czwartek, 12 lutego 2015

3. When the world gets in my way when I make an important decision, I have to think twice.





               O, Boże!
               Jeszcze nigdy nie czułam się tak źle ani gorzej. Byłam cała obolała, nie mówiąc w ogóle o piekielnym szczypaniu nad prawą brwią. Ale było mi ciepło. Przypomniałam sobie wczorajszy ziąb i zastanowiłam się, skąd nagle znalazłam się w tak przyjemnym miejscu.
               Otworzyłam oczy. Wszystko wokół mnie było zrobione z drewna, za oknem widziałam zaśnieżone świerki, a w kominku powoli wygasał ogień. Tyle zobaczyłam bez odwracania obolałej głowy, która zdawała się być balonikiem napełnionym siarką albo magmą.
               Z wielkim wysiłkiem odwróciłam głowę i widok, który zarysował się na pierwszym planie przeraził mnie. Bo oto kilkanaście centymetrów obok mnie spał jakiś facet w samych bokserkach. W dodatku spostrzegłam się, że ciepło, które czułam wokół mojej talii, to jego ręka, która gdzieś tam się zaplątała. Nie wiedziałam skąd się tu wziął, ale sama jego  t a k a  obecność wywołała u mnie histerię, a co za tym idzie odruchowy krzyk.




               Obudził mnie piekielny wrzask.
W jednej chwili przypomniałem sobie wszystko. To ta dziewczyna tak wrzeszczała. I wiła się na sofie jak ryba wyjęta z wody. Nie wiedziałem czy to ze strachu, czy może dostała jakiegoś ataku, czy może coś jeszcze gorszego. Ale sądziłem, że przeżywa szok. A ta rana na jej brwi, która zajęła mi tyle czasu, widocznie musiała się otworzyć, bo po chwili na opatrunku pojawiła się czerwona plamka i zaczęła rosnąć.
W obawie, że dziewczyna zrobi sobie krzywdę złapałem ją za nadgarstki. Miałem nadzieję, że trochę ją to uspokoi. Ale przeliczyłem się.
Kurde, jednak Jacobs miał rację…




On złapał mnie za nadgarstki. Odwracałam głowę na wszystkie strony usiłując nie patrzeć mu w oczy. Miał spokojną twarz i raczej sympatyczną. Ale jeśli chciał mnie uspokoić, to uzyskał wręcz przeciwny rezultat. Zaczęłam szarpać się jeszcze bardziej. Może gdybym wszystko logicznie sobie ułożyła, nie ciskałabym się tak. Ale byłam w szoku.
Chociaż powiedzmy sobie szczerze: kto by się nie przeraził na moim miejscu?
Chciałam przestać, ale nie mogłam. Poddałam się dopiero, gdy całkiem straciłam siły. Wtedy wszystko zaczęło boleć mnie jeszcze bardziej. Od wysiłku byłam cała spocona i dyszałam z bólu. Po przypływie i odpływie adrenaliny ból głowy i całego ciała dał jeszcze bardziej się we znaki.
Gdy ja przestałam się rzucać, on też mnie puścił. Nie zerwałam się jednak i nie uciekłam. Po pierwsze: najpierw musiałam poznać przyczyny mojej obecności tutaj, a po drugie: nie miałam na to siły. Wyczerpana leżałam na plecach, starając się unormować oddech i serce, które waliło mi jakbym biegła na maratonie.




W salonie pojawili się Hilde i Jacobsen, zwabieni głośnymi wrzaskami dochodzącymi właśnie stąd.
- A więc ocknęła się? – Hilde raczej stwierdził niż spytał.
- Nie widać, do kurwy nędzy? – odpowiedział pytaniem na pytanie Fannemel, masując nadgarstki, którymi ledwo zdołał przytrzymać dziewczynę. Tak mocno się ciskała.




Zobaczyłam jeszcze dwóch facetów.
I wtedy do mnie dotarło, że… to są ci skoczkowie! Znowu oni! Miałam już powoli tego dość. To jakaś tandetna szopka. Albo zwykły zbieg okoliczności. Tylko jak ja się tutaj znalazłam? I co ja tu robię?
Koniecznie musiałam poznać odpowiedzi na te pytania, chociaż nie chciałam z nimi gadać. Ale musiałam, a oni wcale nie wyglądali tak antypatycznie jak początkowo sądziłam. Ale poczekałam aż któryś z nich odezwie się pierwszy.
Bingo! Ten niski, który leżał koło mnie w bokserkach, pierwszy połknął haczyk.
- Jak się czujesz? – spytał, drapiąc się w kark.
- A jak widać? Ogólnie to źle, nawet bardzo. Wszystko mnie boli, o głowie już nie mówiąc, ale dzięki że pytasz – odpowiedziałam. Mój głos ociekał sarkazmem.
Kurde, wyszło mi to sztywniej niż chciałam, zwłaszcza, że w jego głosie usłyszałam wyłącznie troskę. Postanowiłam chwilowo mu się zrekompensować, w końcu niczym nie zasłużył na takie traktowanie.
- Anja jestem – wyciągnęłam rękę w jego kierunku z wystudiowanym uśmiechem.
- Anders. Fannemel – uścisnął moją dłoń, uśmiechając się szczerze. Nie tak jak ja. – Ale ty, jeśli chcesz, możesz mówić mi Fannis.
- Sprytne – skomentowałam odrobinę zgryźliwie. – Każdą dziewczynę wyrywasz w ten sposób?
- Zazwyczaj to się sprawdza – wzruszył ramionami z uśmiechem.




Jej dłoń była przerażająco ciepła, żeby nie powiedzieć; gorąca. W przeciwieństwie do tego kawałka lodu, który jeszcze wczoraj leżał zasypany pod śniegiem.
No i te wypieki na twarzy, którym towarzyszyły szkliste oczy. Lekarzem nie jestem, ale dzięki troskliwej mamusi wiedziałem, że to na pewno nie są oznaki zdrowia. Anja patrzyła na nas trochę rozognionym wzrokiem.
- Anju, nie wiem czy mi się zdaje, ale ty chyba masz gorączkę. – oznajmiłem i dotknąłem jej czoła. Nie odsunęła się, ale widziałem, że ma na to ochotę.
Jej głowa była jeszcze cieplejsza niż dłonie.
Ale Anja wzruszyła ramionami na taką opinię.
- To nic takiego – powiedziała. – Chcę natomiast wiedzieć, co ja tutaj robię.




Już wszystko wiedziałam.
Fannemel, ten niski, znalazł mnie w śniegu i przyniósł tutaj. Zajęli się mną. Długowłosy blondyn, którego Anders nazywał Tomem Hilde, podkreślał przy każdym zdaniu, że to Fannemel zajął się mną najbardziej. Dowiedziałam się, że to jemu zawdzięczam ten piękny opatrunek. I wiele więcej, bo całe życie. Ten trzeci, Jacobsen, powiedział, że gdyby nie Fannemel to bym zamarzła. Sama o tym doskonale wiedziałam, ale dziękuję za takie podsumowanie! Aż miałam dreszcze. Oczywiście byłam im dozgonnie wdzięczna i miałam u nich dług nie do spłacenia.
Niedobrze. Nie lubię komuś czegoś zawdzięczać, im rzadziej to robię tym lepiej; czuję się wtedy dziwnie zależna od tego kogoś. Staram się nie prosić o pomoc i nie przyjmować pomocy; nie lubię tonąć w długu, którego nie jestem w stanie spłacić. Bo ode mnie, połamanej na kawałki, nie można oczekiwać pomocy. Ani w ogóle niczego.
- A mogę wiedzieć – zwróciłam się do Fannemela – dlaczego ty… obok mnie… w samych bokserkach…? I w dodatku… - wykonałam dziwny ruch ręką, obejmując się.
- Nie miałem gdzie spać, w tej chałupie za mało wyrek... – odparł Anders, czochrając swoją czuprynę. – I sorka za ten wygłup z ręką. To chyba takie przyzwyczajenie, odruch, rozumiesz… A co do bokserek, moje jedyne tutaj ciuchy suszą się po wczorajszym spacerze.
Nie powiedział jaki był powód tego szalonego spaceru w środku śnieżycy.
Nie miał gdzie spać, bo ty zajęłaś sofę…
Poczułam się intruzem.
- Nie będę robić wam kłopotu – odezwałam się. – Pójdę już.
Wstałam z sofy. Zrobiłam to zbyt gwałtownie i świat zawirował mi przed oczami. Byłabym leżała teraz na podłodze, gdyby Hilde nie złapał mnie i nie odprowadził z powrotem na sofę.
- No, w takim stanie to ty daleko nie zajdziesz – zaśmiał się.
Muszę postawić plus u niego w rubryce: „poczucie humoru”. Hilde nie był taki zły, nawet jak na moje przeświadczenie o skoczkach. Bawił mnie jego sposób mówienia. Mówił bardzo dużo i bardzo wesoło.
Jacobsen trochę mnie wnerwiał. Prawie w ogóle się nie odzywał, poza zdawkowymi komentarzami. Nie lubię ludzi, którzy milczą, choć sama skora do rozmowy nie jestem. Mam nadzieję, że za mojego pobytu jeszcze coś powie. Ale nie wydawał mi się taki sympatyczny jak Hilde.
A Fannemel… przyznam, że na niego starałam się nie patrzyć, bo gdy to robiłam mój żołądek wywijał salto. Nie wiem, czemu. (Starałam się nie zwracać uwagi na to, że jest prawie nagi.) I miałam nadzieję, że nie odczuje tego jako ignorowanie jego osoby i nie poczuje się dotknięty. Nie chciałam robić mu przykrości, ale nie byłam gotowa na akrobacje mojego żołądka, bo w końcu zamieniłby się miejscami z trzustką albo nawet z sercem i miałabym poważny kłopot.
Tak sobie myślałam i doszłam do wniosku, że w sumie to gówno mnie to obchodzi. Nie chciałam tutaj z nimi siedzieć. Ale kto mi zabroni sobie pójść?
Podjęłam kolejną próbę. Wstałam powoli i uszłam parę kroków. I znowu pokój zaczął wirować jak karuzela. Złapałam chyba coś, co było stołem, przykucnęłam w rozkroku i z głową między nogami odetchnęłam głęboko parę razy. Otworzyłam szeroko oczy, co niewiele mi dawało, bo wszystko było ciemne i niewyraźne. Czułam się jak kompletnie pijana albo naćpana. Chwyciłam chyba jakąś rękę i wróciłam znowu na sofę.  Byłam wściekła. Byłam zła. Byłam uziemiona. Napiłam się wody ze szklanki, która leżała na stoliku. Wróciła mi widoczność, a szum w głowie ustał.
Skoczkowie nadal siedzieli naprzeciw mnie. Nikt nic nie mówił. Cisza trwała długo, przerwał ją dopiero Jacobsen.
- Może się czegoś napijecie? – spytał. – Anja, herbaty?
- Kawy. Najlepiej mocnej.
Jacobsen wyszedł do kuchni. Wrócił po chwili z gorącymi napojami i termometrem. Podał mi go.
- A po co to? – spytałam buntowniczo.
- Skoro Fannis twierdzi, że masz gorączkę…
Prychnęłam, ale usłuchałam. Dawno nie byłam chora, więc zapomniałam jak to jest. Teraz już zaspokoiłam swoją niewiedzę aż nazbyt dokładnie: okropne łupanie w głowie, uczucie zimna i gorąca równocześnie, dreszcze, katar, jednym słowem: masakra. Siedziałam więc tak z termometrem i z naburmuszoną miną. Jacobsen postanowił zrobić śniadanie i ponownie oddalił się do kuchni.
A my milczeliśmy. Ja nie chciałam rozmawiać. Po prostu nie umiałabym, nie wiedziałabym o czym. No bo o czym można rozmawiać z obcymi ludźmi, skoczkami, którzy bądź co bądź uratowali cię od zamarznięcia?
Więc wolałam milczeć. Ale najwyraźniej Fannemel i Hilde nie chcieli współpracować.
- Czemu tak milczymy? – spytał Anders.
- Bo mowa jest źródłem nieporozumień– odparłam krótko.
- Ale z tego co widzę, to umiesz też nieźle krzyczeć – zauważył Hilde wesoło, choć węszyłam jakiś podtekst w tym zdaniu.
Spiorunowałam go wzrokiem.
- Opowiedz nam coś o sobie – Fannemel powiedział to, czego się spodziewałam, a czego tak bardzo chciałam uniknąć.
Nie, proszę, Anders… Uratowałeś mnie, a teraz chcesz mnie zabić…?
- Nie ma tu nic do opowiadania. Nie jestem ciekawą osobą.
- Idę o zakład, że  j e s t e ś  ciekawą osobą – Fannemel posłał mi jakiś krzywy uśmieszek, w stylu Mony Lisy, którego nie wiedziałam jak zinterpretować. – A co to było wczoraj? Jakiś smuteczek?
- Co w tym dziwnego? – spytałam. – Czy ty byś nie był smutny, gdyby wszystko, całe twoje życie zawaliło się? Nic nie szło po mojej myśli, wręcz przeciwnie. Nawet pracy nie mogłam sobie znaleźć.
- Pracy? – zdziwił się Hilde. – Nie uczysz się?
- Nie mogę. Studiowałam psychologię, ale musiałam przerwać.
- I nikt się o ciebie nie martwi? – spytał Fannemel.
- Ja nie mam nikogo, kto by się o mnie martwił…
Nie chciałam, żeby ta rozmowa potoczyła się w tym kierunku, ale stało się. Nie lubię rozmawiać na temat mojej rodziny, bo prawie nigdy nie umiem pohamować łez, które cisną mi się do oczu. Tym razem jednak udało mi się. Poprzestałam tylko na pociąganiu nosem, mając nadzieję, że ci dwoje zrzucą to na karb kataru.
- Studiowałaś… to ile ty masz lat? – spytał Hilde, wyciągając z ust starą gumę do żucia i z braku kreatywnego pomysłu, co z nią zrobić, przykleił ją do nogi od stołu.
- A co to jest, komisariat?! – wybuchłam w końcu na tę indagację. – Na co wam taka rozległa wiedza? Może jeszcze grupę krwi mam podać? Nie wiem, drzewo genealogiczne? Choroby przechodzone w dzieciństwie? – chyba trochę przestraszyli się mojego tonu, więc uspokoiłam się i dodałam nieco ciszej. – Przepraszam. Mam dwadzieścia lat. Coś jeszcze chcecie wiedzieć?
- Na razie tyle wystarczy – powiedział Fannemel, podkreślając lekko dwa pierwsze słowa.
Wyciągnęłam termometr. Cyferki trochę mi się rozmazywały, ale zdołałam odczytać.
- 38,1˚ - oznajmiłam. – A zatem nie tak źle, jak myślałam. Jak tylko trochę ustanie to okropne łupanie w głowie, idę do… „domu”.
- Coś mi się zdaje, że to będzie musiało jeszcze trochę poczekać – odezwał się Jacobsen z kuchni. – Z temperaturą nie dasz rady iść przez taki śnieg.
Ha, pięknie. Jestem udupiona. Tego tylko mi brakowało!




Anja siedziała naburmuszona. Szkoda, że tak mało się odzywała. Myślę, że miałaby dużo do opowiedzenia. Pewnie nie jest jeszcze gotowa.
Żeby nie drażnić jej tym swoim widokiem założyłem wilgotne jeszcze ubranie. Nie było mi w tym cholerstwie przyjemnie, ale czasem trzeba pocierpieć.
Tymczasem Anja nie tknęła kanapek z serem (prawdę mówiąc, ja też byłbym ich nie zjadł, gdyby nie potężny głód. Ten ser wyglądał jakoś podejrzanie…) i pochłaniając końską dawkę leków na zbicie gorączki, i wypijając duszkiem cały kubek kawy, zasnęła bez mrugnięcia okiem. Podziwiam ją; zasnąć bezpośrednio po mocnej kawie to nie lada wyczyn. Ale to kolejny dowód na to, że nie było z nią najlepiej. Może jak się wyśpi i poczuje się lepiej, będzie bardziej skłonna do rozmowy.
A ja tymczasem wypiłem powoli swoją kawę.




Całe przedpołudnie upłynęło skoczkom na słuchaniu cichej muzyki i rozmyślaniu. Nie mieli nic lepszego do roboty. Kilkakrotnie próbowali dodzwonić się do hotelu, ale bezskutecznie.
Koło pierwszej Anja obudziła się. Oni nie zmuszali jej do rozmowy, czasami zachęcali ją do tego, kierując zdania w jej stronę, ale ona najwyraźniej jeszcze nie miała zamiaru odpowiadać. Ożywiła się trochę, gdy zaczęli grać w karty, a na tym zajęciu z kolei zleciało całe popołudnie.
Anja, Hilde i dwaj Andersowie grali obojętnie w makao. Każdy z nich myślał o czymś innym (Anja myślała o domu, Fannemel myślał o Anji, Hilde myślał o jak najszybszym powrocie do cywilizacji, a Jacobsen o jutrzejszym konkursie, w którym nie wystartuje) przez co jedna partia przeciągała się w nieskończoność lub była powtarzana po kilkanaście razy, bo zapominano na kogo była kolej. Tak zleciało popołudnie.
Wieczorem Anja wypiła kolejną kawę i zaczęła rozglądać się po pokoju, tknięta nagle jakimiś wątpliwościami. Fannemel, od jakiegoś czasu obserwujący dziewczynę kątem oka, oczywiście to zauważył.
- Co jest? – spytał.
- Jak dzisiaj… będziemy spać? – spytała, choć końcówka „my” ciężko przeszła jej przez gardło.
- Obawiam się, że nie mamy wielu możliwości… Ale spoko, jeśli bardzo ci przeszkadzałem, mogę spać na podłodze, choć pewnie nie będzie to zbyt wygodne…
- Nie, dlaczego, nie musisz – zmieszała się Anja, układając się wygodniej na sofie. – Już trudno, może jakoś damy radę…
Oznajmiając, że boli ją głowa, położyła się spać. Później Hilde i Jacobsen również stwierdzili, że idą do łóżek, bo lepiej spać niż zanudzić się na śmierć. Na Fannemela spadł więc obowiązek wysprzątania wszystkiego, a dopiero potem i on położył się.



Położyłem się na wznak na tej nieszczęsnej sofie. Mimo zmęczenia nie mogłem zasnąć. Ciągle nurtowało mnie zdanie, które powiedziała Anja.
Ja nie mam nikogo, kto by się o mnie martwił…
Rozmyślałem o tym, a przy okazji oglądnąłem sobie szczegółowo anatomię sufitu. (Miał parę szczelin tu i ówdzie). Efekt moich rozmyślań był taki: dziewczyna nie ma rodziny i jest nieszczęśliwa. Dlaczego? Znowu wróciłem do punktu wyjścia. Jeszcze długo myślałem, ale efekt był taki jak wcześniej.
Z rezygnacją odwróciłem się na bok. Anja miała zamknięte oczy, chyba spała. Na jej twarz opadało czarne pasemko włosów. Wiedziony jakimś dziwnym fannemelowskim instynktem nachyliłem się nad nią i odgarnąłem niesforny kosmyk.
Dziewczyna otworzyła oczy, jednak nie spała. Nie wiem czemu, ale nie cofnąłem ręki. A ona nie odsunęła się, nic nie robiła, tylko patrzyła mi w oczy. Kąciki jej ust leciutko drgnęły, jakby uśmiech pokazał się na ułamek sekundy. I znowu znikł.
A potem, kiedy ja zastygłem w osłupieniu, ona delikatnie odsunęła moją dłoń, mruknęła jakieś ciche „dobranoc” i odwróciła się plecami. Byłem zaskoczony, że pozwoliła się dotknąć. A nawet więcej, wydawała się być zadowolona.
Na pewno sobie tego nie wmawiam…?
 Nie zdążyłem nic odpowiedzieć, bo po chwili jej równy oddech świadczył o tym, że spała. A ja sam zasnąłem w połowie rozmyślań. Na jej temat, oczywiście.



Fannemel obudził się dość późno.
W powietrzu unosiła się woń smażonego jajka. Anders przeciągnął się i zauważył, że tam gdzie powinna leżeć Anja, było porządnie pościelone łóżko.
A ona we własnej osobie weszła do salonu, wnosząc cztery kubki. Nie wyglądała już na taką chorą. A skoro wstała i zrobiła śniadanie, znaczyło, że czuła się lepiej. I tak też było. Przywitała Fannemela dość pogodnie, jak na nią i poszła do łazienki, trochę się ogarnąć.
Gdy wróciła, niemal zderzyła się na schodach z Hilde, który schodził na dół.
- Cóż to za smakowite zapachy? – spytał, pocierając ręce. – Czyżby jajecznica? Niemożliwe.
- Owszem.
- Kocham się, Anju – oznajmił Hilde, któremu ze szczęścia aż zaświeciły się oczy.
Dziewczyna rzuciła mu lekko zdziwione spojrzenie i wzruszyła ramionami.
- Gdzie Jacobsen?
- Jeszcze śpi – Hilde, widząc, że Anja idzie na górę po Andersa, dodał. – Jego to nie obudzisz. Musiałabyś mieć syrenę przeciwmgielną.
- To się okaże – mruknęła zadziornie Anja i ruszyła na górę.
Hilde i Fannemel poszli za nią, ciekawi jak ona poradzi sobie z największym (prawie! jest przecież jeszcze Żółw) śpiochem wśród skoczków.
- Anders, śniadanie – oznajmiła Anja.
Jacobsen zamruczał coś i odwrócił się do ściany.
Dziewczyna powtórzyła głośniej.
Jacobsen nakrył głowę kołdrą.
Anja stwierdziła, że przyszła pora na bardziej radykalne rozwiązania. Za jednym zamachem ściągnęła kołdrę z łóżka. Jacobsen wstał i zszedł na dół, mrucząc coś pod nosem. Dobrze, że Anja tego nie usłyszała, bo było to coś bardzo dla niej niepochlebnego. Hilde i Fannemel po cichu podśmiewywali się z tego, że wreszcie komuś udało się na siłę wyciągnąć z łóżka Jacobsena.
Zjedli śniadanie i z nudów tradycyjnie zaczęli grać w karty. Gdy karty znudziły im się tak, że aż brało na wymioty – przeszli na kości. Byleby cokolwiek robić, bezczynność była śmiercią.
Mniej więcej w połowie rozgrywki rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy szczerze się zdziwili; któż to mógł ich tutaj szukać?
- Czyżby Alex? – pierwszy wpadł na pomysł Hilde. – No bo kto inny? A jak tak to cholera. Podwójna cholera. A nawet kurwa mać. Dobra, idę otworzyć – dodał, bo nikt nie kwapił się do wstawania.
Nie pomylił się. Na progu stał Stöckl we własnej osobie. Był wyraźnie podenerwowany, ale nieco odetchnął, gdy zobaczył Hildego.
- Żarty się was trzymają? – spytał surowo. – Znikacie sobie, ani me, ani be, ani kukuryku, i nie wracacie przez dwa dni.
- To przez to jebane białe cholerstwo – tłumaczył Hilde.
- Było nie wędrować na takie odludzie.
Stöckl był nieźle wkurzony. Uspokoił go dopiero Jacobsen, który, jako najstarszy, zdał trenerowi całe sprawozdanie. Ten pokiwał głową bez przekonania i zapoznał się pokrótce z Anją. Fannemel poprosił Stöckla na stronę. Długo rozmawiali, dobre półtorej godziny, a szczegóły dialogu zostały między nimi.
- Dobra, będę się zbierał – oznajmił Stöckl po wypiciu herbaty. – Oprócz was są jeszcze przecież inni, bardziej obowiązkowi. Jutro widzę was w wybitnej formie – pogroził znacząco palcem. – I do zobaczenia, Anju.
Gdyby Anja była nieco mniej rozkojarzona, na pewno zorientowałaby się, że trener powiedział tak, a nie „do widzenia”. Ale nie zauważyła. A nawet jeśli, to nie odkryła różnicy. A ta jednak była.
Był już późny wieczór. W końcu Hilde nie wytrzymał i wypalił:
- Po co żeś tyle gadał z Alexem?
- O masz, ty zawsze wszystko zepsujesz – skrzywił się Fannemel. – A ja sobie właśnie w mózgu przygotowywałem taką piękną przemowę…
Pozostali usiedli na sofie, naprzeciw niego. Anja stała, oparta o ścianę.
- No w sumie… to gadaliśmy o Anji – Fannemel usiłował zignorować natarczywe spojrzenie dziewczyny. – I o tym, że szuka pracy.
- Szuka i nie może znaleźć – wtrącił Hilde.
- Nie może. No i ja tak sobie myślałem…
- I do niczego nie doszedłem.
- … I postanowiłem poprosić Alexa, żeby…
- Żeby znalazł jej pracę.
- Czy możesz chociaż raz na chwilę zamknąć tę swoją cholerną jadaczkę i nie przerywać mi?! – Fannemel zgromił Hildego, który zamilkł speszony.
Fannemel kontynuował już spokojniejszym tonem, ale nerwowo wyłamując palce.
- Poprosiłem Alexa o etat dla Anji – oznajmił.
- COOO??? JAKIM CUDEM….??!!
- Nie twój zasrany interes – burknął Fannis. – Mam swoje sposoby.
- Zgodził się? – spytał Jacobsen, niedowierzając.
- Żebyś wiedział. Fannis ma swoje sposoby. Tylko – dodał Fannemel, zwracając się do dziewczyny – jeszcze ty musisz chcieć, Anju. Co ty na to?
Anja milczała.




Czy to dobry pomysł?
Nie, z pewnością nie.
Znowu musiałabym im to zawdzięczać.
- Nie – powiedziałam powoli, po długiej chwili milczenia. – Nie, nie chcę.
Skoczkowie nie odzywali się. Pewnie spodziewali się z mojej strony radości i entuzjazmu. I mieli do tego podstawy. Ale ja nie czułam nic.
- Dlaczego? – spytał Fannemel.
Usłyszałam jego żal do mnie. W pełni uzasadniony. Nie odpowiedziałam na jego pytanie. Przecież nie powiem mu, że jestem tak nienormalna, że boję się zawdzięczania. Nie odkryję przed nim swojej duszy, nie powiem mu, jaka jestem naprawdę. A jestem tak psychotyczna, że boję się ludzi. Każdych ludzi, tych złych, którzy chcą mnie zgnębić i tych dobrych, oferujących pomoc też. Nawet jeszcze bardziej, patologicznie. Wszystko we mnie jest patologią; paradoksem, który nie ma prawa bytu, jedno przeczy drugiemu, wszystko jest do góry nogami. Taka właśnie jestem. Ale nie mam zamiaru odsłaniać swojego ja. Ani przed nim, ani przed nikim innym.
- Szkoda – odezwał się Jacobsen. – Szkoda, byłabyś się nadawała.
Hilde i Fannemel poparli go, kiwając głowami.
- Ja… to doceniam, chęci i to wszystko, ale… jednak podziękuję – stwierdziłam uparcie.
Wyglądało na to, że Norwegowie zrozumieli przykrą prawdę i nie nalegali więcej. Atmosfera zrobiła się bardzo napięta i nieprzyjemna. Strasznie tego nienawidzę.
- Ja… ja może już pójdę – odezwałam się nieśmiało.
Nie doczekałam się reakcji, wszyscy siedzieli zamyśleni i zrezygnowani. Hilde nawet zapomniał o swojej gumie do żucia, która wypadła mu z ust i przykleiła się do podłogi.
- Dziękuję wam za wszystko – powiedziałam wystudiowanie. – Jestem wielce zobowiązana. I… bywajcie.
Wyszłam.
Byłam przygnębiona. Mimo wszystko było mi przykro, że nie rozstaliśmy się w zgodzie. Że w sumie nawet się nie pożegnaliśmy.
W ciemności przeszłam kawałek Znowu usłyszałam pomruki i chrzęsty… i kroki. Szybkie kroki, jakby ktoś biegł w moją stronę.
Odwróciłam się.
- Anju, zaczekaj! – to był Fannemel. Wyleciał bez kurtki. – Stój, do cholery…
Zatrzymał się przy mnie i poczekałam chwilę, żeby mógł odsapnąć. Gdy w końcu zdołał jako tako wyrównać oddech, odezwał się.
- Pewnie wiesz, co dla ciebie dobre. Ale gdybyś czasem zmieniła zdanie to wiedz, gdzie mnie… nas szukać – podał mi zwiniętą karteczkę. – I… - chciał coś powiedzieć, chyba coś ważnego, ale widocznie rozmyślił się i rzekł tylko: - … I trzymaj się zdrowo, Anju.
- I vice versa – wyjąkałam, uścisnęłam mu rękę na pożegnanie i odeszłam, nawet się nie odwracając. I przez to nie widząc, że Fannemel stał na ścieżce i jeszcze długo odprowadzał mnie wzrokiem, dopóki nie zniknęłam między drzewami.
Zbliżałam się do domu staruszki. Już za chwilę wszystko będzie tak jak przedtem. Wszystko jest w porządku.
Ale czułam, że nic nie jest w porządku.
Chwilę potem już wiedziałam, dlaczego. Było ciemno. W żadnym oknie nie paliło się światło. I jeśli pierwszym razem ten dom mnie przerażał, to teraz był sto razy gorszy. Oprócz starych zniszczeń było więcej okien powybijanych, wywalony płot i rozwalone drzwi, na których wisiała urzędowa kartka.
NAKAZ EKSMISJI za nie dotrzymywanie opłat za III i IV kwartał roku 2014.
Straszna treść tej strasznej kartki dotarła do mnie dopiero po dłuższej chwili. I minęło sporo czasu zanim zrozumiałam, co to oznacza.
To oznacza, że nie ma już tutaj staruszki, nie ma mojego pokoju, nie ma dla mnie domu. Nie ma nic.
Ale, Boże, za co to wszystko???
Upadłam na kolana na próg i gorzko zapłakałam. Gdy całość zaczynała powoli się układać, nagle nastaje koniec wszystkiego i gasi najmniejszy promyk nadziei. I czemu cały świat sprzysiągł się przeciwko mnie?
Łkając pod nosem wstałam i ruszyłam w stronę miasta. Tym razem nie przerażały mnie żadne odgłosy, nic wokół mnie nie było ważne. Włóczyłam się bez celu po całym Lillehammer, starając się wybierać najsmutniejsze i najciemniejsze uliczki. Co miałam robić? Teraz to już niczego nie byłam pewna. Nawet tego, że w ogóle istnieję.
Na jednej z ulic mijałam kościół.
Do tej pory nie umiałam się określić jeśli chodzi o religię. Byłam pod tym względem bardzo chwiejna. Owszem, wierzyłam w Boga, ale na msze nie chodziłam, także nie byłam tutaj częstym gościem.
Ale zdecydowałam się wejść do środka. Było całkowicie pusto, nie licząc chóru, który wyśpiewywał pieśni.
Uklękłam w jednym z rzędów.
- I co ja mam robić…? – spytałam, patrząc tam, gdzie powinien znajdować się Bóg.
Z kieszeni wypadła mi karteczka. Mała pomięta karteczka w kratkę. Podniosłam ją i przeczytałam.
Lillehammer 95/17. Pamiętaj, że nigdy nie jest za późno. Jesteś w stanie dojść dalej niż myślisz, tylko się nie poddawaj. Będę czekać. Fannis.”
Ach, więc to ten kawałek papieru, który Fannemel dał mi podczas pożegnania.
- Czyli o to chodzi? – spytałam na głos. – Mam być z ludźmi, których nienawidzę? Oczywiście, do wszystkiego można się przyzwyczaić, jak to powiedział pewien Irlandczyk, nawet do wiszenia na szubienicy,  ale nie można żyć inaczej? Bez tych kłopotów i cierpienia?
Wiedziałam jednak, że klamka już zapadła.
- Nie wiem, co z tego wyniknie – powiedziałam szeptem, czując już tylko błogi spokój. – Nie wolno mi jednak zmarnować tej szansy, kto wie, może ostatniej? Muszę przeciwstawić się problemom, cierpieniu. Pokażę losowi, że nie jestem ostatnią łamagą.
Nieprawda.
 Tylko wspieraj mnie, Boże, bo z Twoją pomocą dam radę.

… Ammann…
***

No jestem, jestem. Pewnie jeszcze by nie było, gdyby nie namolne protesty Pauli, no ale macie :D Ogólnie ten rozdział jest jakiś rozbity, a mój Word zorientował się, iż wielokropek także jest wyrazem wulgarnym...
A Hildeła nie jedzie do Falun :ccc Szkoda go meeeega, czytałam wypowiedź biedaka :'c Trzymamy mocno kciuki za lepszy przyszły sezon, a tym razem kibicujemy Fannisowi i całej reszcie *-*
Pozdrawiam ciepło, wpierniczając tony pączków xDxD

9 komentarzy:

  1. Boskie, boskie, boskie i jeszcze raz BOSKIE *.* Dziewczyno to jest genialne. Nie mogę doczekać się kolejnego <3 Noo szkoda mi Hildziaka :( Ale kibicujemy Fannisowi i reszcie :* Mam takie dziwne przeczucie że wygra w ten weekend i wyprzedzi Haybocka !!! Weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Nadchodzę :D Nie moja wina xD Tak więc po spotkanku nadszedł czas na koment :D Ekhem ekhem ! WIEDZIAŁAM ,NO PO PROSTU WIEDZIAŁAM xD ♥ Fannis się zakochał Fannis się zakochał !!! ♥ Niech ta Anja w końcu się opamięta ! Cóż zgodzę się ,że też bym doznała szoku ,gdyby ktoś (kogo w sumie nie znam i no nienawidzę ,tak szczerze to ktokolwiek xD) leżał koło mnie w samych bokserkach xD (Tak mnie teraz naszło pytanie czy były takie o jakiś myślę ,że były (if you know what I mean xD )) Też jestem takim śpiochem jak Jacobsen ♥ Czy to był jakiś znak od Boga ?? xD No no to Fannis się ucieszy gdy Anję zobaczy :D Znów mam jakieś swoje wyobrażenia co będzie dalej ciekawe czy znów będę miała rację :D I te przekleństwa :D Wszyscy przeklinają a Anja taka jakby spokojna xD Ooo właśnie ,czyżby nasz Fannis myślał 24h na dobę o Anji ?? Jeszcze się dowie o niej dużo ,cierpliwości :D Fannis się tak o nią troooszczy :D Tak normalnie słooodko xD ♥ Zapewne się powtarzam ale piszę co mi się na język na potoczy xD O i nagle mi się coś przypomniało ,Fannis ma odruch ,przyzwyczajenie ?? Pierwsze skojarzenie to był miś ale potem jakoś coś innego xD ♥ Jutroo ostatni dzień ♥ Co ja zrobię bez Cb przez 2 TYGODNIE ! Pączki pączkami ,ale gdzie to się zmieści ?? xD
    PS Foch nadal trwa xD A także Nie wiem jak to wygląda w długości ale może będą dłuższe ? Reszta może na fb ,bo zaśmiecam ci komentarze xD I nie umiem pisać postscriptum xD No już koniec xD ♥ /Paula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O Hoferze Wszechmogący, dziewczyno, to dopiero jest spam!! o.O xD Norweskie majty - i nic więcej nie powiem, żeby nie spojlerować ^^ Czekaj grzecznie na nowy rozdział jak wszyscy kulturalni ludzie :3

      Usuń
    2. Chciałaś długie to masz xD Nie przewidziałam tego xD Rozmiar xD Ja grzeczna gdzie tam xD Pamiętaj ,że jestem wyjątkiem xD /Paula

      Usuń
  3. Cześć i czołem :) Wpadłam sobie tutaj całkiem przypadkowo, przeczytałam wszystko, co było do przeczytania i czy tego chcesz czy nie, zostaję :)
    Urzekło mnie tu normalnie wszystko :)
    • kocham Norwegów, a Fannemela to już w szczególności ubóstwiam, więc ogromny plus za to :D
    • piszesz świetnie i nawet nie waż się zaprzeczać :) styl cudowny, wszechobecne poczucie humoru i te wtrącane gdzieniegdzie uwagi to wszystko, czego mi do szczęścia potrzeba *-*
    • jesteś nieprzewidywalna i to też mnie przyciąga jak magnes :D
    Ogólnie jeszcze podziwiam Anję, że nie bała się tam mieszkać sam na sam z trzema niezrównoważonymi psychicznie Norweskimi popaprańcami :D
    Nie mam pojęcia, co tu jeszcze napisać, jesteś zwyczajnie świetna i już :D
    Czekam na kolejny rozdział wyjątkowo niecierpliwie :)
    Duuuuużo buziaków :*

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu znalazłam jakieś sensowne opowiadanie o Norwegach. Super się czyta, masz talent i to duży. Napewno zostanę tutaj na dłużej i będę wpatrywać nowych rozdziałów.
    Pozdrawiam. :)
    Ps. Nie umiem pisać komentarz. xD

    OdpowiedzUsuń
  5. 'A jak tak to cholera. Podwójna cholera. A nawet kurwa mać. ' kocham twoje opowiadanie :D
    Chyba przeznaczeniem Anji jest Fannis <3 zawsze będą na siebie wpadać. Mam nadzieje, ze choc troche sie przed nim otworzy i zaufa mu, bo dostrzegam w nim jakąś wewnetrzną przemiane (chyba tak to moge nazwać xD) z imprezowicza do zakochanego po uszy skoczka. Anja ma trudny cgarakter, alre Fannis ją jakos oswoi, wierze w jego zdolnosci :D baaa w zdolnisci cakej norweskiej kadry. Jeeeej tak mi sie to miło czyta, ze nie chce zamykac strony w przegladarce z twoim blogiem.
    Pozdrawiam ciepło i czekam na wiecej!
    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak to wspaniale, że taki długi rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetne opowiadanie ^^ Nie mogłam się odkleić od monitora xD Masz u mnie wieeelki plus za Andersa, którego zaczynam z każdym dniem lubić coraz bardziej :) Masz talent do pisania, naprawdę. Nieźle się uśmiałam, czytając ten rozdział ^^
    Czekam na kolejny, bo na pewno u ciebie zostanę :**
    PS. W wolnej chwili zapraszam do siebie :)

    OdpowiedzUsuń