piątek, 20 lutego 2015

5. What I mean love?




Sybilla wcale nie zdziwiła się, że zostałam. Po takiej pouczającej przemowie z jej strony mogła być pewna, że zostanę. A swoją drogą to paradoksalne: ona mówi psychologiczne teksty do mnie. Z logicznego punktu widzenia powinno być dokładnie na odwrót. No ale ja w logice nigdy nie byłam świetna, więc nie będę się zagłębiać w ten temat.
Musiałam przyznać jej rację.
I przy okazji przekonałam się, że Sybi umie trzymać język za zębami, bo incydent z naszego pokoju pewnie nigdy nie wyszedłby na światło dzienne, gdyby nie ja. Nieopatrznie wygadałam to jakiemuś skoczkowi i już dalej poczta pantoflowa zrobiła swoje.
Skończyło się na tym, że musiałam gęsto się tłumaczyć Stöcklowi. Na szczęście nieraz wychodziłam cało z tego typu wpadek.
Znacznie gorzej było mi przekonać Fannemela, który patrzył na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby bał się, że jednak zmienię zdanie i wyjadę. Nie wiedziałam, co mu powiedzieć, żeby go trochę udobruchać, i rozweselić.
- Nie miej takiej miny, bo następnym razem wyjadę bez ostrzeżenia – oznajmiłam i zaraz uświadomiłam sobie, że palnęłam wielką gafę.
Oops.
Fannemel zmarszczył brwi i odwrócił się do okna
- Wobec tego powiem Stöcklowi, żeby cię pilnował na smyczy – odparł. – On ma w tym wprawę.
Starał się obrócić to wszystko w żart, ale wiedziałam, że, delikatnie mówiąc, niezbyt spodobało mu się to, co powiedziałam, choć za czorta pana nie miałam pojęcia dlaczego..
- Znaczy wiesz, ja… przywykłam do tego, że żyję sama – mówiłam szybko, próbując jak najprędzej naprawić nietakt. – Wiesz, zawsze byłam samotnikiem… Możliwe, że nie nauczyłam się życia w grupie.





Ta wypowiedź Anji uświadomiła Fannemelowi, że dziewczyna mówi prawdę. Nie nauczyła się żyć z innymi. Anders współczuł jej z tego powodu i odkrył tym samym, dlaczego Anja zwykle bywa nieprzystępna i smutna.
- Tak, więc u nas przejdziesz proces baaaardzo szybkiej socjalizacji – odezwał się wesoło, próbując naprawić atmosferę. – Widzisz, może i nie jestem jakimś tym… jak mu tam? Paulo Coelho… ale znam parę fajnych wyrazów. A ty tym bardziej powinnaś wiedzieć co ten wyraz oznacza… Pani psycholog – ostatnie słowa wypowiedział z wielce sztuczną powagą i tym samym zmusił Anję do mimowolnego uśmiechu.
Jeżeli uśmiechem można nazwać ledwo dostrzegalne drgnięcie kącików ust, bo tak Anja zwykła się uśmiechać. Tym razem jej uśmiech potrwał trochę dłużej niż sekundę. Stwierdziła, że winna jest to Fannemelowi za jego niezłomne poczucie humoru i… coś jeszcze.





Na korytarzu pojawił się Rune Velta i machnął nam ręką.
- Zaraz wychodzimy na skocznię – oznajmił, podchodząc do nas. – Weźcie ze sobą coś ciepłego, bo na zewnątrz wieje, jakby miało drzewa powyrywać… A swoją drogą mogłoby rzeczywiście wyrwać drzewo i pierdolnąć tego śmierdziela Skletta, to by popamiętał na wieki!
Fannemel zaśmiał się, ale mój umysł zatrzymał się na słowach „ciepłego”, „zewnątrz” i „wieje”. Przełknęłam ślinę, zastanawiając się, czy widać po mnie jak zmroziła mnie ta wiadomość. I dosłownie, i w przenośni.
- Czyli jest zimniej niż wczoraj…? – chciałam się upewnić.
- Niż wczoraj? – powtórzył Rune. – Dziewczyno, w porównaniu do dzisiaj, wczoraj to była sielanka! Słoneczne wakacje na Teneryfie!
Na samą myśl chwyciły mnie dreszcze. Jeszcze zimniej niż wczoraj? To w ogóle może być jeszcze zimniej?
Za chwilę będę miała okazję się przekonać. Niebyt podobała mi się ta perspektywa, ale co poradzić? Mus to mus.
Poszliśmy wszyscy do pokoi.
Od razu rzuciłam się na szafę i założyłam na siebie pięć swetrów i kurtkę. Do tego na głowę wsadziłam nauszniki, a rękawiczek nie miałam, jako że zostały w Lillehammer na dachu poczty.
 Wyszliśmy na mróz i przekonałam się, że owszem – może być jeszcze zimniej. A ten wiatr… myślałam, że urwie mi głowę i zaniesie ją do Słowenii. Ręce schowałam do kieszeni, żeby nikt nie przyłapał mnie, że idę bez rękawiczek. Jak pięcioletnie dziecko.
Ale nic nie umknie przed czujnym wzrokiem (nie, tym razem nie Fannemela; szkoda, nie?) Sybilli.
- Anka, gdzie posiałaś rękawiczki? – spytała, dumnie prezentując swoją parę, to znaczy tę należącą do Zografskiego.
- Aktualnie nie posiadam takowego sprzętu w inwentarzu – odparłam, wzruszając ramionami.
- I co, zamierzać tak stać cały czas z rękami w kieszeni?
Znowu wzruszyłam ramionami.
- No nie, tak być nie może – cmoknęła z niesmakiem Sybi i odeszła na chwilę, żeby zaraz wrócić z rękawiczkami w dłoni.
- Skąd to masz? – spytałam podejrzliwie, ubierając rękawiczki.
- Ukradłam – zaśmiała się. – Nie no, pożyczyłam.
- Od kogo?
- Od Zogu. Wiesz, ma on trochę tego towaru, a to dało mi kolejny pretekst, żeby do niego zagadać.
Pokiwałam głową ze zrozumieniem. W ten sposób i wilk był syty, i owca cała. I widać było, że Sybi lubi pomagać innym… jeśli ma jakąś korzyść z tego pomagania.





Podczas konkursu Anja miała znowu stać na dole. Niezbyt kusząca to była perspektywa, ale obowiązki wzywają. Tym razem lepiej przygotowała się do stania na mrozie i lepiej znosiła warunki. Ubrana w warstwę składająca się z pięciu swetrów, kurtki i pomniejszych elementów ubioru, wyglądała na dwa razy bardziej masywną niż była w rzeczywistości. Stała dzielnie pod zeskokiem, motywując skoczków i udzielając im rad, często mimowolnie w formie żartu.
Pierwsza seria na początku przebiegała bez niespodzianek. Wszyscy Norwegowie skakali na miarę swoich możliwości i Anja zupełnie nie rozumiała, dlaczego Stöckla nie zadowala odległość 135 metrów, uzyskana przez Jacobsena.
Serię widowisk zapoczątkował daleki skok Krafta, na 143 metry. Później Pungertar spadł tak blisko, że ledwo wylądował na buli. Następnie upadek Andreasa Wanka, którego zwożono na noszach i Anja po raz pierwszy naocznie przekonała się, jak niebezpieczny to sport. Każdy niedopracowany detal groził wypadkiem, kalectwem, kto wie, może i śmiercią…?
Niespodziewanie dla wszystkich po pierwszej serii prowadził Fannemel. Oddał bardzo dobry skok, nawet Stöckl był zadowolony i uśmiechał się do kamery.
- Świetny skok – odezwała się Anja. – Jeszcze tylko drugi taki sam i Kuusamo będzie twoje.
- No tak, jasne – odparł Fannemel. – Ale najpierw trzeba jeszcze skoczyć. Wiesz, jaki to jest stres? Wiedzieć, że jesteś pierwszy i że musisz dać z siebie wszystko, bez względu na warunki? To tylko tym, co nie siedzą w mojej skórze wydaje się, że dla mnie to taki chleb powszedni…
Anja uznała, że w ramach pracy, powinna wypowiedzieć się w tej kwestii.
- Stres to najgorszy wróg nie tylko sportowców. Każdego. Jak będziesz już siedział na belce, to pomyśl o najsilniejszym stresie jaki kiedykolwiek przeżyłeś. A potem zamknij na chwilę oczy i pomyśl o czymś, co zmotywuje cię do skoku. Coś, o co będziesz chciał walczyć do upadłego, że będzie jak Red bull z kasku Schlierenzauera – doda ci skrzydeł.
Fannemelowi po raz pierwszy przyszło do głowy, że Anja posiada dar słowa. Tylko nie zawsze umie go wykorzystać. Postanowił wziąć sobie te rady do serca.
- Tak zrobię – obiecał. – Ale ty też musisz coś dla mnie zrobić. Proszę, jak będzie moja kolej, wyjdź przez tę bramkę i po prostu tam stój. Okay?
- … Dobrze – Anja pomyślała, że to dziwna prośba. Ale jeśli to ma pomóc w skakaniu Fannemela to czemu nie?
Druga seria prawie do końca przebiegała spokojnie i zdawało się, że Fannemel, mający sporą przewagę nad Kraftem, ma wygraną w kieszeni. Jednak Stefan zaskoczył wszystkich i poleciał na 144 metr, co oznaczało, że Fannemel musiałby skoczyć co najmniej 142 metry, żeby wygrać.
Anja stanęła pod wyjściem z zeskoku, tak jak obiecała Andersowi. Stöckl zagryzł wargi, z góry zakładając, że Austriak już wygrał. Wszyscy kibice w napięciu obserwowali lot Fannemela. Długi, stylowy i chyba wystarczający.
Fannemel zahamował obok Anji, odpiął narty i patrzył w napięciu na tabelę wyników. 141,5 metra. A zatem o zwycięstwie zadecydują noty. Obok nazwiska Andersa pojawił się numerek 1. Norwegowie, kibice i sam Alexander Stöckl podnieśli wrzawę na trybuny. Na zeskok wbiegła reszta Norków, odprawiając dziki taniec radości. Fannemel, szczęśliwy ze zwycięstwa, pochwycił Anję w ramiona i wirował w kółko, potrącając przy tym Swensena i Atle. Odstawił dziewczynę z powrotem na ziemię i pocałował z radości w sam środek ust. Anja, w natłoku wesołości, odnotowała to w głowie jako hojne podziękowanie. Nawet nie zdążyła poczuć się niepewnie, może dlatego, że od razu została zmiażdżona przez napierający tłum norweskiej kadry. Cieszyła się bardzo udanym konkursem, nie tylko zresztą dla Fannemela, przecież Hilde zajął trzecie miejsce.
Po ceremonii umedalowania, Norwegowie, niemal pijani z radości śpiewali wesoło piosenki dla utrzymania nastroju.
- Słuchajcie! – zakrzyknął Sklett. – Chodźmy, zróbmy coś szalonego! Uczcimy w ten sposób piękno dzisiejszego dnia; podwójne zwycięstwo, pierwszy oficjalny dzień naszej nowicjuszki w pracy…!
Propozycja spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem. Anja niepokoiła się, co dla Norków, a zwłaszcza dla Skletta znaczy wyraz „szalony”, skoro porywanie półnagich dziewcząt z pokoju jest dla niego normalką.
Można się było spodziewać, że skoczkom uderzy coś głupiego do głowy. Poszeptali między sobą, z demonicznymi uśmieszkami i wcielili do życia swój pomysł.
Z dzikim wrzaskiem zrzucili z siebie wszystko, co mieli i całkiem na golasa rzucili się do jeziora.
Anja ze wstydem odwróciła głowę, za to Sybilla przyglądała się temu z rozbawieniem.
- Przyzwyczaj się! – powiedziała. – Tak to już z nimi jest – pstryknęła Norwegom w jeziorze pamiątkowe zdjęcie.
Anja patrzyła na skoczków z niesmakiem, ale w głębi oczu błyszczały dwa ogniki, zdradzające, że jest ubawiona tymi popisami.
Norwegowie wypadli na brzeg, a potem na powrót wskoczyli do wody, tym razem już w majtkach. Fannemel stanął na barkach Bardala i skakał do wody, to samo robił Hilde. Potem łapali się za ręce i nogi, i „huśtawką” wrzucali do jeziora. Bawili się jak dzieci. Próbowali nawet wciągnąć dziewczyny do zabawy.
- Hej, Anja, Sybi, idziecie?! – wrzasnął Atle, chlapiąc wodą na wszystkie strony.
- O nie, dziękuję – odezwała się Anja. – Nie jestem masochistką.
Skoczkowie roześmiali się i poszeptawszy między sobą, spojrzeli na dziewczyny z uśmiechami. Sybilla zrozumiała, co im chodzi po głowie i rzuciła się do ucieczki.
- Wiej, Anja, ratuj życie! – krzyknęła.
Obie biegły jak najszybciej, chcąc uniknąć kąpieli, ale Atle, Velta, Hilde i oczywiście Sklett byli szybsi i silniejsi; bez problemu dogonili dziewczyny i porwali je na ręce.
- I co, Mądralo? – spytała Anja zwisając głową w dół z ramion Skletta i Velty. – Co teraz powiesz?
- Powiem: AAAA!!! – wydarła się Sybilla. – Już po nas!!!
Dziewczyny piszczały, krzyczały i miotały się jak szalone, próbując umknąć oprawcom, ale na próżno. Obie, drąc się wniebogłosy wylądowały w lodowatej wodzie.
Sybilla od razu wstała, jak porażona piorunem i odgarniając mokre włosy, zasłaniające jej twarz, rzuciła się na Norwegów, miotając przy tym najróżniejsze przekleństwa i złorzeczenia we wszystkich znanych sobie językach, tak że niejeden słownik mógł czerpać z rezerwuaru jej wypowiedzi. Pociągnęła za nogi niczego niespodziewającego się Swensena, który wylądował z głową we wodzie, trochę się przy tym krztusząc.
- Policzymy się w hotelu, pieprzone sukinsyny! – groziła Sybilla, wykręcając włosy i wymachując od czasu do czasu pięścią.
Natomiast Anja poszła pod wodę, machając dziko rękami i natychmiast przestała, gdy poczuła nieludzkie zimno, jakby ktoś wbijał w jej ciało miliony szpilek. Nie mogła się nawet poruszyć i zaczynało jej powoli brakować powietrza.
- Niech no ja tylko dostanę się w cieplejsze miejsce, pozabijam was jak kaczki! – wrzasnęła Sybi. – Prawda, Anka?
Nie otrzymała odpowiedzi.
Teraz dopiero uciekający przed Sybillą skoczkowie zauważyli, że z dwóch wrzuconych do wody męczennic, na powierzchnię wypłynęła jedna.
Ta gorsza, pomyślał Atle z sarkazmem.
- O kurwa… – odezwał się Fannemel, rzucając się pod wodę tam, gdzie wpadła Anja.
- Dostała szoku termicznego – wyraził przypuszczenie Jacobsen.
- Ja wiedziałam, że to się tak skończy, z waszymi zakutymi łbami i genialnymi pomysłami – ironizowała Sybilla, patrząc z niepokojem na taflę. – Teraz nie obejdzie się bez sympatycznej, niezobowiązującej pogadanki z naszym przemiłym i nadzwyczaj wyrozumiałym trenerem. Gratulacje. I pozdro. Powodzenia.
Fannemel tymczasem wynurzył się z wody, trzymając w ramionach Anję z bardzo nietypowo powykręcanymi rękami, zesztywniałymi z zimna. Doczłapał na brzeg i położył tam dziewczynę, nachylając się nad nią. Nie dawała żadnych oznak życia.
Reszta skoczków zgromadziła się dookoła, czując zażenowanie. Po raz pierwszy pomyśleli, że może we wszystkim istnieją jakieś granice, jakiś umiar.
- Jak jej się coś stało, to was pozabijam! – nie omieszkała się wtrącić Sybilla. – Była moją najlepszą współlokatorką.
- Bo jedyną… - burknął Swensen.
Sybilla była zbyt zaabsorbowana tym, co się działo dookoła, żeby rzucić jakąś ripostę, lub w ogóle dać Vegardowi jakikolwiek znak, że go do końca nie zignorowała.
- Przydałaby się teraz super moc Supermana – powiedziała tylko, ale nikogo tym razem nie rozbawiła. – No, Krasnalu, na co czekasz? Ratuj naszą psycholog, bo już nie rzuci żadnym psychologicznym tekstem.
- Za to ja zaraz ci rzucę psychologicznym tekstem, jeśli się nie zamkniesz! – odparował Fannemel.





Sybilla potrafiła żartować i wyśmiewać się z innych nawet w takiej chwili. Miałem jej to za złe, a szczególnie wkurzony byłem na Skletta, bo to z pewnością był jego pomysł; pała z niego.
Zrobiło mi się zimno, ale nie od temperatury panującej dookoła, mój organizm zdążył się już do takich sytuacji przyzwyczaić. Zimno zmroziło mnie od czubka głowy, po koniuszki palców, gdy tak nachylałem się nad Anją. Bardzo silne uczucie déjà vu przypomniało mi ten pamiętny wieczór, śnieżycę, dłoń wystającą spod śniegu. Teraz wyglądała podobnie, tylko że była cała mokra. Woda na jej włosach powoli zamarzała, formując się w kryształki lodu.
- Jack, nie umieraj! Scenka iście jak z Titanica… – odezwał się Sklett. – No, Fannis, nie krępuj się; usta – usta!
Dostał kuksańca w bok od Jacobsena, za co byłem Andersowi wdzięczny.




Anja zaczęła kaszleć, kichać, w końcu zaczerpnęła potężny oddech. Brakowało jej powietrza i zupełnie nie pamiętała, co się stało. Zobaczyła tylko nad sobą przerażoną twarz Fannemela i poczuła, że ktoś mocno ściska ją w ramionach.
- … Co się stało? – wychrypiała drżącym głosem.
- Ciii, nic. Jest okay – szepnął Fannemel, chuchając w jej włosy.
- Ale… co się stało?
- Ta banda pawianów, z IQ mniejszym niż ma krowa, wrzuciła cię do jeziora! – pospieszyła z wyjaśnieniami Sybilla, jednak Anja ją zignorowała, najwidoczniej tak naprawdę niespecjalnie interesując się odpowiedzią.
- Anders… - wyjąkała. - ... Strasznie mi zimno…
Nie mogła opanować mocnego drżenia warg, a jej oddech był krótki i przerywany.
- Nie martw się, zaraz się rozgrzejesz – uśmiechnął się krzepiąco Fannemel.
- Ale… mi tak strasznie zimno… Nie czuję nóg…
Jacobsen przyniósł kilka swetrów, należących do Fannemela, Hildego i Swensena, i zaproponował, żeby Anja włożyła je na siebie. Tak też zrobiła.
- Moje nogi… są jak nie moje… Nie mogę nawet nimi poruszać…
- W porząsiu. Zaniosę cię do hotelu – oznajmił Fannemel.
Anja za nic w świecie nie przyznałaby się do tego, że trochę ją to krępuje. Ale nie miała innego wyjścia. Zresztą gdzieś podświadomie wcale nie przeszkadzał jej taki obrót sprawy.

Trzy godziny potem skoczkowie wyszli po ciężkich torturach z pokoju Stöckla. Mieli wyrzuty sumienia i naprawdę wisielcze humory. Ciężka rozmowa, pełna aluzji, wyrzutów i nagany ostudziła nawet porywczego Skletta. Norwegowie zrozumieli niestosunkowość i ryzyko swojego zachowania i mieli ponieść przez to konsekwencje. Anja leżała w pokoju pod kołdrą, z wysoką temperaturą, oglądając w telewizji jakieś straszne romansidło, przysypiając co chwila. Sybilla włóczyła się po hotelu opatulona kocem, z czerwonym nosem, a gdy minęła któregoś Norwega, nie odeszła bez rzucenia jakieś obelgi pod jego adresem. Było w tym trochę komizmu, gdyż co drugie słowo, najczęściej przekleństwo, oddzielała głośnym kichnięciem lub pociągnięciem nosa.




W naszym pokoju siedziała większość skoczków. Humory nie dopisywały nam, jak na co dzień. Normalnie bylibyśmy już w połowie pokera albo obmyślali jakiś plan ataku na kogoś z personelu, czy innych skoczków. Teraz siedzieliśmy i rzucaliśmy ponure aluzje pod swoim adresem. Stöckl tym razem nie owijał w bawełnę i wygarnął nam wszystkie grzeszki, popełnione w ostatnim czasie.
- Wiecie, z początku myślałem, że Alex nie mówi aż tak poważnie – odezwał się Sklett. – Ale jak zacząłem się podśmiewywać i na mnie ryknął…
Nikt nawet się nie uśmiechnął.
- Ej, słuchajcie, mam ja nowinę taką, że aż wam staną … włosy dęba! – zawołał Atle, wpadając do pokoju z hałasem nie mniejszym niż wściekła Sybilla.
- Co to za nowina? – spytał ponuro Rune. – Zostaliśmy zawieszeni przez Stöckla na następny konkurs? Sybilla lata po hotelu, uzbrojona w nóż do krojenia kapusty?
- Lepiej! Fannis jest na okładce „Sportsmena”! – Rønsen cisnął we mnie egzemplarzem gazety o takowym tytule.
Pod wielkim napisem „Sportsmen” zobaczyłem moje własne zdjęcie zrobione przez kogoś po dzisiejszym zwycięstwie. Zdjęcie przedstawiające mnie, gdy w przypływie radości pocałowałem Anję.
Zmarszczyłem brwi.
- „Podwójne szczęście Fannemela” – przeczytałem głośno i przeleciałem kilka kartek, żeby znaleźć rozwinięcie tematu. – „Debiutanckie zwycięstwo w tegorocznym sezonie to nie jedyna niespodzianka zaprezentowana przez Andersa” – z każdym słowem czułem coraz większe wzburzenie i czytałem coraz głośniej, wybierając co ciekawsze zdania. – „Czy to dzięki swojej towarzyszce Fannemel odniósł dzisiejszy sukces?” „Nowa psycholog norweskiej kadry nie została wybrana przypadkowo…”, „To wygląda na pierwsze poważniejsze uczucie młodego skoczka”?! WTF?!
- Nieźle, Fannis. Ten temat zrobi furorę – zaśmiał się Stjernen. – Będziesz na ustach wszystkich dziewczyn w Norwegii…
- Ale, do kurwy nędzy, co to za brednie?! Z samego rana idę do redakcji tej jebanej gazety…!
- Fannis, uspokój się – odezwał się Jacobsen. – Nawet, jeśli pójdziesz, to nic nie da. Nie można walczyć z paparazzi.
- Taaa – poparł go Hilde, ciamkając tę swoją gumę i doprowadzając tym samym Bardala do szewskiej pasji. – A poza tym zastanów się. To nie są wcale do końca takie bzdety.
- Co?!
- Hildeła ma rację – stwierdził Jacobsen. – Głupolu, znamy cię od kołyski i wiemy o tobie wszystko. Dasz radę popatrzyć mi w oczy i powiedzieć „Nie kocham Anji”?
Szach – mat.
Westchnąłem i spuściłem głowę, uspokajając się nieco. Anders miał słuszność. Nie potrafiłem. Przeleciałem tylko wzrokiem do końca artykuł i ponownie westchnąłem.
- Haha, po raz pierwszy reporterzy trafili na dobry temat! – zaśmiał się Atle.
Wtedy coś we mnie pękło.
Wziąłem gazetę, zdarłem z niej okładkę, wytargałem ze środka strony z artykułem o mnie, zrobiłem z tego kulkę i wsadziłem do otwartej paszczęki Rønsena, pękającego ze śmiechu.
- Zapchaj się tę swoją pieprzoną gazetą – powiedziałem i rzuciłem w niego egzemplarzem.
Wyszedłem, zdążając zobaczyć jak Atle wyciąga pomięty papier z ust i śmieje się nadal, próbując ukryć lekkie zażenowanie. Przez długi czas chodziłem bez celu korytarzami, obijając się o ściany i myśląc o Anji.




Obudziłam się kolejny raz i zerknęłam na telewizor. Taylor znowu kłóciła się z Jamesem. I tak za chwilę się pogodzą. Przy każdej kłótni Taylor płacze, potem się przepraszają, całują i obiecują, że będą razem na zawsze…
Jak to w ogóle jest z tym „zawsze”?
Mi też dawno temu wydawało się, że ci, których znałam, zostaną ze mną na zawsze. Mama, ojciec, wszyscy inni… Dawno odeszli. Zostawili mnie samą. Kochałam ich, myślałam, że będę kochać do śmierci, a okazuje się, że… nawet o nich nie pamiętam. Nawet nie pamiętam, że ich kochałam, nie pamiętam, jak ich kochałam… A teraz? Czy ci, którzy mnie teraz otaczają, z którymi żyję, zostaną? Jak długo zostaną? Kiedy odejdą z mojej winy, z ich winy, lub nawet bez powodu, bez słowa wyjaśnienia? Kto mi wtedy zostanie? Na powrót będę sama, jak zanim poznałam skoczków…?
Znowu wgapiłam się bezsensownie w ekran. Tym razem James krzyczał na Taylor. Ona na niego też. Rozstali się w gniewie. Taylor próbowała ukryć łzy.
I tak do siebie wrócą. Za pięć minut zrozumieją, że nie mogą bez siebie żyć, albo wpadną na siebie przypadkiem i znowu zaczną się całować…
Odwróciłam głowę. Nie czułam się dobrze, zarówno fizycznie, jak i psychicznie, a ten tandetny melodramat przyprawiał mnie o mdłości.
-James, nie mogę bez ciebie żyć! Teraz to zrozumiałam…
Uśmiechnęłam się z lekką ironią, zamykając oczy. Melodramaty mają do siebie to, że są smętne aż do zrzygania i obrzydliwie przewidywalne.
Oddałam się kolejnej kojącej fali spokoju i pozwoliłam swoim myślom odpocząć podczas niczym niezmąconego snu.
- Anka, nie uwierzysz! – do pokoju wpadła bardzo głośna, podniecona Sybilla, nie dając mi szans na kolejną drzemkę, chyba już szóstą tego dnia. – Mam takiego newsa, że szczena ci opadnie!
- Tak? Jakoś nie za bardzo jestem zainteresowana nowinkami ze świata show-biznesu… - mruknęłam. – No… co to za news?
- Jesteś na okładce „Sportsmena”! – wrzasnęła Sybi, rzucając się z gazetą na moje łóżko.
Od razu rzucił mi się w oczy nagłówek.
- „Podwójne szczęście Fannemela”? To o Fannemelu, nie o…
- Patrz na zdjęcie – przerwała mi, wskazując palcem.
Zerknęłam na okładkę.
nawszystkieprzeżutegumyHildegoprzyklejonedowszystkichrękawiczekZografskiego
Najpierw mnie zmroziło, a potem poczułam, jak się czerwienię i od środka robi mi się gorąco. Rzeczywiście byłam na okładce. Ale nie sama.
- Co to ma być? – spytałam, czując jak pulsuje we mnie zdenerwowanie.
- Bardzo poczytne pisemko.
- Wiesz, o co mi chodzi!
- Ty i Fannis. Na okładce! Jak ja ci zazdroszczę! A tam dalej jest więcej… - Sybilla otworzyła gazetę na stronie z takim samym nagłówkiem jak na okładce, ale ja nie miałam zamiaru tego czytać. Zamknęłam gazetę z impetem, aż parę kartek się potargało, po czym cisnęłam to do kosza na śmieci.
- Zazdrościsz?! – spytałam. – Ja się tam nie cieszę, że wypisują takie bzdury…!
- Ja… wcale nie sądzę, że to aż takie bzdury. Jakieś ziarnko prawdy w tym jest.
- Co?!
- No tak. Bo sama przyznaj… dasz radę, patrząc mi w oczy, powiedzieć „Nie czuję nic do Fannemela”?
Otworzyłam usta z oburzeniem, ale nie wydobyłam z nich ani pół słowa.
Nie dasz rady.
- No właśnie – uśmiechnęła się Sybi. – Więc widzisz, może i coś w tym jednak jest?
Nie odezwałam się, tylko zaczęłam sapać ze złości. Od razu przestałam czuć się chora. Wybiegłam z pokoju, chcąc zaleźć miejsce, gdzie będę mogła rozmyślać w świętym spokoju. Skierowałam się do góry, na mały balkon, który nazywano tarasem widokowym. O tej godzinie nie było tam nikogo, mogłam więc oddać się rozmyślaniom, nie narażając się na niszczące nerwy, stresujące lub niebezpieczne sytuacje.
Myślałam długo, zrobiło mi się zimno. Próbowałam rozwiązać dziwny supeł zaplątanych uczuć. Mogłabym powiedzieć, że jestem zła? Tak, jak najbardziej – jestem zła na wścibskość ludzi, na ich natrętność na chęć nagłośnienia wszystkiego. Ale z drugiej strony… czy mogę powiedzieć, że nie jestem zadowolona? Nie, nie mogłam; ten pocałunek był całkiem miłym doznaniem, nawet nie wiedziałam, że czyjaś bliskość zrobi na mnie bądź co bądź pozytywne wrażenie.
I doszłam do wniosku, że – o cholera! – chcę się do niego przytulić. Że chcę go mieć przy sobie, że chcę tego znowu… Nie, nie, nie! Tak nie może być. Nie mogę się zakochiwać, nie mogę! Obiecałam sobie, że nigdy się do nikogo nie przywiążę. Bo miłość to nadzieja. Cholerna nadzieja, która prędzej czy później i tak okaże się płonna.
Nie mogę. Dla własnego dobra nie mogę. Zbyt dużo razy dałam się naiwnie nabrać nadziei. Nie mogę popełniać w kółko tego samego błędu.
Chyba muszę dać sobie z tym wszystkim spokój…




Anja stała na tarasie widokowym i rozmyślała, patrząc przed siebie. Podziwiała widoki, jakie rozciągały się wokół. Wszędzie małe światełka lamp zapalanych w domach, ciepły blask latarni ulicznych; piękna gra świateł. Dziewczyna myślała, czy w związku z jej pojawieniem się w gazecie, nie powinna odejść. Co prawda, mimo wszystko, mimo całych wpadek z Norwegami, nie chciała tego robić. Ale kto wie, do czego jeszcze posunie się prasa? Anja wiedziała, że prasa i media to potęgi współczesnego świata. Miała świadomość na jaką skalę działają i jakie szkody mogą wyrządzić w życiu prywatnym, zarówno celebrytów, jak i zwykłych ludzi.
Dziewczyna usłyszała trzaśnięcie zamykanych drzwi i odwróciła się. Zobaczyła Fannemela, wchodzącego na balkon.
- Przyszedłeś za mną? – spytała.
- Przyszedłem pomyśleć, z daleka od tych wszystkich idiotów – odparł Anders. – Nie spodziewałem się, że cię tu zastanę. Myślałem, że leżysz w łóżku, w pokoju. A… co robisz?
- To samo co ty.
- Pewnie ci przeszkadzam…
- Nie.
- Wolisz, żebym poszedł gdzie indziej?
- Nie.
- Mam iść?
- Zostań.
Anja nie wiedziała czemu, ale chciała, żeby Fannemel został z nią na balkonie. Mimo, że przed chwilą potrzebowała samotności, teraz miłe byłoby jej towarzystwo Andersa.
- Widziałam gazetę – odezwała się.
- Też byłaś wkurwiona jak ja? – uśmiechnął się Fannemel.
- Słownictwo… - mruknęła Anja, po czym westchnęła. - Tak. I pomyślałam sobie… że to nie w porządku. Nie mogę pozwolić, żeby jeszcze kiedyś pojawiło się w gazecie coś takiego. Zepsuję ci reputację. I zastanawiam się, czy po prostu… się nie pożegnać.
Nie chciała tego mówić. Nie chciała tego robić. Ale czuła się do tego zmuszona. Starała się tylko nie napuścić do oczu łez, które zdradziłyby jej myśli.
- Jeśli tylko to ma być powodem twojego odejścia… to nie jest to żaden powód – Fannemel podszedł do dziewczyny. – Zresztą moja reputacja jest już tak bardzo zrąbana, że bardziej się nie da… Poza tym nie mam takiej obsesji na punkcie nieskazitelnego image’u jak Świrenzauer. Niech sobie piszą, ku… penisy jedne – oparł się dłońmi o poręcz. Stali tak blisko, że dotykali się biodrami. – Niech sobie piszą. Ale ty nie odchodź.
Anja nie miała wyboru. Nie potrafiła odgiąć kręgosłupa aż tak bardzo do tyłu, więc musiała złapać się ramienia Fannemela. Nie wiedziała, jak zareagować na to wszystko.
- Przecież… ja nic takiego nie zrobiłam – odezwała się. – Ja tylko… rzucam psychologiczne teksty.
- Nazywaj to sobie jak chcesz. Ale wiesz co ci powiem? Powiem ci, że odkąd jesteś w naszej ekipie, życie nie jest tylko jednostajnym taśmociągiem treningów, skakania i… taniej rozrywki. Jest jakoś tak… inaczej, if you know what I mean… I nie chciałbym, żeby ciebie zabrakło. Zostań z nami. I ze mną.
Anja uśmiechnęła się z lekka. Wcale nie chciała odchodzić i bardzo cieszyła się, że nie musi. Ba, że nie może.
Ale mimo wszystko czuła się trochę skrępowana. Odsunęła delikatnie Fannemela, łapiąc go w biodrach i popychając lekko do tyłu, i odwróciła się tyłem do budynku, patrząc przed siebie.
- Boski widoczek, prawda? – zauważył uprzejmie Anders, przyglądając jej się z uśmiechem.
- Tak. Bardzo piękny… Nie widziałam niczego podobnego…
- Możemy popodziwiać razem.
Dziewczyna skinęła głową.
Fannemel przysunął się do niej i położył swoją dłoń na jej dłoni. Anja poczuła, że robi jej się ciepło na sercu i uśmiechnęła się pod nosem. Normalnie zastanawiałaby się, co w takiej sytuacji powinna powiedzieć, ale atmosfera sprawiła, że nie powiedziała nic. W milczeniu powoli przechyliła głowę w bok i oparła ją na ramieniu Fannemela.
- Anders… - odezwała się po pewnym czasie cicho, nieśmiało. – Ja… chciałam być sama… tak, przed chwilą… ale teraz sobie myślę… no tak doszłam do wniosku… że teraz jednak nie chcę być sama… po prostu to miło … - urwała, zagryzając wargi, nie wiedząc, jak powiedzieć to, co czuje. - … Cieszę się, że jesteś tu ze mną.
Fannemel uśmiechnął się lekko i ścisnął mocniej rękę dziewczyny. Westchnęła, zadowolona, przez nos.
Mogłaby tak stać aż do zgaśnięcia ostatniego światełka. Ale męczący kaszel upomniał ją, że powinna wrócić do pokoju, do łóżka.
- Muszę już iść – odezwała się. – Do zobaczenia rano.
- Zostajesz? – chciał się upewnić Anders.
- Chyba nie mam wyboru – uśmiechnęła się dziewczyna i odeszła.
Czuła, że wraca jej gorączka i jak najszybciej musi znaleźć się w łóżku. Wpadła do pokoju i wskoczyła z lubością pod kołdrę.
- Gdzie byłaś? – spytała Sybilla, rozczesując gęste jasne włosy.
- Na tarasie.
- Nie nudziło ci się samej?
- Nie. Ale nie cały czas byłam sama.
Nie pytała więcej. Uśmiechnęła się tylko pod nosem i przełączyła kanał.
- Och, Taylor… nie opuszczaj mnie! Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie!
- Ona i tak nie umrze – skomentowała Sybilla. – Jak ją kocha to zrobi wszystko, żeby została.
Anja odwróciła się na bok i próbowała jeszcze chwilę porozmyślać, ale gorączka wzbudziła w niej senność. Zanim zasnęła, zdążyła tylko porównać swoje życie dawniej i teraz, dawniej obojętność innych, a teraz…
Nie zdążyła dokończyć myśli. Ogarnął ją spokój, ciemność i ciepło, ogrzewające ją od wewnątrz.
        ***

       No jestem! ;) Wybaczcie, że musieliście tyle czekać, ale mamuś wyjechała służbowo na Mazowsze i zabrała ze sobą cały sprzęt. ;p Kajam się ;-; Ale w zamian za to się postarałam: jest wątek Anja-Fannis, są "norwescy popaprańcy", także tego: mam nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie ;)
Pozdrawiam :*
PS. Mam zagadkę (jak chcecie to zgadujcie w komentach ;))
CO WIDZI PETER PREVC, GDY WCHODZI DO SKLEPU?? ;)

9 komentarzy:

  1. Ojejciu, jejciu... Jakie urocze *o*
    Oni są tacy kochani <3
    Po prostu rozwalasz mnie każdym rozdziałem...
    Chcę czytać dalej więc się pospiesz z kolejnym :D
    Uwielbiam a Norwegowie... wszystkiego się można po nich spodziewać !
    Najlepsi ♥
    Życzę weny i żeby nic cię nie zatrzymywało przy pisaniu kolejnego rozdziału <3
    Buziaczki :*

    Ps. Z tą zagadką od razu skojarzyło mi się zdjęcie Prevca z koszykiem pełnym bananów xd

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozpływam sie <3 każdy rozdział kocham coraz bardziej! Widać jak Anja zmienia sie prz Andersie, jak on zmienia sie przy niej. Chyba sama sobue chce wmowic, że nic do niego nie czuje. Oby nie tłumaczyła tych dobrych kontaktow przyjaznia. Fannisia rzeczywiście na skoczni poniosło, ale przrez to zrobiło sie mega słodko. Nie wiem po co Norwegom głowy i tak nimi nie myślą :p
    Pozdrawiam, M. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział świetny ^^ I jak ich nie kochać? ;) Oni są chyba zdolni do wszystkiego, naprawdę... Jest wątek Anja-Fanni i... jestem mega ciekawa, co wydarzy się między nimi dalej :)
    Aż się boję, jaka jest odpowiedź na tą zagadkę, bo szczerze mówiąc, to nie mam bladego pojęcia xD
    Buziaki i zapraszam na nowe opowiadanie, może wpadniesz w wolnej chwili? :**
    blue-flares.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzi Cene! :D

    Jaki super rozdział, taki pozytywny w całej głupocie Norwegów. I pierwszy raz widzę, żeby oni żałowali swojego 'występku'! Jakoś nikt nigdy wcześniej nie wyciągał konsekwencji z ich (czasem chorego) zachowania :D
    Wątek Anja - Fannis jest cudowny. No bo widać jakąś zmianę w Fannemelu i widać zmianę w Ani, więc obydwoje są na tej dobrej drodze. A skoro ta "dobra droga" (a może raczej "właściwa") zależy od nich obojga, to wniosek jest jeden - muszą się trzymać razem. Przecież jak kocha, to zrobi wszystko, żeby została, nie? :D
    Pozdrawiam!

    [love-needs-to-fly]
    [i-jump-you-jump]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tak, tak. Istotnie chodziło o Cene :D Taki sucharek ;)
      A co do Norwegów... gdyby za każdym razem wyciągano konsekwencje z tych ich pomysłów, to kadra by się posypała ^^ No ale próba utopienia Anji nie mogła im ujść na sucho ;)
      Mein Gott, cieszę się, że moje bazgroły się podobają. Obiecuję nowy rozdział jak najszybciej, a tymczasem idę do Ciebie poszukać inspiracji ;)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Kooocham <3 ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejo hejo hejo wybacz to opóźnienie ♥ Problemy techniczne :C A więc ,to chyba najlepszy rozdział ♥ KOCHAM KOCHAM KOCHAM ♥ Sybi chyba coraz lepiej idzie z Zogu :D A Nasze gołąbeczki zaczynają coś rozumieć xD ♥ I ten całus ,tak tak to z przypływu emocji xD Chyba dawno chciał to zrobić ♥ Ależ widoki xD Ale jak to Norwegowie xD To CAŁKOWICIE NORMALNE I TRZEBA SIĘ Z TYM POGODZIĆ xD Jeszcze na pamiątkę zdjęcie czemu by nie xD Wierzę Sybi ,że ich pozabija (nie wiem czemu trochę przypomina mnie xD ) Anja biedactwo ,powtórka z rozrywki ,Fannis taki zmartwiony ♥ W sumie jak wszyscy ,nieistotne xD Podwójne szczęście Fannemela to prawda ♥ Głupie media do wszystkiego się wtrącają xD Ale gdyby nie oni nie wiadomo kiedy dotarło by do nich ,że kurde jest pomiędzy nimi noo xD PIERWSZY RAZ NORWEGOWIE ŻAŁUJĄ SWOJEGO WYSTĘPKU ♥ WOW ♥ Ale chyba nie zaprzestaną wybryków :D Mam nadzieję :D Zaczynam szwankować z długością :C Zbliżają się twoje urodziny :D Nieważne ,że są za ponad miesiąc ! xD Ale zrobisz jakąś niespodziankę na blogu :D bynajmniej mam taką nadzieję again :D Jak przeczytałam ten rozdział to miałam bardzo dużo do powiedzenia ale jak próbowałam napisać to się usunął xD Fart ,że mam teraz jak napisać ♥ To powinno być w PS ale nieważne xD PS Proszę o odpowiedź na zagadkę na priv ♥ :D Pozdrawiam bardzoo serdecznie i cieplutko ♥ /Paula

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak wyobraziłam sobie Norwegów w negliżu lecących na łeb na szyję do jeziora, to normalnie zaniemogłam :D
    Wątek Anja-Fannelka jak najbardziej na tak :))) Można go potraktować jako mądrość życiową, że nawet najgorsze zboki, ze zrąbaną psychiką i brakiem normalnego pomysłu na życie mogą być czułe i urocze (aczkolwiek Fannis to zawsze jest uroczy).
    Sybi to zaczynam lubić coraz bardziej :) Mam życzenie specjalne - przydałaby się jakaś akcja z nią i Zogu :D Tak swoją drogą to on ma fabrykę tych rękawiczek, że ma ich tak dużo czy co?
    Cudnie, wspaniale, fantastycznie :*
    Całuski :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak słodziutko ! : oo
    Czytam to twoje opowiadanie i moja miłość do Norwegów jest jeszcze większa.
    Nie ukrywam,że przy dzisiejszym pojedynku Freund - Velta kciuki trzymałam za tego drugiego :D
    Chociaż mój faworyt zajął dopiero miejsce 21 ..chyba .
    Bardzo podoba mi sie postać Sybi xD
    No i Hilde,mój kochany <3
    No,mam nadzieję,że następnym razem będę wreszcie pierwsza XD
    No i zapraszam do siebie na rozdział 2 ---> http://i-wanna-hide-the-truth.blogspot.com/
    Pozdrawiam,

    Chil dish

    OdpowiedzUsuń