3. When
the world gets in my way when I make an important decision, I have to think
twice.
O, Boże!
Jeszcze
nigdy nie czułam się tak źle ani gorzej. Byłam cała obolała, nie mówiąc w ogóle
o piekielnym szczypaniu nad prawą brwią. Ale było mi ciepło. Przypomniałam
sobie wczorajszy ziąb i zastanowiłam się, skąd nagle znalazłam się w tak
przyjemnym miejscu.
Otworzyłam
oczy. Wszystko wokół mnie było zrobione z drewna, za oknem widziałam zaśnieżone
świerki, a w kominku powoli wygasał ogień. Tyle zobaczyłam bez odwracania
obolałej głowy, która zdawała się być balonikiem napełnionym siarką albo magmą.
Z
wielkim wysiłkiem odwróciłam głowę i widok, który zarysował się na pierwszym
planie przeraził mnie. Bo oto kilkanaście centymetrów obok mnie spał jakiś
facet w samych bokserkach. W dodatku spostrzegłam się, że ciepło, które czułam
wokół mojej talii, to jego ręka, która gdzieś tam się zaplątała. Nie wiedziałam
skąd się tu wziął, ale sama jego t a k a
obecność wywołała u mnie histerię, a co
za tym idzie odruchowy krzyk.
Obudził
mnie piekielny wrzask.
W jednej chwili przypomniałem
sobie wszystko. To ta dziewczyna tak wrzeszczała. I wiła się na sofie jak ryba
wyjęta z wody. Nie wiedziałem czy to ze strachu, czy może dostała jakiegoś
ataku, czy może coś jeszcze gorszego. Ale sądziłem, że przeżywa szok. A ta rana
na jej brwi, która zajęła mi tyle czasu, widocznie musiała się otworzyć, bo po
chwili na opatrunku pojawiła się czerwona plamka i zaczęła rosnąć.
W obawie, że dziewczyna zrobi
sobie krzywdę złapałem ją za nadgarstki. Miałem nadzieję, że trochę ją to
uspokoi. Ale przeliczyłem się.
Kurde, jednak Jacobs miał rację…
On złapał mnie za nadgarstki.
Odwracałam głowę na wszystkie strony usiłując nie patrzeć mu w oczy. Miał
spokojną twarz i raczej sympatyczną. Ale jeśli chciał mnie uspokoić, to uzyskał
wręcz przeciwny rezultat. Zaczęłam szarpać się jeszcze bardziej. Może gdybym
wszystko logicznie sobie ułożyła, nie ciskałabym się tak. Ale byłam w szoku.
Chociaż powiedzmy sobie
szczerze: kto by się nie przeraził na moim miejscu?
Chciałam przestać, ale nie
mogłam. Poddałam się dopiero, gdy całkiem straciłam siły. Wtedy wszystko
zaczęło boleć mnie jeszcze bardziej. Od wysiłku byłam cała spocona i dyszałam z
bólu. Po przypływie i odpływie adrenaliny ból głowy i całego ciała dał jeszcze
bardziej się we znaki.
Gdy ja przestałam się rzucać, on
też mnie puścił. Nie zerwałam się jednak i nie uciekłam. Po pierwsze: najpierw
musiałam poznać przyczyny mojej obecności tutaj, a po drugie: nie miałam na to
siły. Wyczerpana leżałam na plecach, starając się unormować oddech i serce,
które waliło mi jakbym biegła na maratonie.
W salonie pojawili się Hilde i
Jacobsen, zwabieni głośnymi wrzaskami dochodzącymi właśnie stąd.
- A więc ocknęła się? – Hilde
raczej stwierdził niż spytał.
- Nie widać, do kurwy nędzy? – odpowiedział
pytaniem na pytanie Fannemel, masując nadgarstki, którymi ledwo zdołał
przytrzymać dziewczynę. Tak mocno się ciskała.
Zobaczyłam jeszcze dwóch facetów.
I wtedy do mnie dotarło, że… to
są ci skoczkowie! Znowu oni! Miałam już powoli tego dość. To jakaś tandetna
szopka. Albo zwykły zbieg okoliczności. Tylko jak ja się tutaj znalazłam? I co
ja tu robię?
Koniecznie musiałam poznać
odpowiedzi na te pytania, chociaż nie chciałam z nimi gadać. Ale musiałam, a
oni wcale nie wyglądali tak antypatycznie jak początkowo sądziłam. Ale
poczekałam aż któryś z nich odezwie się pierwszy.
Bingo! Ten niski, który leżał
koło mnie w bokserkach, pierwszy połknął haczyk.
- Jak się czujesz? – spytał,
drapiąc się w kark.
- A jak widać? Ogólnie to źle,
nawet bardzo. Wszystko mnie boli, o głowie już nie mówiąc, ale dzięki że pytasz
– odpowiedziałam. Mój głos ociekał sarkazmem.
Kurde, wyszło mi to sztywniej niż
chciałam, zwłaszcza, że w jego głosie usłyszałam wyłącznie troskę. Postanowiłam
chwilowo mu się zrekompensować, w końcu niczym nie zasłużył na takie
traktowanie.
- Anja jestem – wyciągnęłam rękę
w jego kierunku z wystudiowanym uśmiechem.
- Anders. Fannemel – uścisnął
moją dłoń, uśmiechając się szczerze. Nie tak jak ja. – Ale ty, jeśli chcesz,
możesz mówić mi Fannis.
- Sprytne – skomentowałam
odrobinę zgryźliwie. – Każdą dziewczynę wyrywasz w ten sposób?
- Zazwyczaj to się sprawdza –
wzruszył ramionami z uśmiechem.
Jej dłoń była przerażająco
ciepła, żeby nie powiedzieć; gorąca. W przeciwieństwie do tego kawałka lodu,
który jeszcze wczoraj leżał zasypany pod śniegiem.
No i te wypieki na twarzy, którym
towarzyszyły szkliste oczy. Lekarzem nie jestem, ale dzięki troskliwej mamusi
wiedziałem, że to na pewno nie są oznaki zdrowia. Anja patrzyła na nas trochę
rozognionym wzrokiem.
- Anju, nie wiem czy mi się
zdaje, ale ty chyba masz gorączkę. – oznajmiłem i dotknąłem jej czoła. Nie
odsunęła się, ale widziałem, że ma na to ochotę.
Jej głowa była jeszcze cieplejsza
niż dłonie.
Ale Anja wzruszyła ramionami na
taką opinię.
- To nic takiego – powiedziała. –
Chcę natomiast wiedzieć, co ja tutaj robię.
Już wszystko wiedziałam.
Fannemel, ten niski, znalazł mnie
w śniegu i przyniósł tutaj. Zajęli się mną. Długowłosy blondyn, którego Anders
nazywał Tomem Hilde, podkreślał przy każdym zdaniu, że to Fannemel zajął się
mną najbardziej. Dowiedziałam się, że to jemu zawdzięczam ten piękny opatrunek.
I wiele więcej, bo całe życie. Ten trzeci, Jacobsen, powiedział, że gdyby nie
Fannemel to bym zamarzła. Sama o tym doskonale wiedziałam, ale dziękuję za
takie podsumowanie! Aż miałam dreszcze. Oczywiście byłam im dozgonnie wdzięczna
i miałam u nich dług nie do spłacenia.
Niedobrze. Nie lubię komuś czegoś
zawdzięczać, im rzadziej to robię tym lepiej; czuję się wtedy dziwnie zależna
od tego kogoś. Staram się nie prosić o pomoc i nie przyjmować pomocy; nie lubię
tonąć w długu, którego nie jestem w stanie spłacić. Bo ode mnie, połamanej na
kawałki, nie można oczekiwać pomocy. Ani w ogóle niczego.
- A mogę wiedzieć – zwróciłam się
do Fannemela – dlaczego ty… obok mnie… w samych bokserkach…? I w dodatku… -
wykonałam dziwny ruch ręką, obejmując się.
- Nie miałem gdzie spać, w tej chałupie za mało wyrek... – odparł
Anders, czochrając swoją czuprynę. – I sorka za ten wygłup z ręką. To chyba
takie przyzwyczajenie, odruch, rozumiesz… A co do bokserek, moje jedyne tutaj
ciuchy suszą się po wczorajszym spacerze.
Nie powiedział jaki był powód
tego szalonego spaceru w środku śnieżycy.
Nie miał gdzie spać, bo ty zajęłaś sofę…
Poczułam się intruzem.
- Nie będę robić wam kłopotu –
odezwałam się. – Pójdę już.
Wstałam z sofy. Zrobiłam to zbyt
gwałtownie i świat zawirował mi przed oczami. Byłabym leżała teraz na podłodze,
gdyby Hilde nie złapał mnie i nie odprowadził z powrotem na sofę.
- No, w takim stanie to ty daleko
nie zajdziesz – zaśmiał się.
Muszę postawić plus u niego w
rubryce: „poczucie humoru”. Hilde nie był taki zły, nawet jak na moje
przeświadczenie o skoczkach. Bawił mnie jego sposób mówienia. Mówił bardzo dużo
i bardzo wesoło.
Jacobsen trochę mnie wnerwiał.
Prawie w ogóle się nie odzywał, poza zdawkowymi komentarzami. Nie lubię ludzi,
którzy milczą, choć sama skora do rozmowy nie jestem. Mam nadzieję, że za
mojego pobytu jeszcze coś powie. Ale nie wydawał mi się taki sympatyczny jak
Hilde.
A Fannemel… przyznam, że na niego
starałam się nie patrzyć, bo gdy to robiłam mój żołądek wywijał salto. Nie
wiem, czemu. (Starałam się nie zwracać uwagi na to, że jest prawie nagi.) I
miałam nadzieję, że nie odczuje tego jako ignorowanie jego osoby i nie poczuje
się dotknięty. Nie chciałam robić mu przykrości, ale nie byłam gotowa na
akrobacje mojego żołądka, bo w końcu zamieniłby się miejscami z trzustką albo
nawet z sercem i miałabym poważny kłopot.
Tak sobie myślałam i doszłam do
wniosku, że w sumie to gówno mnie to obchodzi. Nie chciałam tutaj z nimi
siedzieć. Ale kto mi zabroni sobie pójść?
Podjęłam kolejną próbę. Wstałam
powoli i uszłam parę kroków. I znowu pokój zaczął wirować jak karuzela.
Złapałam chyba coś, co było stołem, przykucnęłam w rozkroku i z głową między
nogami odetchnęłam głęboko parę razy. Otworzyłam szeroko oczy, co niewiele mi
dawało, bo wszystko było ciemne i niewyraźne. Czułam się jak kompletnie pijana
albo naćpana. Chwyciłam chyba jakąś rękę i wróciłam znowu na sofę. Byłam wściekła. Byłam zła. Byłam uziemiona.
Napiłam się wody ze szklanki, która leżała na stoliku. Wróciła mi widoczność, a
szum w głowie ustał.
Skoczkowie nadal siedzieli
naprzeciw mnie. Nikt nic nie mówił. Cisza trwała długo, przerwał ją dopiero
Jacobsen.
- Może się czegoś napijecie? –
spytał. – Anja, herbaty?
- Kawy. Najlepiej mocnej.
Jacobsen wyszedł do kuchni.
Wrócił po chwili z gorącymi napojami i termometrem. Podał mi go.
- A po co to? – spytałam
buntowniczo.
- Skoro Fannis twierdzi, że masz
gorączkę…
Prychnęłam, ale usłuchałam. Dawno
nie byłam chora, więc zapomniałam jak to jest. Teraz już zaspokoiłam swoją
niewiedzę aż nazbyt dokładnie: okropne łupanie w głowie, uczucie zimna i gorąca
równocześnie, dreszcze, katar, jednym słowem: masakra. Siedziałam więc tak z
termometrem i z naburmuszoną miną. Jacobsen postanowił zrobić śniadanie i
ponownie oddalił się do kuchni.
A my milczeliśmy. Ja nie chciałam
rozmawiać. Po prostu nie umiałabym, nie wiedziałabym o czym. No bo o czym można
rozmawiać z obcymi ludźmi, skoczkami, którzy bądź co bądź uratowali cię od
zamarznięcia?
Więc wolałam milczeć. Ale
najwyraźniej Fannemel i Hilde nie chcieli współpracować.
- Czemu tak milczymy? – spytał
Anders.
- Bo mowa jest źródłem
nieporozumień– odparłam krótko.
- Ale z tego co widzę, to umiesz
też nieźle krzyczeć – zauważył Hilde wesoło, choć węszyłam jakiś podtekst w tym
zdaniu.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Opowiedz nam coś o sobie –
Fannemel powiedział to, czego się spodziewałam, a czego tak bardzo chciałam
uniknąć.
Nie, proszę, Anders… Uratowałeś mnie, a teraz chcesz mnie zabić…?
- Nie ma tu nic do opowiadania.
Nie jestem ciekawą osobą.
- Idę o zakład, że j e s t e ś
ciekawą osobą – Fannemel posłał mi jakiś krzywy uśmieszek, w stylu Mony
Lisy, którego nie wiedziałam jak zinterpretować. – A co to było wczoraj? Jakiś
smuteczek?
- Co w tym dziwnego? – spytałam.
– Czy ty byś nie był smutny, gdyby wszystko, całe twoje życie zawaliło się? Nic
nie szło po mojej myśli, wręcz przeciwnie. Nawet pracy nie mogłam sobie
znaleźć.
- Pracy? – zdziwił się Hilde. –
Nie uczysz się?
- Nie mogę. Studiowałam
psychologię, ale musiałam przerwać.
- I nikt się o ciebie nie martwi?
– spytał Fannemel.
- Ja nie mam nikogo, kto by się o
mnie martwił…
Nie chciałam, żeby ta rozmowa
potoczyła się w tym kierunku, ale stało się. Nie lubię rozmawiać na temat mojej
rodziny, bo prawie nigdy nie umiem pohamować łez, które cisną mi się do oczu.
Tym razem jednak udało mi się. Poprzestałam tylko na pociąganiu nosem, mając
nadzieję, że ci dwoje zrzucą to na karb kataru.
- Studiowałaś… to ile ty masz
lat? – spytał Hilde, wyciągając z ust starą gumę do żucia i z braku kreatywnego
pomysłu, co z nią zrobić, przykleił ją do nogi od stołu.
- A co to jest, komisariat?! –
wybuchłam w końcu na tę indagację. – Na co wam taka rozległa wiedza? Może
jeszcze grupę krwi mam podać? Nie wiem, drzewo genealogiczne? Choroby
przechodzone w dzieciństwie? – chyba trochę przestraszyli się mojego tonu, więc
uspokoiłam się i dodałam nieco ciszej. – Przepraszam. Mam dwadzieścia lat. Coś
jeszcze chcecie wiedzieć?
- Na razie tyle wystarczy –
powiedział Fannemel, podkreślając lekko dwa pierwsze słowa.
Wyciągnęłam termometr. Cyferki
trochę mi się rozmazywały, ale zdołałam odczytać.
- 38,1˚ - oznajmiłam. – A zatem nie tak źle, jak
myślałam. Jak tylko trochę ustanie to okropne łupanie w głowie, idę do… „domu”.
- Coś mi się zdaje, że to będzie
musiało jeszcze trochę poczekać – odezwał się Jacobsen z kuchni. – Z
temperaturą nie dasz rady iść przez taki śnieg.
Ha, pięknie. Jestem udupiona.
Tego tylko mi brakowało!
Anja siedziała naburmuszona.
Szkoda, że tak mało się odzywała. Myślę, że miałaby dużo do opowiedzenia.
Pewnie nie jest jeszcze gotowa.
Żeby nie drażnić jej tym swoim
widokiem założyłem wilgotne jeszcze ubranie. Nie było mi w tym cholerstwie przyjemnie,
ale czasem trzeba pocierpieć.
Tymczasem Anja nie tknęła kanapek
z serem (prawdę mówiąc, ja też byłbym ich nie zjadł, gdyby nie potężny głód.
Ten ser wyglądał jakoś podejrzanie…) i pochłaniając końską dawkę leków na
zbicie gorączki, i wypijając duszkiem cały kubek kawy, zasnęła bez mrugnięcia
okiem. Podziwiam ją; zasnąć bezpośrednio po mocnej kawie to nie lada wyczyn.
Ale to kolejny dowód na to, że nie było z nią najlepiej. Może jak się wyśpi i
poczuje się lepiej, będzie bardziej skłonna do rozmowy.
A ja tymczasem wypiłem powoli
swoją kawę.
Całe przedpołudnie upłynęło
skoczkom na słuchaniu cichej muzyki i rozmyślaniu. Nie mieli nic lepszego do
roboty. Kilkakrotnie próbowali dodzwonić się do hotelu, ale bezskutecznie.
Koło pierwszej Anja obudziła się.
Oni nie zmuszali jej do rozmowy, czasami zachęcali ją do tego, kierując zdania
w jej stronę, ale ona najwyraźniej jeszcze nie miała zamiaru odpowiadać.
Ożywiła się trochę, gdy zaczęli grać w karty, a na tym zajęciu z kolei zleciało
całe popołudnie.
Anja, Hilde i dwaj Andersowie
grali obojętnie w makao. Każdy z nich myślał o czymś innym (Anja myślała o
domu, Fannemel myślał o Anji, Hilde myślał o jak najszybszym powrocie do
cywilizacji, a Jacobsen o jutrzejszym konkursie, w którym nie wystartuje) przez
co jedna partia przeciągała się w nieskończoność lub była powtarzana po
kilkanaście razy, bo zapominano na kogo była kolej. Tak zleciało popołudnie.
Wieczorem Anja wypiła kolejną
kawę i zaczęła rozglądać się po pokoju, tknięta nagle jakimiś wątpliwościami.
Fannemel, od jakiegoś czasu obserwujący dziewczynę kątem oka, oczywiście to
zauważył.
- Co jest? – spytał.
- Jak dzisiaj… będziemy spać? –
spytała, choć końcówka „my” ciężko przeszła jej przez gardło.
- Obawiam się, że nie mamy wielu
możliwości… Ale spoko, jeśli bardzo ci przeszkadzałem, mogę spać na podłodze,
choć pewnie nie będzie to zbyt wygodne…
- Nie, dlaczego, nie musisz –
zmieszała się Anja, układając się wygodniej na sofie. – Już trudno, może jakoś
damy radę…
Oznajmiając, że boli ją głowa,
położyła się spać. Później Hilde i Jacobsen również stwierdzili, że idą do
łóżek, bo lepiej spać niż zanudzić się na śmierć. Na Fannemela spadł więc
obowiązek wysprzątania wszystkiego, a dopiero potem i on położył się.
Położyłem się na wznak na tej
nieszczęsnej sofie. Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Ciągle nurtowało mnie
zdanie, które powiedziała Anja.
Ja nie mam nikogo, kto by się o mnie martwił…
Rozmyślałem o tym, a przy okazji
oglądnąłem sobie szczegółowo anatomię sufitu. (Miał parę szczelin tu i ówdzie).
Efekt moich rozmyślań był taki: dziewczyna nie ma rodziny i jest nieszczęśliwa.
Dlaczego? Znowu wróciłem do punktu wyjścia. Jeszcze długo myślałem, ale efekt
był taki jak wcześniej.
Z rezygnacją odwróciłem się na
bok. Anja miała zamknięte oczy, chyba spała. Na jej twarz opadało czarne
pasemko włosów. Wiedziony jakimś dziwnym fannemelowskim instynktem nachyliłem
się nad nią i odgarnąłem niesforny kosmyk.
Dziewczyna otworzyła oczy, jednak
nie spała. Nie wiem czemu, ale nie cofnąłem ręki. A ona nie odsunęła się, nic
nie robiła, tylko patrzyła mi w oczy. Kąciki jej ust leciutko drgnęły, jakby
uśmiech pokazał się na ułamek sekundy. I znowu znikł.
A potem, kiedy ja zastygłem w
osłupieniu, ona delikatnie odsunęła moją dłoń, mruknęła jakieś ciche „dobranoc”
i odwróciła się plecami. Byłem zaskoczony, że pozwoliła się dotknąć. A nawet
więcej, wydawała się być zadowolona.
Na pewno sobie tego nie wmawiam…?
Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo po chwili
jej równy oddech świadczył o tym, że spała. A ja sam zasnąłem w połowie
rozmyślań. Na jej temat, oczywiście.
Fannemel obudził się dość późno.
W powietrzu unosiła się woń
smażonego jajka. Anders przeciągnął się i zauważył, że tam gdzie powinna leżeć
Anja, było porządnie pościelone łóżko.
A ona we własnej osobie weszła do
salonu, wnosząc cztery kubki. Nie wyglądała już na taką chorą. A skoro wstała i
zrobiła śniadanie, znaczyło, że czuła się lepiej. I tak też było. Przywitała
Fannemela dość pogodnie, jak na nią i poszła do łazienki, trochę się ogarnąć.
Gdy wróciła, niemal zderzyła się
na schodach z Hilde, który schodził na dół.
- Cóż to za smakowite zapachy? –
spytał, pocierając ręce. – Czyżby jajecznica? Niemożliwe.
- Owszem.
- Kocham się, Anju – oznajmił
Hilde, któremu ze szczęścia aż zaświeciły się oczy.
Dziewczyna rzuciła mu lekko
zdziwione spojrzenie i wzruszyła ramionami.
- Gdzie Jacobsen?
- Jeszcze śpi – Hilde, widząc, że
Anja idzie na górę po Andersa, dodał. – Jego to nie obudzisz. Musiałabyś mieć
syrenę przeciwmgielną.
- To się okaże – mruknęła
zadziornie Anja i ruszyła na górę.
Hilde i Fannemel poszli za nią,
ciekawi jak ona poradzi sobie z największym (prawie! jest przecież jeszcze
Żółw) śpiochem wśród skoczków.
- Anders, śniadanie – oznajmiła
Anja.
Jacobsen zamruczał coś i odwrócił
się do ściany.
Dziewczyna powtórzyła głośniej.
Jacobsen nakrył głowę kołdrą.
Anja stwierdziła, że przyszła
pora na bardziej radykalne rozwiązania. Za jednym zamachem ściągnęła kołdrę z
łóżka. Jacobsen wstał i zszedł na dół, mrucząc coś pod nosem. Dobrze, że Anja
tego nie usłyszała, bo było to coś bardzo dla niej niepochlebnego. Hilde i
Fannemel po cichu podśmiewywali się z tego, że wreszcie komuś udało się na siłę
wyciągnąć z łóżka Jacobsena.
Zjedli śniadanie i z nudów tradycyjnie
zaczęli grać w karty. Gdy karty znudziły im się tak, że aż brało na wymioty –
przeszli na kości. Byleby cokolwiek robić, bezczynność była śmiercią.
Mniej więcej w połowie rozgrywki
rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy szczerze się zdziwili; któż to mógł ich
tutaj szukać?
- Czyżby Alex? – pierwszy wpadł
na pomysł Hilde. – No bo kto inny? A jak tak to cholera. Podwójna cholera. A
nawet kurwa mać. Dobra, idę otworzyć – dodał, bo nikt nie kwapił się do
wstawania.
Nie pomylił się. Na progu stał
Stöckl we własnej osobie. Był wyraźnie podenerwowany, ale nieco odetchnął, gdy
zobaczył Hildego.
- Żarty się was trzymają? –
spytał surowo. – Znikacie sobie, ani me, ani be, ani kukuryku, i nie wracacie
przez dwa dni.
- To przez to jebane białe cholerstwo – tłumaczył
Hilde.
- Było nie wędrować na takie
odludzie.
Stöckl był
nieźle wkurzony. Uspokoił go dopiero Jacobsen, który, jako najstarszy, zdał
trenerowi całe sprawozdanie. Ten pokiwał głową bez przekonania i zapoznał się
pokrótce z Anją. Fannemel poprosił Stöckla na stronę. Długo rozmawiali, dobre
półtorej godziny, a szczegóły dialogu zostały między nimi.
- Dobra, będę się zbierał –
oznajmił Stöckl po wypiciu herbaty. – Oprócz was są jeszcze przecież
inni, bardziej obowiązkowi. Jutro widzę was w wybitnej formie – pogroził
znacząco palcem. – I do zobaczenia, Anju.
Gdyby Anja była nieco mniej
rozkojarzona, na pewno zorientowałaby się, że trener powiedział tak, a nie „do
widzenia”. Ale nie zauważyła. A nawet jeśli, to nie odkryła różnicy. A ta
jednak była.
Był już późny wieczór. W końcu
Hilde nie wytrzymał i wypalił:
- Po co żeś tyle gadał z Alexem?
- O masz, ty zawsze wszystko
zepsujesz – skrzywił się Fannemel. – A ja sobie właśnie w mózgu przygotowywałem taką piękną
przemowę…
Pozostali usiedli na sofie,
naprzeciw niego. Anja stała, oparta o ścianę.
- No w sumie… to gadaliśmy o Anji
– Fannemel usiłował zignorować natarczywe spojrzenie dziewczyny. – I o tym, że
szuka pracy.
- Szuka i nie może znaleźć –
wtrącił Hilde.
- Nie może. No i ja tak sobie
myślałem…
- I do niczego nie doszedłem.
- … I postanowiłem poprosić
Alexa, żeby…
- Żeby znalazł jej pracę.
- Czy możesz chociaż raz na
chwilę zamknąć tę swoją cholerną jadaczkę i nie przerywać mi?! – Fannemel
zgromił Hildego, który zamilkł speszony.
Fannemel kontynuował już
spokojniejszym tonem, ale nerwowo wyłamując palce.
- Poprosiłem Alexa o etat dla
Anji – oznajmił.
- COOO??? JAKIM CUDEM….??!!
- Nie twój zasrany interes –
burknął Fannis. – Mam swoje sposoby.
- Zgodził się? – spytał Jacobsen,
niedowierzając.
- Żebyś wiedział. Fannis ma swoje sposoby. Tylko – dodał
Fannemel, zwracając się do dziewczyny – jeszcze ty musisz chcieć, Anju. Co ty
na to?
Anja milczała.
Czy to dobry pomysł?
Nie, z pewnością nie.
Znowu musiałabym im to
zawdzięczać.
- Nie – powiedziałam powoli, po
długiej chwili milczenia. – Nie, nie chcę.
Skoczkowie nie odzywali się.
Pewnie spodziewali się z mojej strony radości i entuzjazmu. I mieli do tego
podstawy. Ale ja nie czułam nic.
- Dlaczego? – spytał Fannemel.
Usłyszałam jego żal do mnie. W
pełni uzasadniony. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Przecież nie powiem mu,
że jestem tak nienormalna, że boję się zawdzięczania. Nie odkryję przed nim
swojej duszy, nie powiem mu, jaka jestem naprawdę. A jestem tak psychotyczna,
że boję się ludzi. Każdych ludzi, tych złych, którzy chcą mnie zgnębić i tych
dobrych, oferujących pomoc też. Nawet jeszcze bardziej, patologicznie. Wszystko
we mnie jest patologią; paradoksem, który nie ma prawa bytu, jedno przeczy
drugiemu, wszystko jest do góry nogami. Taka właśnie jestem. Ale nie mam zamiaru
odsłaniać swojego ja. Ani przed nim, ani przed nikim innym.
- Szkoda – odezwał się Jacobsen.
– Szkoda, byłabyś się nadawała.
Hilde i Fannemel poparli go,
kiwając głowami.
- Ja… to doceniam, chęci i to
wszystko, ale… jednak podziękuję – stwierdziłam uparcie.
Wyglądało na to, że Norwegowie
zrozumieli przykrą prawdę i nie nalegali więcej. Atmosfera zrobiła się bardzo
napięta i nieprzyjemna. Strasznie tego nienawidzę.
- Ja… ja może już pójdę –
odezwałam się nieśmiało.
Nie doczekałam się reakcji,
wszyscy siedzieli zamyśleni i zrezygnowani. Hilde nawet zapomniał o swojej
gumie do żucia, która wypadła mu z ust i przykleiła się do podłogi.
- Dziękuję wam za wszystko –
powiedziałam wystudiowanie. – Jestem wielce zobowiązana. I… bywajcie.
Wyszłam.
Byłam przygnębiona. Mimo wszystko
było mi przykro, że nie rozstaliśmy się w zgodzie. Że w sumie nawet się nie
pożegnaliśmy.
W ciemności przeszłam kawałek
Znowu usłyszałam pomruki i chrzęsty… i kroki. Szybkie kroki, jakby ktoś biegł w
moją stronę.
Odwróciłam się.
- Anju, zaczekaj! – to był
Fannemel. Wyleciał bez kurtki. – Stój, do cholery…
Zatrzymał się przy mnie i
poczekałam chwilę, żeby mógł odsapnąć. Gdy w końcu zdołał jako tako wyrównać
oddech, odezwał się.
- Pewnie wiesz, co dla ciebie
dobre. Ale gdybyś czasem zmieniła zdanie to wiedz, gdzie mnie… nas szukać –
podał mi zwiniętą karteczkę. – I… - chciał coś powiedzieć, chyba coś ważnego,
ale widocznie rozmyślił się i rzekł tylko: - … I trzymaj się zdrowo, Anju.
- I vice versa – wyjąkałam,
uścisnęłam mu rękę na pożegnanie i odeszłam, nawet się nie odwracając. I przez
to nie widząc, że Fannemel stał na ścieżce i jeszcze długo odprowadzał mnie
wzrokiem, dopóki nie zniknęłam między drzewami.
Zbliżałam się do domu staruszki.
Już za chwilę wszystko będzie tak jak przedtem. Wszystko jest w porządku.
Ale czułam, że nic nie jest w
porządku.
Chwilę potem już wiedziałam,
dlaczego. Było ciemno. W żadnym oknie nie paliło się światło. I jeśli pierwszym
razem ten dom mnie przerażał, to teraz był sto razy gorszy. Oprócz starych zniszczeń
było więcej okien powybijanych, wywalony płot i rozwalone drzwi, na których
wisiała urzędowa kartka.
NAKAZ EKSMISJI za nie dotrzymywanie opłat za III i IV kwartał roku 2014.
Straszna treść tej strasznej
kartki dotarła do mnie dopiero po dłuższej chwili. I minęło sporo czasu zanim
zrozumiałam, co to oznacza.
To oznacza, że nie ma już tutaj
staruszki, nie ma mojego pokoju, nie ma dla mnie domu. Nie ma nic.
Ale, Boże, za co to wszystko???
Upadłam na kolana na próg i
gorzko zapłakałam. Gdy całość zaczynała powoli się układać, nagle nastaje
koniec wszystkiego i gasi najmniejszy promyk nadziei. I czemu cały świat
sprzysiągł się przeciwko mnie?
Łkając pod nosem wstałam i
ruszyłam w stronę miasta. Tym razem nie przerażały mnie żadne odgłosy, nic
wokół mnie nie było ważne. Włóczyłam się bez celu po całym Lillehammer,
starając się wybierać najsmutniejsze i najciemniejsze uliczki. Co miałam robić?
Teraz to już niczego nie byłam pewna. Nawet tego, że w ogóle istnieję.
Na jednej z ulic mijałam kościół.
Do tej pory nie umiałam się
określić jeśli chodzi o religię. Byłam pod tym względem bardzo chwiejna.
Owszem, wierzyłam w Boga, ale na msze nie chodziłam, także nie byłam tutaj
częstym gościem.
Ale zdecydowałam się wejść do
środka. Było całkowicie pusto, nie licząc chóru, który wyśpiewywał pieśni.
Uklękłam w jednym z rzędów.
- I co ja mam robić…? – spytałam,
patrząc tam, gdzie powinien znajdować się Bóg.
Z kieszeni wypadła mi karteczka. Mała
pomięta karteczka w kratkę. Podniosłam ją i przeczytałam.
„Lillehammer 95/17. Pamiętaj, że
nigdy nie jest za późno. Jesteś w stanie dojść
dalej niż myślisz, tylko się
nie poddawaj. Będę czekać.
Fannis.”
Ach, więc to ten kawałek papieru,
który Fannemel dał mi podczas pożegnania.
- Czyli o to chodzi? – spytałam
na głos. – Mam być z ludźmi, których nienawidzę? Oczywiście, do wszystkiego
można się przyzwyczaić, jak to powiedział pewien Irlandczyk, nawet do wiszenia
na szubienicy, ale nie można żyć
inaczej? Bez tych kłopotów i cierpienia?
Wiedziałam jednak, że klamka już
zapadła.
- Nie wiem, co z tego wyniknie –
powiedziałam szeptem, czując już tylko błogi spokój. – Nie wolno mi jednak zmarnować
tej szansy, kto wie, może ostatniej? Muszę przeciwstawić się problemom,
cierpieniu. Pokażę losowi, że nie jestem ostatnią łamagą.
Nieprawda.
Tylko wspieraj mnie, Boże, bo z Twoją pomocą
dam radę.
… Ammann…
***
No jestem, jestem. Pewnie jeszcze by nie było, gdyby nie namolne protesty Pauli, no ale macie :D Ogólnie ten rozdział jest jakiś rozbity, a mój Word zorientował się, iż wielokropek także jest wyrazem wulgarnym...
A Hildeła nie jedzie do Falun :ccc Szkoda go meeeega, czytałam wypowiedź biedaka :'c Trzymamy mocno kciuki za lepszy przyszły sezon, a tym razem kibicujemy Fannisowi i całej reszcie *-*
Pozdrawiam ciepło, wpierniczając tony pączków xDxD
Boskie, boskie, boskie i jeszcze raz BOSKIE *.* Dziewczyno to jest genialne. Nie mogę doczekać się kolejnego <3 Noo szkoda mi Hildziaka :( Ale kibicujemy Fannisowi i reszcie :* Mam takie dziwne przeczucie że wygra w ten weekend i wyprzedzi Haybocka !!! Weny ♥
OdpowiedzUsuńNadchodzę :D Nie moja wina xD Tak więc po spotkanku nadszedł czas na koment :D Ekhem ekhem ! WIEDZIAŁAM ,NO PO PROSTU WIEDZIAŁAM xD ♥ Fannis się zakochał Fannis się zakochał !!! ♥ Niech ta Anja w końcu się opamięta ! Cóż zgodzę się ,że też bym doznała szoku ,gdyby ktoś (kogo w sumie nie znam i no nienawidzę ,tak szczerze to ktokolwiek xD) leżał koło mnie w samych bokserkach xD (Tak mnie teraz naszło pytanie czy były takie o jakiś myślę ,że były (if you know what I mean xD )) Też jestem takim śpiochem jak Jacobsen ♥ Czy to był jakiś znak od Boga ?? xD No no to Fannis się ucieszy gdy Anję zobaczy :D Znów mam jakieś swoje wyobrażenia co będzie dalej ciekawe czy znów będę miała rację :D I te przekleństwa :D Wszyscy przeklinają a Anja taka jakby spokojna xD Ooo właśnie ,czyżby nasz Fannis myślał 24h na dobę o Anji ?? Jeszcze się dowie o niej dużo ,cierpliwości :D Fannis się tak o nią troooszczy :D Tak normalnie słooodko xD ♥ Zapewne się powtarzam ale piszę co mi się na język na potoczy xD O i nagle mi się coś przypomniało ,Fannis ma odruch ,przyzwyczajenie ?? Pierwsze skojarzenie to był miś ale potem jakoś coś innego xD ♥ Jutroo ostatni dzień ♥ Co ja zrobię bez Cb przez 2 TYGODNIE ! Pączki pączkami ,ale gdzie to się zmieści ?? xD
OdpowiedzUsuńPS Foch nadal trwa xD A także Nie wiem jak to wygląda w długości ale może będą dłuższe ? Reszta może na fb ,bo zaśmiecam ci komentarze xD I nie umiem pisać postscriptum xD No już koniec xD ♥ /Paula
O Hoferze Wszechmogący, dziewczyno, to dopiero jest spam!! o.O xD Norweskie majty - i nic więcej nie powiem, żeby nie spojlerować ^^ Czekaj grzecznie na nowy rozdział jak wszyscy kulturalni ludzie :3
UsuńChciałaś długie to masz xD Nie przewidziałam tego xD Rozmiar xD Ja grzeczna gdzie tam xD Pamiętaj ,że jestem wyjątkiem xD /Paula
UsuńCześć i czołem :) Wpadłam sobie tutaj całkiem przypadkowo, przeczytałam wszystko, co było do przeczytania i czy tego chcesz czy nie, zostaję :)
OdpowiedzUsuńUrzekło mnie tu normalnie wszystko :)
• kocham Norwegów, a Fannemela to już w szczególności ubóstwiam, więc ogromny plus za to :D
• piszesz świetnie i nawet nie waż się zaprzeczać :) styl cudowny, wszechobecne poczucie humoru i te wtrącane gdzieniegdzie uwagi to wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba *-*
• jesteś nieprzewidywalna i to też mnie przyciąga jak magnes :D
Ogólnie jeszcze podziwiam Anję, że nie bała się tam mieszkać sam na sam z trzema niezrównoważonymi psychicznie Norweskimi popaprańcami :D
Nie mam pojęcia, co tu jeszcze napisać, jesteś zwyczajnie świetna i już :D
Czekam na kolejny rozdział wyjątkowo niecierpliwie :)
Duuuuużo buziaków :*
W końcu znalazłam jakieś sensowne opowiadanie o Norwegach. Super się czyta, masz talent i to duży. Napewno zostanę tutaj na dłużej i będę wpatrywać nowych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Ps. Nie umiem pisać komentarz. xD
'A jak tak to cholera. Podwójna cholera. A nawet kurwa mać. ' kocham twoje opowiadanie :D
OdpowiedzUsuńChyba przeznaczeniem Anji jest Fannis <3 zawsze będą na siebie wpadać. Mam nadzieje, ze choc troche sie przed nim otworzy i zaufa mu, bo dostrzegam w nim jakąś wewnetrzną przemiane (chyba tak to moge nazwać xD) z imprezowicza do zakochanego po uszy skoczka. Anja ma trudny cgarakter, alre Fannis ją jakos oswoi, wierze w jego zdolnosci :D baaa w zdolnisci cakej norweskiej kadry. Jeeeej tak mi sie to miło czyta, ze nie chce zamykac strony w przegladarce z twoim blogiem.
Pozdrawiam ciepło i czekam na wiecej!
M.
Jak to wspaniale, że taki długi rozdział <3
OdpowiedzUsuńŚwietne opowiadanie ^^ Nie mogłam się odkleić od monitora xD Masz u mnie wieeelki plus za Andersa, którego zaczynam z każdym dniem lubić coraz bardziej :) Masz talent do pisania, naprawdę. Nieźle się uśmiałam, czytając ten rozdział ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, bo na pewno u ciebie zostanę :**
PS. W wolnej chwili zapraszam do siebie :)