Sybilla potrafi być natarczywa i głośna.
- OTWIEEE(łup!), KURRR(łup!), BO JEŚLI NIE TO OS(łup!)GAM, WYWARZĘ JE (łup!) NARTAMI TEGO PRZEKLĘTEGO-NIECHJAGODORWĘ-HILDEGO !!! – darła się wniebogłosy, włączając w akcję walenia w drzwi wszystkie swoje kończyny i chyba nawet całe ciało.
Łup!
Po ostatnim walnięciu drzwi podejrzanie się zatrzęsły. Ale nic dziwnego. Wszystko trzęsło się od nieznośnie głośnego wrzasku Sybilli. Ale uporczywe dobijanie się do pokoju ustało. Zapanowała cisza.
- Chyba zrezygnowała – odezwała się ostrożnie Anja, nasłuchując czy z korytarza nie dochodzą jakieś podejrzane odgłosy.
- … O co chodzi? – słychać było tylko pytanie ziewającego Velty. - … Co to za hałasy w środku nocy…? Jest dopiero ósma…
Poza tym cisza. Jak makiem zasiał.
Cisza przed burzą.
Anja wstała, żeby otworzyć drzwi. Przekręciła zamek…
… i ledwo zdążyła odskoczyć przed szarżującą masą, która wpadła do pokoju, jak stado słoni. A gdzie tam! Nawet dwa takie stada nie zrobiłyby takiego harmideru.
Sybilla przegalopowała przez pokój, nie potrafiąc się zatrzymać i wpadła na ścianę, łamiąc narty należące do Hildego. Była czerwona jak burak ze zdenerwowania i dyszała głośno.
- Kurwa, Sybi, co ty odpierdalasz?! – spytał Fannemel, patrząc na zwłoki nart.
- Ja?! – wydarła się Sybilla, machając dziko nartami, kilka razy niebezpiecznie blisko głowy Andersa.
- No, przepraszam, z całym szacunkiem! Ale to bynajmniej nie ja próbowałem staranować drzwi nartami!
– Ostrzegałam!
Sybilla zamachnęła się i z rozpędu stłukła lampkę nocną na swojej szafce.
- O, witaj, dzielny husarze! – zawołał z korytarza Hvala, przystając i zaglądając do pokoju. – W jakiej to sprawie przypuściłaś atak frontalny na tych biednych dwóch cywili?
- Jeszcze jeden taki tekst i przypuszczę atak frontalny na twoją mordę, to będzie jeszcze bardziej krzywa od szuflady Prevca! – oznajmiła Sybilla, grożąc mu nartą podniesioną do góry.
Jaka zaśmiał się cicho i odszedł w swoim kierunku, kręcąc głową z politowaniem.
Sybilla tymczasem wzięła parę głębokich wdechów i uspokoiła się. Znaczy… względnie. Już nie miała nieopartej potrzeby wbicia nart w głowę Fannemela. Zamknęła drzwi i stanęła na środku pokoju, podrygując nerwowo.
- No to się nazywa beka! – zawołała. – Czegoś takiego bym się nie spodziewała! Znaczy… nie żeby coś, ale wiecie… i ten, przez wasze tere-fere musiałam spędzić noc w Bajkolandii, to jest: w pokoju Krasnala i Roszpunki! I myślicie, że mi było tak miło jak wam tutaj?!
- Sybi, uspokój się, usiądź i ochłoń trochę – odezwała się Anja, usadawiając Sybillę na łóżku.
Ona jednak nie zwróciła na to uwagi i mówiła dalej.
- No wyobraźcie sobie, że nie! Bo ten cholerny Tom, niech-ja-go-gdzieś-przyuważę!, tak strasznie, okropnie chrapał przez całą noc! Jak kołatka pokutnika! Oka się nie dało zmrużyć! Na dodatek zostawiłam telefon tutaj pod poduszką i oczywiście nie udało mi się napisać SMS’a na dzień dobry do Zogu, jak codziennie!
- I o to ci chodzi? – spytała Anja. – Co mamy na to poradzić?
- Heeeh, na to już nic – westchnęła Sybilla, ziewając. – Ale na przyszłość, jak będziecie chcieli zająć pokój to dajcie cynka, żebym poszła przespać się na mieście…
- Ja po prostu miałam doła i ten… jakoś tak wyszło. Jesteś na nas zła?
- Nie no skąd, spędziłam wręcz upojne chwile! – mruknęła z ironią. – Powiem tak: nie mam nic do was i do tego, że jesteście razem szczęśliwi. Ale nie moim kosztem!
- Tobie brakuje faceta – wtrącił w końcu Fannemel. – A jak nie, to przynajmniej porządnego psychiatry. A teraz idź się trochę ogarnij, najlepiej jakichś ziółek się napij, czy czegoś. Tylko nie pomyl melasy z marihuaną…
- Tylko kawa może mnie teraz uratować! – zawołała Sybilla. – Ale faktycznie, przyda się coś na uspokojenie, bo jak nie to poduszę wszystkich przeklętych Norków, zaczynając od Hildeły, a dla was przygotuję długą i wymyślną śmierć! – dorzuciła z nutą wesołości. – Dobra, dam wam na razie spokój, ale jak wrócę, ma tu być porządek… znaczy, nie gadamy o lampie i ścianie, tak?
Wyszła z pokoju, nie potrafiąc się jednak opanować, by nie trzasnąć drzwiami.




Fannemel wziął walnięte na krzesło spodnie z koszulką i zaczął się ubierać.
- Musisz już iść? – spytałam smuto, zarzucając mu od tyłu ręce na szyję.
- Naprawdę nie chcę się narażać niewyspanej Sybi – odparł Anders na wpół żartem, na wpół serio. – Jest wtedy bardziej niebezpieczna niż Sklett prowadzący pojazd osobowy. Nie, Anju, nie mogę na razie zostać dłużej. Alex by mnie zabił, jeśli Sybi by go nie uprzedziła, a ja przecież nie mogę umrzeć. Obiecałem w końcu, że będę z tobą – przechylił głowę do tyłu z nadzieją na całusa.
Nie mogłam mu odmówić.
Miał rację. Trzeba nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego.
Choć inaczej niż dotychczas.
Fannemel wyszedł. Idąc korytarzem, odwrócił się jeszcze. Pomachałam mu i posłałam za nim całuska.
Życie jednak jest piękne.
Cały strach, który wczoraj nękał mnie nie do zniesienia zniknął, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Zostało tylko szczęście i nadzieja. Nadzieja, że szczęście nigdy się nie skończy. Szczęście, które objawia się w gestach, słowach, spojrzeniach i ciszy. We wszystkim. Tak jak w nocy. I wczorajszego wieczoru, bez którego nie byłoby tej nocy. Ani dnia po tej nocy, ani nocy po dniu po tej nocy…
Fannemel. Fannis. Mój Fannis.
Ciepło tych słów ogarnęło cały mój niewielki organizm i duszę.
Tak, mój Fannis. A ja jego.





Chyłkiem przemykałem do pokoju, nie chcąc zostać zauważonym przez Sybillę lub Alexa, lub tym bardziej na nich wpaść.
No i masz, Fannis. Nie żyjesz.
Miałem nadzieję, że uda mi się umknąć przed słynnym gniewem Sybilli. A słynnym dlatego, że kiedyś dziewczyna pobiła Evensena za grzebanie w jej walizce i narysowanie na niej wściekle zielonym sprayem… nieważne czego. Nie wiadomo dokładnie, dlaczego to robił, ale podobno chodziło o jakiś zakład z Romørenem. W każdym razie Johan trafił na SOR z rozwalonym nosem i wykręconą ręką. Albo chociażby ta sztandarowa historia ze Sklettem w Zakopcu… Sybilla była naprawdę silna. Nic więc dziwnego, że w obecnej chwili wolałem jej unikać.
Tchórz, baby się boi…
Tak baby, ale należy pamiętać, że to agresywna baba. Ciekawe, czy kiedykolwiek robiła sobie testy na wściekliznę, albo chorobę szalonych krów, (bo istnieje coś takiego, i wbrew pozorom nie ma nic wspólnego z Diethartem), bo na pewno by jej to nie zaszkodziło.
Wszedłem do pokoju i ku braku zdziwienia zastałem w środku Hilde, Jacobsena i Skletta.
- No, jesteś wreszcie Fannis! – zawołał Hilde na mój widok. – Zaczynaliśmy się martwić. Długo cię nie było.
- Całą noc – podkreślił Sklett, uśmiechając się demonicznie.
Wiadomo, Vegardowi zawsze jedno chodzi po głowie.
- Straszne współczucie, Fannis - uśmiechnął się Hilde.
- Tak wiem, unikam Sybi. Też się jej boję.
Reszta jakoś tak dziwnie po sobie popatrzyła.
- A tam, Sybilla! Sybi to teraz małe piwo! – zawołał Hilde. – Masz zdrowo przesrane. U papy Alexa. Zdaje mi się, że będzie miał ochotę na tatar z krasnala.
- Hilde, chyba nie pomagasz… - zauważył delikatnie Jacobsen.
- Chłop powinien wiedzieć na czym stoi! – Hilde całkowicie go zignorował i mówił dalej do mnie. – Alex cię zabije. Tak sobie zdezerterowałeś z konkursu i przespałeś się ze świeżo upieczoną psycholożką!
- Skąd wiesz? – spytałem.
Pytanie na poziomie imbecylności ponad wszelkie normy. Poziom IQ jak śpiącego Żółwia.
- No błagam cię, Fannis! – westchnął Sklett z politowaniem. – Żebym to ja  t o b i e  musiał tłumaczyć…? Co innego można robić z dziewczyną, całą noc, w sypialni zamkniętej na klucz?
Na przykład leżeć i rozmawiać, lub milczeć, być wsparciem… dużo rzeczy. Ale ograniczony mózg Vegarda, pod pojęciem „noc z dziewczyną” ma tylko jedna definicję. I wytłumacz tu coś takiemu prymitywowi.
- No… na przykład leżeć sobie w spokoju – odparłem, wiedząc, że i tak go nie przekonam. Mimo całej ograniczoności Skletta, był przecież ekspertem w tej dziedzinie, podobnie zresztą jak i ja. Ale ja, nie zważając na to, że wychodzę na hipokrytę, próbowałem do końca wpoić mu do łba pewne, zupełnie nienorweskie prawdy. – Ale z ciebie penis!
No ładnie, Fannis, pogrążasz się jeszcze bardziej.
- Ale z ciebie hipokryta! – odparował uchahany Sklett.
- A chociaż warto było? – spytał Jacobsen.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
I co ty wyrabiasz, patafianie? Najpierw próbujesz wytłumaczyć Sklettowi, że do niczego nie doszło, co swoją drogą odrobinę mija się z prawdą, a potem szczerzysz zęby jak lama.
Sklett i Hilde pokiwali głowami, podnosząc w górę kąciki ust. Jacobsen poszedł za ich przykładem. Zdrajca.
- Na twoim miejscu, Hilde – odezwałem się, chcąc zmienić temat – raczej zainteresowałbym się nartami.
- Co?! – wrzasnął Tom, zrywając się z łóżka.
- Chodzi mi o te z autografem Małysza. Bo wiesz, Sybilla zrobiła z nich sobie taran i chcąc wywarzyć drzwi do pokoju, wpieprzyła się z nimi prosto na ścianę.
- AAARRRRRRGGGGGGHHHHHTTTTTTRRRRUUUMMMMPPPPFFFF!!! – ryknął Hilde i wyleciał z pokoju.
Wrócił po chwili, niosąc szczątki swoich ulubionych nart i mrucząc cos pod nosem. Założę się, że modlitwę pogrzebową… Zaczął się zachowywać jak dureń; przytulał te swoje deski śmierdzące naftą, głaskał je i pieścił, skomląc przy tym jak zbity pies.
I to ma być mój BFF?
- Jest Fannis? – do pokoju wszedł Velta, jak zwykle w żółwiowym tempie zauważając moją obecność. – Wiesz, Alex cię woła do… - przeniósł wzrok na wyjącego Hilde.
- Nie przeszkadzaj mu – odezwał się Jacobsen. – Wpadł w depresję.
- Właśnie widzę… dobra, Fannis, jest sprawa do ciebie – Velta porzucił slow-tempo mówienia. – Alex cię woła, chyba jest nieźle wytrącony z równowagi. Mam przeczucie, że nie wyniknie z tego nic dobrego…
Super, sam się tego domyśliłem.
Po cholerę to powiedziałeś, Velta?!
Jego przeczucia bardzo często się sprawdzały. Czasami przechodziły nawet jego najśmielsze oczekiwania. Na przykład parę lat temu przeczuwał wypadek Hildeły, co Tom nadal skrycie ma mu za złe, twierdząc, że gdyby Żółw nie powiedział tego na głos, to wypadku wcale by nie było. Podobnie było w przypadku Jacobsena. Biedny Rune, gdy tylko zaczyna zdanie od „mam przeczucie”, od razu zostaje zakneblowany pierwszym lepszym przedmiotem.
- Powodzenia! – Hilde, zapomniawszy na chwilę o strasznej tragedii, która go dotknęła, klepnął mnie w plecy. – Załatwimy ci piękną trumnę. I nie martw się o Anję, Sklett się nią zaopiekuje…
Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Hilde byłby już zimnym trupem.
Zresztą ja zaraz sam będę zimnym trupem, więc o czym tu mówić.
Stanąłem pod drzwiami zimnego, bezdusznego, bezlitosnego trenera, cały spięty ze strachu. Zaraz będę musiał wejść do tej kostnicy.
- W imię Ojca! – przeżegnałem się i wszedłem do środka.
- Andersie Fannemel – dobijający głos Stöckla już na wstępie przygniótł mnie jak wielka kula ołowiu.
Nie lubię jak tak mówi. To oznacza poważne kłopoty. Nigdy nie zwraca się do nas po imieniu i nazwisku, w dodatku bezsensownie operując wołaczami.
Żegnaj Anju, to dla ciebie umieram.
- Może zechciałbyś, w swej łaskawości, wytłumaczyć mi… co to miało znaczyć do jasnej cholery?!
- Uczucie – odparłem lakonicznie, żywiąc płonną nadzieję, że im mniej będę mówił, tym dla mnie będzie lepiej.
Czy mówiąc o torturach i śmierci można użyć słowa: lepiej?
- Uczucie – powtórzył trener głosem przesiąkniętym ironią.
Au, zabolało!
- I ty to mówisz? Ty? Ty i poważne uczucie? Skrajnie niemożliwe, nie sądzisz? Poza tym pomyśl, ile w poprzednim sezonie włożyłeś wysiłku, żeby być w takiej formie, w jakiej obecnie jesteś? Pomyśl o swojej karierze, o przyszłości, o życiu! Chcesz to wszystko zmarnować dla uczucia?
Czy wspomniałem kiedyś, że Alex wydaje mi się nieraz pozbawionym jakichkolwiek, oprócz złości, ludzkich uczuć cyborgiem? Nie? To przepraszam, wspominam teraz.
Ale póki co, chyba spartańskie odpowiedzi typu „tak”, „nie”, „yhy” i jakieś pojedyncze słowa nie wystarczą, żeby przekonać Stöckla. Było się kiedyś przyłożyć do nauk literackich… No nic, trzeba wymyślić jakąś filozoficzną wypowiedź.
- Przyszłość… - postanowiłem obrać to słowo za kluczowe. – Ja tam jakoś inaczej widzę przyszłość. Jak będę stary i zgrzybiały, i przestanę skakać, to nie chciałbym zostać sam. Jakoś z Romørenem nie miałeś problemu! To tylko sport.
- To także sposób na życie – zauważył trener. – A przy tym daje mnóstwo satysfakcji i można dzięki temu zajść na sam szczyt. I ty jesteś w stanie to zrobić. Ale co? Ty wolisz zmarnować lata pracy, poświęceń, wyrzeczeń i morderczych treningów! Jesteś rozproszony, zawalasz skoki, uciekasz z konkursów, a kończy się na tym, że Sybilla, po nocy przespanej w twoim pokoju, łamie narty bogu ducha winnemu Hilde. Naprawdę tak chcesz? Nagle? Bo jakaś dziewczyna zawróciła ci w głowie?
- A tak! Właśnie tak! – rozmowa zaczęła przybierać na emocjach i decybelach.
Wdech – wydech, Fannis.
Jasne. Już jestem spokojny. Jak jasna cholera!
- Tak w ogóle to zastanawiam się, czy nie rozwiązać jej umowy! – rzucił Stöckl gniewnie. – Zatrudniłem ją głównie ze względu na twoje prośby, ale nie takich rezultatów oczekiwałem.
- Proszę bardzo! Jak tak to moją od razu też możesz! Nie chcę zrezygnować ze skakania, ale jeśli postawisz mnie przed takim wyborem to wybiorę to, co jest dla mnie najważniejsze. Wybiorę Anję, jest warta tego, a nawet więcej! I wiesz, co? Czasami
zazwyczaj
zachowujesz się tak, jakby nigdy na nikim ci nie zależało! Jakbyś nie miał w życiu żadnych wyższych wartości! A skoro tak, to może czas to zmienić i zrozumieć drugiego człowieka!
Po tych słowach z własnej inicjatywy (żebym za to nie spłonął w czeluściach Hadesu-pokoju Alexa) zakończyłem rozmowę i wyszedłem, nadzwyczaj subtelnie trzaskając drzwiami i zostawiając trenera z tematem do rozmyślań. Oczywiście doskonale zdawałem sobie sprawę, że moje zachowanie było buntownicze i aroganckie, ale to już problem Alexa. Niech zrozumie wreszcie, że oprócz skoków istnieje takie pojęcie jak „życie prywatne”.
- Fannis, zaczekaj! – zawołał za mną Stöckl.
Odwróciłem się.
STOP. Czy on właśnie powiedział „Fannis”?
- Może i masz trochę racji, nie przeczę –odezwał się, usilnie próbując ukryć zażenowanie. – Być może byłem trochę zbyt surowy… To dobrze, że się… zmieniłeś.
WTF?! Jaja sobie ze mnie robi, czy co?
- Ja cię nawet trochę rozumiem.
Wow. Wielkie WOW. Podwójne wielkie WOW.
- Także ten… tym razem wyjątkowo ci wybaczę, ale jeśli kiedyś dostanę podobną, lub gorszą skargę na was, to ulgi nie będzie, pamiętaj o tym.
Gapiłem się na niego z otwartą paszczą.
- No idź, zanim się rozmyślę.
Zaskoczony nagłą zmianą w cynicznym zwykle zachowaniu trenera, odmaszerowałem do swojego pokoju. W środku był już tylko Hilde i Sklett, jako dwójka najbardziej zainteresowanych tematem.
- Jednak żyjesz… - Hilde udał zmartwionego. – A szkoda, bo Sklett już suszył sobie łapki… Ale wiesz o tym, że drugi Vegard też leci na twoją dziewczynę? Sam mi to powiedział wczoraj wieczorem, że nie może sobie wybaczyć, że nie zdobył jej jako pierwszy…
Spokojnie, Fannis, powstrzymaj się. Wcale nie musisz rzucić się na Roszpunę i wykręcić mu karku.
- Jak udało ci się udobruchać Alexa? – spytał Sklett z niedowierzaniem. – Nie wyobrażam sobie, jak bardzo musiałeś się ukorzyć…
- W sumie to wcale. Nawrzeszczałem na niego… - podrapałem się po karku.
- Nie…
                - Hehehe, wyobrażam sobie! – zaśmiał się Hilde, zamykając ostentacyjnie oczy i uśmiechając się pełną gębą.
Naprawdę miałem ochotę go udusić, ale niejednokrotnie był moim jedynym towarzyszem niedoli, więc postanowiłem mu odpuścić. Co wcale nie znaczy, że mu wybaczę. Nie, za ten tekst o Vegardach, polujących na Anję.
Rzygam.



Do pokoju Fannemela i Hildego, gdzie na drzwiach, oprócz numeru 95, wisiał wielki, kolorowy plakat „Bajkolandia” ozdobiony w tęczę, gwiazdki, kwiatki i serduszka, zwaliła się duża część ekipy na rozgrywkę pokera. Czasami grywali na pieniądze, ale najczęściej, jak to na Norwegów przystało, w rozbieranego. Wygrywał jak zwykle Jacobsen, mając nadzwyczajne szczęście do kart. Tym zaś, który pozbył się najwięcej części swojej garderoby i siedział prawie nago na podłodze był Sklett. Najwyraźniej jednak nie przeszkadzał mu fakt, że do obstawienia miał jeszcze tylko niebieskie bokserki z napisem „Jingle bells” i grał nadal. Czasami puszczał diabelskie oczko do Anji, dając do zrozumienia, że bardzo chętnie przegra następną rundę. Wtedy zaś Anja, bądź gdy zauważył Vegarda Fannemel, ciskali w niego chrupkami z paczki Swensena. Vegard zazdrośnie chował paczkę Lays’ów (Bóg wie jakim cudem, żeby przeszmuglować ją pod czujnym okiem trenera) za siebie, wciąż obrażony, że Anja wolała usiąść na kolanach Krasnala, niż na oferowanym przez Swensena krześle.
Anja myślała.
Swensen zazdrościł.
Fannemel triumfował.
Jego ubrania też w znacznej części leżały na podłodze. Poza tym Anders miał pewność, że przegra następną rozgrywkę. Kicha. Hilde będzie uchahany. A tylko jedna rzecz jest gorsza od uchahanego Hilde. Uchahany Sklett… lub wściekła, niewyspana Sybilla.
Czyli w sumie to dwie rzeczy.
Zapach serowo-cebulowy unosił się po całym pokoju, sprawiając, że głodny Atle skusił się do ukradkowego podjadania Swensenowych chipsów.
Do konkursu drużynowego zostały trzy godziny. Zbyt mało czasu, żeby któryś z Norwegów zdążył rozebrać się całkowicie. No chyba, że Sklett, ale on się nie liczy.
Hilde, Velta i Bardal mieli jeszcze mniej czasu. Oni mieli reprezentować Norge-Team podczas konkursu. Nieznany był czwarty reprezentant, pierwotnie miał być nim Fannemel, ale Stöckl nie wiedział, co zrobić z „tym nieszczęśnikiem”, na którego nie wiadomo w końcu było, czy można polegać.
- Ha! Wygrałem! … to znaczy: przegrałem! – zawołał triumfalnie Sklett, wystrzelając w górę jak z procy, rozsypując przy tym karty po całym pokoju.
Nie zdążył się jednak rozebrać. Bo nagle przez pokój przeszarżowała wściekła Sybilla, ciskając jakimś bliżej nieokreślonym przedmiotem i przypadkiem trafiając do paczki Lays’ów.
- No dobra, gnojki! – zawołała. – Przyznać się, który to zawiesił na klamce od naszego pokoju odświeżacz powietrza pod postacią całkowicie przepoconych, cuchnących skarpet, a udupię sukinsyna!
Sklett oparł się o ścianę i zaniósł się śmiechem. Ale szybko przestał, bo musiał uciekać przed Sybillą, która rzuciła się na niego ze szczotką do kibla. Należy może dodać, że szczotkę zapożyczyła z pokoju Bardala, który wczoraj degustował kulinarne przysmaki z jakiejś chińskiej knajpy.
Vegard z panicznym wrzaskiem, od którego umarli chyba powstali z grobów, pognał w kierunku wyjścia, a za nim Sybilla, wymachując szczotką. Wyglądało to dość komicznie, zwłaszcza, że Vegard, biegnąc w samych swych niebieskich bokserkach, zgubił po drodze oba kapcie. Bez skarpetek.
Hilde wyjął skarpety Skletta z paczki chipsów, czy może teraz; paczki po chipsach. Przysunął je do twarzy, pociągnął nosem i natychmiast tego pożałował, bo ciskając skarpetki prosto w Fannemela, zawołał:
- O ja pierdolę! Ten to ma dopiero organizm! Jak można z nim wytrzymać w pokoju?! Jak można się do tego przyzwyczaić?!
- Nie można – mruknął Velta, będąc właśnie tym pechowcem, który musiał dzielić kwaterę ze Sklettem, trzymającym pod łóżkiem tysiące takich bomb gazowych.
Fannemel wyrzucił cuchnące skarpety, nasączone naturalnym gazem bojowym, przez okno, trafiając prosto w wychodzącego Prevca i zajął się zabawą włosami Anji, a to z kolei zajęcie pochłonęło całą jego uwagę, także nawet nie zauważył, jak wszyscy wyszli do hallu, chcąc podziwiać widowisko. A było na co patrzyć.
- Wolę tak – odezwała się Anja.
- To znaczy jak?
- To znaczy z tobą.
- Przecież cały czas jesteś ze mną – przekomarzał się Anders.
- Ale ja wolę  t y l k o  z tobą.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i schowała głowę w najbezpieczniejszym miejscu na świecie; gdzieś między brodą a mostkiem Fannemela.
 Chyba do tego zostały stworzone mostki i brody: żeby można było między nimi ukryć głowę. Bo nie znajdzie się bardziej odpowiedniego miejsca na głowę niż pomiędzy brodą, a mostkiem. Ale jedna głowa ma przypisane tylko jedno takie miejsce. Bo chociaż bród i mostków jest kilka miliardów, to do jednej głowy pasuje tylko jedna para. Trochę tak jak z puzzlami; w pudełku jest wiele elementów, ale w konkretne miejsce pasuje tylko ten jeden jedyny. Anja właśnie czuła, że odnalazła swoje miejsce wśród wieloczęściowej układanki. Anders przytulił ją do siebie. Zaczęła nucić pod nosem jakąś cichą melodyjkę; kilka powtarzających się dźwięków. Nie potrzebowała do szczęścia niczego więcej.
- A dlaczego, tak w ogóle, Sybilla nienawidzi Skletta? – odezwała się nagle po jakimś czasie.
- To raczej on nienawidzi Sybilli. I, szczerze, nie dziwię się jełopowi.
- Ale dlaczego? Odkąd tu jestem, cały czas toczą ze sobą jakieś wojny. To tak dla żartu czy jak?
- A kij tam wie, co im teraz łazi po głowie! … Naprawdę chcesz znać szczegóły z życia prywatnego Vegarda Haukoe Skletta? … Taaa – Fannemel podrapał się po głowie, poprawiając efekty specjalne swojej fryzury, znajdującej się wiecznie w artystycznym nieładzie. – Widzisz, Sybi to mimo wszystko niezła laska… Nie patrz tak na mnie, ja tylko stwierdzam fakty… Na początku znajomości Sklecio próbował ją poderwać, ale że jest skończonym idiotą, źle się do tego zabrał i wszystko spier… schrzanił. Podłożył jej nogę jak szła z nartami i się wyrypała. Ale Sybi, jak pewnie zdążyłaś się domyślić, odpłaciła mu pięknym za nadobne: tak mu przypier…niczyła w splot słoneczny, że przez tydzień nie mógł przelecieć żadnej laseczki. Przypadkiem akurat następnego wieczoru była najzajebiściejsza impreza roku w MO. No i Vegie skończył jako seksualny  abstynent, jeśli tak mogę to nazwać. Ale poprzysiągł zemstę i od tego czasu nienawidzą się nawzajem. Do tego stopnia, że ledwo mogą tolerować swoją obecność, nie skacząc sobie do gardziołków.
- Gruba sprawa… - mruknęła Anja. - … A ty jak się bawiłeś?
- Co?
- No, na tej imprezie.
- Ach… - Anders przypomniał sobie pewien pamiętny poranek po pewnej niepamiętnej nocy w Zakopanem, kiedy to obudził się pod stołem z Hildełą i trzema panienkami. – Wlazłem na stół i wymiatałem do polskiej disco-pompy. Potem włączyli austriacki folk, którego nie lubię… Ale są rzeczy gorsze od austriackiego folku, na przykład ruskie techno… A potem, niestety, chyba urwał mi się film.
- Aha… - Anja przekrzywiła głowę, patrząc na niego z zaciekawieniem. - … O czym ty myślisz, tańcząc na stole?
- O tym – Fannis objął ją mocniej, przyciągając do siebie i pocałował w szyję. Odwróciła się tak, że zetknęli się ustami.
- Hej, Anja, co za masakra…! – do pokoju bez uprzedzenia wpadł Swensen.
Dziewczyna gwałtownie się zaczerwieniła i zawstydzona odwróciła głowę w bok. Vegard kontynuował sensacyjną opowieść.
- Sybilla natarła Sklettowi twarz szczotką od Bardalowego WC-ta! Kwiczał jak ubijana świnia! A Pero szuka taśmy klejącej, żeby zrobić Vegiemu knebla z jego własnej skarpety! Żałujcie, że nie widzieliście Sybi w akcji! Ubaw po pachy i wyżej! Sklett spierniczył do schowka na miotły i się zatrzasnął. Alex z Alexem próbują teraz otworzyć i go wyciągnąć… Także lecę, bo ominie mnie widowisko! Hehehe, ja nie mogę…! – zawołał Swensen na wychodnym, zapominając jak zwykle o zamknięciu drzwi.




Wspomniałem już o tym, że nie znoszę Swensena?
Ten gość po prostu działa mi na nerwy. Bo nie dość, że kumpluje się z Diethartem (no błagam! Jak można przyjaźnić się kimś, kto myje końskie zęby pastą o smaku cynamonowym?!) to jeszcze zawsze pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Teraz akurat musiał zepsuć dobrze zapowiadającą się chwilę. Po postawie Anji wywnioskowałem, że dalszej części nie będzie.
Za to był Stjernen, który latał od pokoju do pokoju i zwoływał wszystkich niezwłocznie na pilną zbiórkę przed pokojem Stöckla. Zbiórkę o nazwie: „macie-przerąbane-a-jeśli-nie-przyjdziecie-to-będziecie-mieli-jeszcze-gorzej”.
Chyba, że chodziło o tę drugą, którą Hilde nazywał kabaretem pod tytułem: „Norkowie, niesubordynacja i zawieszenie”.
Doprawdy, sam nie wiem, która byłaby gorsza. Osobiście… to dla mnie chyba ta druga. Miałem nadzieję, że Alex do tej pory przestał się na mnie boczyć. W przeciwnym razie… oops… może nie być przeciwnego razu. Będzie tylko podzielone. Zdania podzielone: kto jest za tym, żeby udupić Krasnala za wszystkie jego dotychczasowe przewinienia, i kto jest temu przeciwny. Niedopsze.
Takie zebrania mają tylko jedną zasadę, prawo dżungli: PRZETRWA NAJSILNIEJSZY. A kto jest w naszej kadrze najsilniejszy? Pan trener ze swoim autorytetem.
Bo Sybilla się nie liczy, prawda…?
***

Jest kolejny, są Norwegowie ^^
Dziękuję Wam, kochani, za tak konstruktywną krytykę ;) każdy lubi co lubi :D
Dzisiaj krótko, bo czas nagli.
Pozdrawiam :*

11 komentarzy:

  1. cudowny, długi rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem bardzo Twojego dalszego pomysłu na to opowiadanie :) Fannis wpadł jak śliwka w kompot! Całkiem inny człowiek, nie poznaje go xD jednak martwi mnie troche jego postawa jeśli chodzi o sport, rozumiem, że jest zakochany, no ale wiesz o co mi chodzi... Co nie zmienia faktu, że Stoeckl momentami jest bez serca. Ale to wszystko skomplikowane :D +Sybi jest nadpobudliwa!
    Pozdrawiam, M. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zakochany Fannis, no nie mogę. Zmiana o 180 stopni, oby jakaś trwalsza. I cóż, obie lubimy rozpierduchę i wywarzanie drzwi - tu Sybilla nartami (geniusz zła), u mnie kiedyś dawno temu Martine Romoeren drabiną. Świat pozostaje zatem w harmonii.
    I ten, korzystając z okazji - jak Fannis zrani Anję to wykastruję, przysięgam. Nie ufam mimo wszystko małemu, ale czystemu złu.
    P.S. Podoba mi się, że piszesz takie długie rozdziały, przynajmniej mam zajęcie na jakiś czas :D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmm... u mnie szanowna Martine też z pewnością się pojawi, znalazłam dla niej odpowiednią rolę w tej farsie ;)

      Usuń
  4. Na kolanach przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale szkoła dała się we znaki, no i na dokładkę koszmarnie się czułam. Jako zadośćuczynienie mogę ci powiedzieć, że ten rozdział był pierwszym, jaki przeczytałam na nowym laptopie (aj, to się pochwaliłam) :P
    Wściekła Sybilla zdecydowanie wygrała ten rozdział :D Tuż za nią Sklett ;) Wyważanie drzwi i ten odpał ze skarpetkami to normalnie mistrzostwo. Najbardziej to mi się śmiać chciało jak Pero oberwał skarpetą (tak, wiem, niedobra jestem, ale co ja mam poradzić, że jakoś nieszczególnie za nim przepadam?). Fannemel dalej jest taki słodki i idealny, że o mamusiu nie mogę <3
    Kurczę, nawet nie wiesz jaka to przyjemność poczytać sobie coś tak inteligentnie śmiesznego na dobry wieczór :)
    Perfecto!
    Pozdrawiam :)
    PS Brawo dla chłopaków za dzisiejszy brąz <3

    OdpowiedzUsuń
  5. No no, widzę jakieś zmiany i rewolucje ^^ Fanni, jejku jak słodko. Zakochał się, jak nic ♥ Sybilla po prostu... ten rozdział należy do niej xD
    Baaaardzo fajny rozdział :)
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Wspaniały :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wybacz mi ,że tak późno ♥ Ale tak wyszło :D Dziękuje serdecznie ,że czekałaś :D A więc :D Sybiii RZĄDZI ♥ !!! Biedni cywile ,biedna ściana ,biedna lampa ,BIEDNE NARTY ! xD Jesteś pewna ,że to nie ma ze mną nic wspólnego xD ?? Codziennie rano sms'ki uuu :D Sklett tylko jedno w głowie ,ale co się dziwić xD Biedny Hilde ♥ DEPRECHA GWARANTOWANA ! Jak go Fannis pocisnął w końcu coś ogarnął xD Uuu inni też coś do Anji ! WYPCHAJCIE SIĘ FANNIS BYŁ PIERWSZY I BĘDZIE OSTATNI KAPISZI?? CZAISZ BAZĘ ?? xD Musiały śmierdzieć te skarpetki xD Biedne chipsy xD ,,Jeszcze jeden taki tekst i przypuszczę atak frontalny na twoją mordę, to będzie jeszcze bardziej krzywa od szuflady Prevca!" ♥ Trochę współczuję Vegardowi xD Ale wolę Sybii to mu się należy xD ♥ Mieć na Twarzy ..yghh xD i to w samych cudownych bokserkach ,NIEBIESKICH BOKSERKACH xD W schowku się zatrzasnąć xD Ale przynajmniej Sybii go nie zabije xD Na razie xD O tak przy okazji bardzo współczuje Prevcowi xD I żeby roznieść takie zarazki ,tą skazę na dwór ?? To głupota xD SYBII ♥ Jakoś zdobyła me uznanie :D Ale te narty z podpisem Małysza :C Szkoda :C ALE TO SYBII xD Nie wiem ile tego ale oczywiście oświadczam ,że będzie szybciej kolejny :D Z tajnych,specjalnych źródeł wiem ,że czekałaś specjalnie na mój koment :D Tak to ty xD Sama mi to napisałaś xD Oczywiście coś bez czego się mój koment nie obejdzie :D PS Miej takiego farta w życiu jak na tym sprawdzianie xD ♥ Czekam na kolejny :D Pozdrawiam cieplutko i serdecznie ♥ Trzeba cieplutko ,bo zima musiała się obudzić po feriach ,nima co xD Kończę KOCHAM ♥ DOBRANOC ♥ /Paula

    OdpowiedzUsuń
  8. Ubaw po pachy przy tym rozdziale! Hahahah niezły był! :* / @Karisiak

    OdpowiedzUsuń
  9. kiedy nowy? :)

    OdpowiedzUsuń